Podejrzani uchodźcy

Podejrzani uchodźcy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Z więzienia talibów do polskiego aresztu

Na początku sierpnia talibowie zamordowali jej rodziców. Ze wzgórza obok rodzinnego domu wystrzelili pocisk z bazooki. To nie był przypadek, lecz egzekucja. Khalida Jeddi, siedemnastoletnia Afganka, żyje tylko dlatego, że tamtego dnia nie dotarła do domu na czas. Trzy tygodnie później opuściła Afganistan. Pokonała siedem tysięcy kilometrów - dużą część pieszo. Chciała dotrzeć do krewnych mieszkających w Hamburgu. Po prawie trzech miesiącach tułaczki, kiedy do celu pozostało jej tylko trzysta kilometrów, w pobliżu miejscowości Prenzlau zatrzymała ją niemiecka straż graniczna i... deportowała do Polski. Tu dziewczyna trafiła do aresztu w Kamieniu Pomorskim, gdzie przebywa od sześciu tygodni.

Etap Polska
Do Iranu, Iraku i Pakistanu, a potem na Zachód uciekły przed talibami setki tysięcy Afgańczyków. Część z nich dotarła także do Polski, choć wcześniej nie wiedzieli o jej istnieniu. - Afgańczycy sporadycznie przekraczają naszą zachodnią granicę. Głównie dlatego, że granica na wschodzie jest coraz bardziej szczelna. Ale na początku grudnia natknęliśmy się na obozowisko w lesie, dwa kilometry od granicy. Do nielegalnego przekroczenia granicy szykowało się pięciu Afgańczyków i dziewięciu Wietnamczyków - ujawnia major Sylwester Skoneczny, rzecznik lubuskiej straży granicznej. - W ubiegłym roku o status uchodźcy starało się 297 Afgańczyków, w tym roku - 250. Do końca sierpnia dotarło do nas około stu osób, a w ostatnich trzech miesiącach - aż 150 - informuje Jan Węgrzyn, pełniący obowiązki dyrektora generalnego Urzędu ds. Repatriacji i Cudzoziemców.
Osoby, które w ostatnich miesiącach przybyły do Polski, często nie wiedziały o atakach terrorystów na USA oraz toczącej się w Afganistanie wojnie. - Wyjechali z kraju dawno temu i błąkali się po Rosji bądź Ukrainie - wyjaśnia Jan Węgrzyn. Do zachodniej Europy uciekały osoby dysponujące jakimś majątkiem, gdyż przerzut kosztuje często ponad 8 tys. dolarów. De facto nie był to więc exodus wojenny, tylko emigracja zarobkowa. Jej celem są Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania. Polska jest jedynie etapem podróży. Od 1992 r. do 30 września 2001 r., czyli przez dziewięć lat, o status uchodźcy ubiegało się w naszym kraju 2360 Afgańczyków. Otrzymało go 56 osób. - Aż 90 proc. starających się o status uchodźcy uciekło z Polski przed końcem postępowania azylowego - dodaje Jan Węgrzyn.

