Śmierć na żądanie

Śmierć na żądanie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Śmiertelnie chorzy oraz ich rodziny domagają się prawa do eutanazji

Sparaliżowana 47-letnia Diane Pretty z Luton w Wielkiej Brytanii od roku myśli tylko o jednym: jak godnie umrzeć. Nie kontroluje czynności fizjologicznych, musi być sztucznie karmiona. Za kilka miesięcy prawdopodobnie udusi się na skutek paraliżu mięśni układu oddechowego. 25 lat temu lekarze wykryli u niej postępującą degenerację nerwów ruchowych, powodującą paraliż mięśni. "Jest jak małe bezradne dziecko, ma jedynie psychikę i zdolność myślenia dorosłej osoby" - mówi jej mąż Brian.
Małżeństwo Pretty od prawie roku stara się uzyskać na drodze sądowej zezwolenie na "dobrą śmierć". Pozostało jej tylko zwrócenie się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Jej zdaniem, karanie osób po-magających w samobójstwie umierającym jest sprzeczne z ratyfikowaną przez Wielką Brytanię Europejską Konwencją Praw Człowieka.

Przyzwolenie na eutanazję
Na świecie coraz więcej rodzin osób nieuleczalnie chorych domaga się prawa do eutanazji i pozywa do sądu szpitale oraz lekarzy, oskarżając ich o ignorowanie woli cierpiących ludzi, którzy prag-ną umrzeć. Zwiększa się też społeczne przyzwolenie dla eutanazji. Opowiada się za nią ponad 90 proc. Holendrów, 80 proc. Belgów, 75 proc. Australijczyków oraz 50-75 proc. Amerykanów. Podobnie jest w Polsce: połowa ankietowanych w tym roku przez CBOS uznała za słuszne wprowadzenie przepisów umożliwiających lekarzom przyspieszenie śmierci cierpiącego i nieuleczalnie chorego, jeśli wyrazi on taką prośbę.
- W Wielkiej Brytanii opieka paliatywna jest bardziej rozwinięta niż w Polsce, a mimo to odsetek osób opowiadających się za eutanazją jest tam większy niż u nas - mówi prof. Jacek Łuczak, kierownik Kliniki Opieki Paliatywnej Akademii Medycznej w Poznaniu. Ponad 60 proc. lekarzy domowych i 50 proc. lekarzy szpitalnych w Anglii przyznało, że zetknęło się z prośbą umierających lub ciężko chorych pacjentów o przyspieszenie ich śmierci. Prawie połowa z nich rozważyłaby, jak postąpić, gdyby eutanazja była dopuszczalna przez prawo. Nie znaczy to, że dziś jej nie praktykują - z braku uregulowań prawnych jest to na ogół skrzętnie ukrywane.

Samobójstwo komputerowe
W Australii jedna trzecia lekarzy przynajmniej raz podała śmiertelnie choremu dużą dawkę leku przeciwbólowego, który przyspieszył jego zgon - ujawnił anonimowy sondaż przeprowadzony niedawno wśród 700 lekarzy. W Pensylwanii 20 proc. pielęgniarek na oddziałach intensywnej terapii przyznało się do umyślnego skrócenia życia nieuleczalnie chorego pacjenta.
Do sądu trafiają jedynie takie osoby, jak 73-letni amerykański lekarz Jack Kevorkian, który bez hipokryzji asystował przy śmierci ponad 130 nieuleczalnie chorych. Niedawno po licznych odwołaniach Sąd Apelacyjny w Michigan uznał Doktora Śmierć za mordercę drugiego stopnia.
W USA po przeprowadzeniu referendum eutanazja jest dozwolona w wypadku chorych, którzy mają przed sobą najwyżej pół roku życia. Od 1997 r. z tej możliwości skorzystało prawie sto osób. Ostatnio jednak lekarze zaczęli odmawiać takiej pomocy, bo władze federalne zagroziły im utratą praw do wykonywania zawodu. "Niektórzy pacjenci są tak zdesperowani, że chcą popełnić samobójstwo za granicą, na przykład w Meksyku" - twierdzi pragnący eutanazji śmiertelnie chory na raka wątroby 72-letni Richard Holmes.
Najciężej chorzy lub umierający pacjenci korzystają z każdego przyzwolenia na "dobrą śmierć". Bob Dent był w 1996 r. pierwszym w australijskim Terytorium Północnym pacjentem, który oficjalnie popełnił samobójstwo, gdy miejscowe władze chwilowo zalegalizowały eutanazję dla terminalnie chorych. Skorzystał z dobrodziejstwa "maszyny śmierci". Najpierw psychiatra stwierdził, że Dent nie jest w depresji, a dr Philip Nitschke wprowadził do jego naczynia krwionośnego igłę ze strzykawką zawierającą truciznę. Następnie komputer spytał go, czy jest przekonany, że chce popełnić samobójstwo. Kiedy chory potwierdził swój zamiar kliknięciem myszy, urządzenie wstrzyknęło do jego krwiobiegu śmiertelną dawkę leku. W ciągu roku skorzystało z tej możliwości czterech pacjentów. Po wyborach powszechnych w marcu 1997 r. eutanazję ponownie w tym regionie zdelegalizowano.

Kryzys świętości życia
Eutanazji nie należy mylić z powszechnie aprobowanym przyzwoleniem na śmierć - zaniechaniem przymusowej i uporczywej terapii w sytua-cjach nie dających choremu żadnej nadziei. Już Pius XII przyznał w 1958 r., że lekarze nie mają moralnego obowiązku korzystania ze środków nadzwyczajnych, przedłużających jedynie umieranie chorego. Eutanazji natomiast - zdaniem Kościoła - wykonywać nie wolno.
Za pełną legalizacją eutanazji po raz pierwszy opowiedział się przed rokiem parlament holenderski. W tym roku podobnie postąpiła Belgia. Z "prawa do godnej śmierci" mogą korzystać nieuleczalnie chorzy po konsultacji co najmniej dwóch lekarzy, a nad wszystkim ma czuwać specjalna komisja. Przeciwnicy takiego rozwiązania uważają jednak, że od eutanazji z litości jest tylko jeden krok do eutanazji eugenicznej - z powodów społeczno-ekonomicznych. Upadek tradycyjnej etyki judeochrześcijańskiej zapowiada Peter Singer, mieszkający w USA australijski bioetyk. "Przechodzimy okres przeobrażania się naszej postawy wobec świętości ludzkiego życia" - stwierdza Singer w książce "O życiu i śmierci". - To raczej przejaw kryzysu współczesnej medycyny i polityki społecznej, a także kryzysu rodziny, dla której opieka nad nieuleczalnie lub przewlekle chorym jest "nadmiernym obciążeniem" psychicznym i materialnym - uważa natomiast prof. Stanisław Pużyński z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie.
Więcej możesz przeczytać w 49/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.