Bieg z przeszkodami

Bieg z przeszkodami

Dodano:   /  Zmieniono: 
Zadłużenie polskich przedsiębiorstw za granicą przekroczyło pod koniec ubiegłego roku 25 miliardów dolarów

Wzrastające bezrobocie, rosnące zadłużenie przedsiębiorstw, niska skłonność do oszczędzania oraz inwestowania, a także ujemne saldo obrotów handlowych to - zdaniem ekonomistów i pracodawców - główne zagrożenia dla naszej gospodarki, a także główne bariery inwestowania w Polsce. Bezrobocie jest chyba najpoważniejszą barierą rozwoju. Pod koniec lutego wyniosło ono już 13,9 proc., co oznacza, że bez pracy pozostaje ponad 2,5 mln osób. W ciągu najbliższych kilku lat musimy stworzyć kilka milionów nowych miejsc pracy. Czy to możliwe?

Za wysokie progi
Pracodawcy oraz ekonomiści ostrzegają, że w tym roku za sześcioprocentowy wzrost PKB możemy zapłacić dwudziestoprocentowym bezrobociem. Tym bardziej że - jak piszą eksperci McKinsey Global Institute w raporcie "Kierunki rozwoju polskiej gospodarki" - spadek zatrudnienia w przemyśle wytwórczym w ciągu najbliższych pięciu lat może sięgnąć nawet 4 proc. rocznie (w latach 1992-1998 wynosił 1 proc.). Powoli tracą ważność gwarancje zatrudnienia przyjęte przez zagranicznych inwestorów w ramach prywatyzacji dużych zakładów przemysłowych. Zagraniczne inwestycje będą w najbliższych latach źródłem wzrostu wydajności pracy.
Mają rację przedsiębiorcy, którzy twierdzą, że swój udział w powiększaniu armii bezrobotnych mają także rząd i parlament. Wprowadzone lub proponowane zmiany legislacyjne (na przykład w kodeksie pracy) powodują, że koszty pracy są coraz wyższe, a tym samym spada konkurencyjność wyrobów.
Wyższe podatki to nie tylko więcej pieniędzy dla budżetu, ale także wyższe koszty pracy. Warunkiem istnienia firmy jest zaś utrzymanie pozycji rynkowej - podkreślali uczestnicy niedawnej konferencji na temat konkurencyjności sektora prywatnego w Polsce, zorganizowanej przez Polską Konfederację Pracodawców Prywatnych. - Tymczasem sukces polskiej transformacji to głównie zasługa średnich i małych przedsiębiorstw. Gdy zsumujemy wszystkie podatki i świadczenia, którym one podlegają, to nie ma wątpliwości, że są za wysokie - twierdzi uczestniczący w konferencji dr Jacek Rostowski. - Co w tej sytuacji może zrobić pracodawca? Może podnieść cenę swoich wyrobów, pod warunkiem, że zaakceptuje to rynek. Przy ogromnej konkurencji jest to mało prawdopodobne. Pozostaje druga możliwość: obniżenie kosztów produkcji, co oznacza między innymi zmniejszenie zatrudnienia.
Obecne ożywienie gospodarcze jest głównie efektem wzrostu wydajności pracy. Szybsze tempo rozwoju nie przekłada się jednak jeszcze na tworzenie nowych miejsc pracy. "Przedsiębiorczość, innowacyjność oparta na wiedzy, elastyczność, prostota i funkcjonalność struktur oraz procedur, mobilizacja, otwartość i perfekcjonizm pracowników zatrudnionych w firmie, nastawienie na klienta, a także sprawność informacyjna" - wyliczał uczestnikom konferencji PKPP czynniki poprawiające konkurencyjność ich firm prof. dr hab. Andrzej K. Koźmiński. Dążąca do poprawy konkurencyjności firma może się jednak natknąć na liczne rafy. Największe niebezpieczeństwa wynikają - zdaniem dr. Michała Boniego - ze zbyt szybkiego tempa wzrostu wynagrodzeń i nadmiernie egalitarnej strategii ich kształtowania oraz nadmiaru składników w wynagrodzeniach, które nie spełniają funkcji motywacyjnych.

Polska pod lupą
Według szacunkowych danych, pod koniec ubiegłego roku zadłużenie polskich przedsiębiorstw za granicą przekroczyło 25 mld USD. Warto przypomnieć, że wartość naszych rezerw walutowych wynosi 26 mld USD. Ekonomiści uważają, że jest to bardzo niepokojące zjawisko, które może mieć wpływ na atrakcyjność Polski jako miejsca inwestycji. Niepokojąca jest nie tylko wielkość zadłużenia, ale przede wszystkim tempo jego wzrostu. Jeszcze cztery lata temu nie przekraczało ono 8,5 mld USD, a pod koniec 1998 r. wyniosło 17 mld USD. Gdzie tkwi przyczyna tego zjawiska i jakie mogą być jego konsekwencje? Rada Polityki Pieniężnej, walcząc z inflacją, podnosi stopy procentowe. To powoduje, że kredyty oferowane przez polskie banki są droższe od zachodnich pożyczek. Przedsiębiorstwa wolą się więc zadłużać w zagranicznych bankach niż w rodzimych. Wystarczy jednak nagły spadek kursu złotego, a zadłużone przedsiębiorstwa będą musiały wydać więcej złotówek na zakup dolarów potrzebnych do spłaty rat kredytowych.
Pracodawcy oczekują, że już niebawem będą mogli korzystać z kredytów na warunkach porównywalnych z innymi krajami OECD. Czym prędzej - ich zdaniem - powinniśmy również przystąpić do unii monetarnej. Dane statystyczne wskazują, że pogarszające się wyniki finansowe oraz droższe kredyty znacznie zmniejszyły tempo inwestycji przedsiębiorstw. Ekonomiści są zgodni, że w ubiegłym roku nastąpiło spowolnienie restrukturyzacji, czyli m.in. unowocześniania procesu produkcji i redukcji nadmiernego zatrudnienia. W 1999 r. firmy wydały na inwestycje tylko o 6 proc. więcej niż rok wcześniej. Jest to najmniejszy przyrost od 1993 r. Wolniejsza restrukturyzacja oznacza mniejszą konkurencyjność wyrobów, to zaś prowadzi do spadku eksportu, a w perspektywie spowalnia wzrost gospodarczy. Niektórzy ekonomiści przekonują, że na podstawie jednego roku nie można wyciągać zbyt daleko idących wniosków. Ich zdaniem, spadek skłonności do inwestowania jest m. in. efektem pesymizmu, jaki zapanował w naszej gospodarce pod wpływem skutków rosyjskiego kryzysu. Gdyby pesymizm związany z brakiem perspektyw rozwojowych trwał dłużej, będzie to miało poważne skutki dla gospodarki.