Komanda obrońców wiary
- Rodzice Khalidy, Seema i Rahmatullh Jeddi zginęli, ponieważ złamali narzucone przez talibów prawo: prowadzili tajne komplety dla dziewcząt, nauczali wycofanych z państwowych szkół matematyki i fizyki, wykładali literaturę. Nad przestrzeganiem prawa Talibanu czuwały komanda obrońców wiary - opowiada Noo-ruddin Azar, Afgańczyk na stałe mieszkający w Polsce, który był naszym tłumaczem podczas rozmowy z Khalidą. Także Khalida chodziła do konspiracyjnej szkoły (zajęcia odbywały się za każdym razem w innym miejscu). Poznawała program klasy maturalnej, uczyła się angielskiego. - Po śmierci rodziców zaopiekowała się mną dalsza rodzina. To oni zorganizowali moją ucieczkę. Nie wiem, ile zapłacili przewoźnikom. Nikt nie informował mnie o szczegółach. Kiedy wszystko było gotowe, dostałam do ręki 90 niemieckich marek, wrzuciłam do torby dwie pary spodni i kilka niezbędnych rzeczy. Wiedziałam, że muszę uciekać, bo w przeciwnym razie stanie się ze mną to samo, co z rodzicami - opowiada Khalida.
Miała dotrzeć do Hamburga, do brata Hashmatullaha, który uciekł z Kabulu kilka lat temu. Razem z nim wyjechał Ferid Ibrahin, ich daleki kuzyn. Żaden z nich nie mógł ściągnąć Khalidy do siebie, ponieważ byli w Niemczech zbyt krótko. Pół roku temu Ferid przyjechał do Pakistanu, do Peszawaru, żeby wziąć z Khalidą ślub. Żegnając się z rodziną w Kabulu, usłyszała: "Dasz radę, choćbyś się miała przekradać przez cały świat". - Afgańczycy słuchają radia Waszyngton czy BBC. Słyszą, jak cały świat zapewnia, że uchodźcy otrzymają międzynarodową pomoc i opiekę. Wszyscy w to wierzą, dlatego uciekają do lepszego świata. Wielu naraża życie, bowiem często gangi przemycające ludzi zabijają klientów i zabierają ich pieniądze - ujawnia Azar.
- Przewodnicy często się zmieniali. Nie traktowali mnie źle, ale ciągle się bałam. Czasami jechaliśmy samochodem, jednak większość drogi przebyłam pieszo. Szliśmy nocą po pięć, sześć godzin, głównie przez lasy. Dostawałam nieświeże jedzenie. Zdarzało się, że przez dwa dni nic nie miałam w ustach. Czasami myślałam, że umrę z głodu - wspomina Khalida. Razem z nią uciekało dwóch mężczyzn. Prawie z sobą nie rozmawiali. W dniu, kiedy zatrzymała ich straż graniczna, Khalida była schowana w bagażniku samochodu. Gdy odkryto jej obecność, wierzyła, że zostanie odwieziona do brata i męża. Nie rozumie, dlaczego trafiła do polskiego więzienia.
W połowie listopada tego roku pod Dołhobyczowem, na południe od Hrubieszowa, Nadbużański Oddział Straży Granicznej zatrzymał 29 nielegalnych imigrantów z Afganistanu. Wśród nich były także dzieci (jedno dwuletnie). Byli głodni, niewyspani i przemarznięci. Tłumaczyli, że chcieli się dostać do Europy Zachodniej, ale w tej sytuacji będą się starać o status uchodźcy w Polsce. Dołączyli do kilkuset rodaków zakwaterowanych w ośrodkach dla uchodźców.
Mohammed Salim, sprzedawca herbaty z Dżalalabadu, przedostał się do nas przez zieloną granicę prawdopodobnie z Ukrainy. Uciekł przed talibami, bo zamierzali go wcielić do swojej armii. Wówczas musiałby strzelać do krewnych i znajomych. - W ucieczce pomógł mi ojciec, którego znajomy wszystko zorganizował. Za osobę trzeba było zapłacić około 4 tys. dolarów. Do Polski jechałem dwa miesiące. Wraz z czterema chłopakami zapakowali mnie do samochodu. Później kilka razy musieliśmy się przesiadać, zdarzało się, że szliśmy na piechotę. Nawet nie mam pojęcia, przez jakie kraje jechaliśmy. Pewnie przez Turkmenistan albo Uzbekistan. Potem na pewno byliśmy w Rosji. Cały czas musieliśmy się ukrywać. W samochodach podróżowaliśmy na leżąco - opowiada Salim.
Bezrobotny Zeshen Khader, Afgańczyk z Paktea, do Polski dotarł prawdopodobnie przez Słowację: - Nie wiem, którędy tu przyjechałem. Nie wolno nam było się pokazywać, więc niewiele widziałem. To trwało wiele tygodni. W Polsce zgłosiłem się na policję i poprosiłem o status uchodźcy. Umieszczono mnie w Centralnym Ośrodku Recepcyjnym dla Uchodźców w Dembaku. Nie chcę wracać do Afganistanu ani jechać do zachodniej Europy. Chcę zostać tutaj - deklaruje Khader.

Stan wyższej konieczności
Khalida ma męża, ale tak naprawdę jest zagubionym, przerażonym dzieckiem. Niewiele rozumie z tego, co się wokół niej dzieje. - Czy sędziowie, który zadecydowali o jej aresztowaniu, nie czytają gazet, nie wiedzą, co się dzieje w Afganistanie? - zastanawia się mecenas Włodzimierz Łyczywek, który podjął się obrony Khalidy. Prawnik przekonuje, że Afganka nie popełniła przestępstwa, ponieważ uciekając przed reżimem, działała w stanie wyższej konieczności. A w myśl konwencji o ochronie praw człowieka miała prawo do opuszczenia kraju, by chronić własne życie. - Deportacja i umieszczenie jej w areszcie są przejawem bezduszności - argumentuje mecenas Łyczywek.
Obrońca Khalidy stara się o uchylenie aresztu i umieszczenie jej w ośrodku dla uchodźców. Poręczenie majątkowe chciał wpłacić mąż Khalidy, który po kilku tygodniach poszukiwań znalazł żonę w Polsce i przyjechał do Kamienia Pomorskiego. Jan Węgrzyn jest zdziwiony, że Afganka nie stara się o status uchodźcy w naszym kraju. - Wniosek można złożyć, przebywając w areszcie. Wtedy procedurę związaną z deportacją się przerywa, a cudzoziemiec kierowany jest do ośrodka dla uchodźców - tłumaczy Węgrzyn. Jeśli azyl nie zostanie przyznany, oznacza to deportację. A Khalida chciałaby jak najszybciej znaleźć się w Hamburgu, gdzie ma męża i rodzinę. - Zgłosiły się osoby gotowe za nią poręczyć, a mąż mógłby płacić za jej utrzymanie. Mogłaby wynająć pokój i czekać na wyrok sądu - proponuje Azar.

Jak poznać taliba?
Władze państw zachodnich obawiają się, że z Afganistanu nie będą uciekać ofiary konfliktu, ale talibowie. Podwójna weryfikacja, jakiej poddawani są uchodźcy przez straż graniczną i Urząd ds. Repatriacji i Cudzoziemców (zasięga on jeszcze opinii UOP), może się okazać niewystarczająca. Czy jednak po to, aby nie być posądzonym o udzielanie pomocy zwolennikom Osamy bin Ladena, powinno się aresztować wszystkich Afgańczyków?


Więcej możesz przeczytać w 51/52/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.