Grzechy nauki

Dodano:   /  Zmieniono: 
II Konfrontacje Naukowe "Wprost"

Za sprawą Trofima Łysenki, psychopaty i pupila Stalina śmierć poniosła nie tylko rosyjska genetyka, ale także wielu rosyjskich uczonych. Za sprawą amerykańskich fizyków biorących udział w projekcie "Manhattan" w Hiroszimie i Nagasaki życie straciło ponad 100 tys. ludzi. Heisenberg i Weizsäcker, dwaj genialni fizycy niemieccy, z opracowania dla Hitlera bomby atomowej uczynili swoją idée fixe. Modyfikowane genetycznie bakterie z laboratoriów byłego ZSRR dziś w rękach terrorystów zagrażają światu. - W pałacu nauki czasami zdarzają się rzeczy bardzo brzydkie - mówił prof. Łukasz Turski z Centrum Fizyki Teoretycznej, współgospodarz II Konfrontacji Naukowych "Wprost".
Rzeczywiście - wykazały prelekcje uczestników konfrontacji - "brzydkich rzeczy" w nauce nigdy nie brakowało. Verner von Braun czy prof. Messerschmitt, pracujący nad bronią dla faszystowskich Niemiec, kanadyjski inżynier Bell, budujący czołg dla Saddama Husajna, polski generał pobierający grube pieniądze na skazany na niepowodzenie projekt polskiej bomby wodorowej - to tylko nieliczne przykłady częstego zjawiska. Te wykroczenia przeciwko etyce nie dyskwalifikują jednak wartości prac naukowych.

Hipotezofilia
- Teraz najczęściej mamy do czynienia z przykładami "mniejszego kalibru", naukowcy dopuszczają się zwykle grzechu zaniedbania - zauważył prof. Maciej W. Grabski, prezes Fundacji na rzecz Nauki. - Na przykład Pons i Fleischmann, przekazując informacje o swoim mocno wątp-liwym odkryciu zimnej fuzji jądrowej najpierw środkom masowego przekazu, mimo że prestiżowe pismo naukowe "Nature" odmówiło publikacji wyników ich badań, zaniedbali powszechnie akceptowane metody weryfikacji naukowej - przypomniała prof. Halina Abramczyk, z Politechniki Łódzkiej.
- Najcięższym grzechem, jakiego może się dopuścić uczony, jest jednak zakochanie się we własnej hipotezie - stwierdził prof. Jerzy Vetulani z Instytutu Farmakologii PAN w Krakowie. Fizyk Robert M. Millikan nie przyjmował do wiadomości wyników sugerujących, że elektron nie niesie ładunku jednostkowego. Wybitny neurobiolog Brody upierał się, że w mózgu naprawdę ważny jest tylko jeden neuroprzekaźnik: serotonina. Kiedy zaczął z nim współpracować Carlson, noblista z roku 2000, Brody zagroził, że jeśli on również nie będzie uważał, iż jedynie serotonina jest ważna, zostanie po prostu wyrzucony z pracy.
W Polsce także działali uczeni, których jedyną prawdziwą miłością była ich własna hipoteza. - Pewien młody profesor fizyki zmusił swojego doktoranta do sfałszowania danych doświadczalnych. Na szczęście szalbierstwo zostało wykryte. Doktoranta i jego "mistrza" zwolniono z pracy - opowiadał prof. Turski.
W połowie XX wieku nauka zaczęła podlegać regułom rynku - podkreślał prof. Grabski. Wiele prac badawczych zostało wyprowadzonych poza placówki naukowe, do biznesu. Z wieloma problemami natury etycznej biznes dawno się już uporał, naukowcy jeszcze nie. Plagiat, tak powszechny w środowisku naukowym i tak łagodnie traktowany, w języku biznesu jest zwykłą kradzieżą i pociąga za sobą nie tylko sankcję moralną, ale także karną. W biznesie niemożliwa jest sytuacja, w której ktoś pracuje w dwóch konkurujących z sobą firmach. Tymczasem naukowcy nie widzą niczego nagannego w pracy na kilku uniwersytetach.

Co zakon to obyczaj
Dominikanie i franciszkanie nieco różnią się poglądami na normy moralne. W Krakowie każdy z tych zakonów ma własny kościół. Kiedyś pewien kupiec poszedł do spowiedzi i ojcu dominikaninowi wyznał, że ma kochankę Żydówkę. Absolucji, niestety, nie dostał. Poszedł do franciszkanów i bez nadziei na rozgrzeszenie znów wyznał swój grzech. "I co, byłeś z tym u dominikanów?" - zapytał franciszkanin. "Tak - odpowiedział grzesznik - ale moje winy nie zostały odpuszczone". "Widzisz synu, oni nie wiedzą, co dobre".
Podobnie jak w tej anegdocie opowiedzianej przez prof. Vetulaniego, różnie można patrzeć na to, co jest, a co nie jest etycznym zachowaniem w nauce. - Ja wciąż wierzę, że bycie uczonym, podobnie jak kapłanem, lekarzem czy nauczycielem, wymaga kultywowania szczególnego etosu - deklarował prof. Witold Karczewski, pierwszy prezes Komitetu Badań Naukowych oraz przewodniczący zespołu ds. etyki przy prezesie KBN. - Niezależnie od tego, czy uczony jest denominacji franciszkańskiej, czy dominikańskiej, kiedy nie wie, jak ma postąpić, powinien się po prostu zachować porządnie - podsumował prof. Vetulani.
Więcej możesz przeczytać w 49/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.