Made in Poland
W ubiegłym roku nieznacznie zmniejszył się deficyt w handlu zagranicznym. O ile w 1998 r. wynosił on 18,8 mld USD, o tyle w ubiegłym roku był o 300 mln USD mniejszy. I to jest jedyna pozytywna informacja. Nadal w porównaniu z innymi państwami (nie tylko członkami Unii Europejskiej, ale także krajami ubiegającymi się o przyjęcie do brukselskiego klubu) wielkość wymiany towarowej przypadającej na mieszkańca Polski jest niewielka. W ubiegłym roku wartość eksportu per capita wyniosła u nas niewiele ponad 700 USD, zaś wartość importu nie przekroczyła 1180 USD.
Bardzo często zwraca się uwagę, że zagraniczne inwestycję są jednym ze źródeł ogromnego deficytu w naszym handlu zagranicznym. Niedoinwestowana polska gospodarka potrzebowała jednak nowych technologii oraz maszyn i urządzeń. Najlepszym tego potwierdzeniem jest przemysł motoryzacyjny i spożywczy, w których rozwój zaangażowano najwięcej dewiz. Polski import ma przede wszystkim charakter zaopatrzeniowy, a nie konsumpcyjny. Po kilku latach generowania deficytu zainwestowane kapitały zaczynają procentować. Wystarczy przypomnieć, że na liście największych eksporterów czołowe miejsca zajmują zagraniczne firmy działające w Polsce. Jak wyglądałby bilans naszego handlu zagranicznego, gdyby nie ich wcześniejsze inwestycje i obecna produkcja? Wystarczy spojrzeć choćby na branżę motoryzacyjną i przemysł meblarski. Jeszcze kilka lat temu motoryzacja była jednym z największych źródeł deficytu w naszym handlu zagranicznym. Miłość do motoryzacji kosztowała nas rocznie ponad 2,5 mld USD. Tymczasem już niedługo ten sektor będzie się mógł pochwalić dodatnim bilansem handlowym. Po okresie żywiołowego rozwoju montowni światowi potentaci zaczęli budować fabryki (General Motors, Fiat, Volkswagen, Daewoo), a za nimi do naszego kraju trafili producenci części samochodowych. Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową przeprowadził w tym roku badania ankietowe wśród największych krajowych wytwórców części i komponentów samochodowych. Wynika z nich, że w ciągu trzech kwartałów ubiegłego roku wartość eksportu tych fabryk wyniosła prawie 1,5 mld zł, zaś produkcja w wielu przedsiębiorstwach wzrosła o ponad 50 proc. w porównaniu z 1998 r.
Kolejnym pozytywnym przykładem jest przemysł meblarski. W 1998 r. eksport mebli przyniósł nam prawie 6,7 mld zł, a w ciągu dziewięciu miesięcy ubiegłego roku - ok. 5,2 mld zł. Dwa lata temu nadwyżka eksportu nad importem wynosiła 1,6 mld USD, zaś szacunkowe dane wskazują, że w ubiegłym roku była ona jeszcze wyższa. Meblarstwo dzięki powiązaniom kapitałowym krajowych przedsiębiorstw ze znanymi zachodnimi firmami (a przede wszystkim ich sieciami dystrybucji) potrafiło wykorzystać dobrą koniunkturę w Europie Zachodniej. Ta branża to dzisiaj jedna z niewielu lokomotyw naszego eksportu.

Deficyt szarych komórek
Zagraniczne firmy działające w naszym kraju rzadko myślą o inwestowaniu pieniędzy w badania, gdyż interesuje je głównie produkcja i sprzedaż. Inwestorzy skarżą się, że rząd nie zachęca ich do inwestowania w działalność badawczą, a w trakcie negocjacji polska strona kładzie nacisk przede wszystkim na cenę przedsiębiorstwa i pakiet socjalny. Jakie są tego konsekwencje? W ostatnim okresie zatrudnienie w branżach wykorzystujących high-tech spadło o 68 proc. Zmniejsza to konkurencyjność i innowacyjność wytwarzanych w Polsce produktów. Na palcach jednej ręki można policzyć te światowe koncerny, które zdecydowały się na budowę centrów innowacyjnych. Laboratoria Lucent Technologies, ABB, Motoroli, Philipsa czy Delphi pracują nie tylko dla polskich fabryk, ale także na potrzeby rynku globalnego. Jakie warunki musimy spełnić, aby ta lista się wydłużyła? Wydaje się, że jeden, być może podstawowy, został spełniony. Zdaniem przedstawicieli zachodnich koncernów, dysponujemy już nieźle wykształconą kadrą, która może rozwiązywać najbardziej skomplikowane problemy.

Więcej możesz przeczytać w 15/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.