Indeks karpia

Indeks karpia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Amerykanie oceniają gospodarkę według Big Maca, Polacy zaś według karpia
Święta Bożego Narodzenia mają swoją ekonomię. Nie można sobie ich wyobrazić bez różnych dóbr - opłatka, choinki, bombek, lampek, prezentów. Mają święta także swoją specyficzną dietę: kutię, kluski z makiem, uszka grzybowe. Potrawy wigilijne są nieco różne w różnych częściach Polski, istnieje jednak danie, które stało się symbolem polskiego Bożego Narodzenia, podobnie jak indyk amerykańskiego Święta Dziękczynienia. To karp - występujący najczęściej w dwóch odmianach: potocznej (czyli smażony) i staropolskiej (czyli po żydowsku).
Big Mac to nadymana buła wypełniona mieloną oponą z tira, którą po obfitym polaniu octem pomidorowym uwielbiają się zajadać nasi milusińscy. Big Mac to jednak także popularny indeks ekonomiczny liczony przez tygodnik "The Economist". Indeks ten pozwala na szybkie porównanie płac realnych w różnych krajach. Chcąc poznać różnice w zarobkach, wystarczy wyliczyć, jak długo w poszczególnych krajach trzeba pracować na Big Maca lub ile ich można kupić za przeciętną płacę nominalną.
W polskich realiach podobną rolę może odgrywać karp. Ponieważ jest rybą kultową, jadaną najczęściej raz w roku, musi kosztować tyle, by mogła go kupić także ludność biedniejsza. Ponadto w czasach PRL jego cena stawała się symbolem syntetycznie opisującym inflację oraz była wyrazem stosunku władz do świąt, a więc także do religii i Kościoła.

Gospodarka według karpia
Jak wedle "indeksu karpia" zmieniały się nasze dochody realne? W 1950 r., po okrutnej wymianie pieniądza 28 października, przeciętna płaca wystarczała na zakup 55 kg karpi. Z każdym rokiem można ich było kupić więcej, aby lokalne maksimum osiągnąć w roku 1952 (ponad 65 kg). W 1953 r., po drakońskiej podwyżce cen, znowu karpi nabyć moglibyśmy, gdyby były, mniej, bo niecałe 60 kg.
W pierwszym okresie po Październiku, gdy święta przestano traktować jak klerykalny przeżytek, karp stał się dla władz zagadnieniem rangi państwowej. Jego produkcja wzrosła, a ceny zamrożono na poziomie 15,4 zł (dla porównania: słonina kosztowała 34 zł, a kiełbasa zwyczajna 26 zł).
I tak w 1957 r., za wczesnego Gomułki, mogliśmy kupić 83 kg świątecznej ryby. W 1959 r. było już jednak po wyborach i Kościół nie był tak potrzebny. Dlatego karp podrożał w 1958 r. o 33 proc. i o kolejne 12,5 proc. w 1961 r. W czasach ogólnej stabilności cen były to podwyżki dość znaczne i zredukowały naszą siłę nabywczą do 67-72 kg karpi.
Kolejny raz karpiami towarzysz Wiesław zainteresował się w roku 1966. Znowu ich cenę podniósł o jedną trzecią i znowu przeciętna płaca, za którą można już było kupić 83 kg karpi, wystarczała na 62 kg. Gdy w grudniu 1970 r. Gomułka postanowił wydać na siebie wyrok politycznej śmierci i podniósł ceny wszystkiego, płaca wyrażona w karpiach spadła znowu do owych 62 kg. Gierek jednak stare ceny przywrócił i w latach 70., za nasze, coraz bardziej pochodzące z pożyczek, pieniądze mogliśmy kupować karpi wciąż więcej i więcej. Aż w 1978 r. doszliśmy do 163 kg. Skoro w 1979 r. przed świętami Gierek odważył się ruszyć cenę karpi, był to widomy sygnał, że już niedługo w Polsce rozpoczną się strajki. A karpie zdrożały aż o 47 proc.

Ukryta podwyżka
Gospodarka socjalistyczna nie była rynkowa i ceny brano z księżyca. Stałe ceny, przy jakoś tam rosnących płacach, powodowały "przejściowe niedobory". Pozór równowagi próbowano przywracać przez "ukryte podwyżki cen", które dotknęły też karpi.
Karp dobry, gdy nie za duży. Najlepszy taki do kilograma. I cenę takiego karpia podawano co roku w "Roczniku statystycznym". Ponieważ jednak karpi co roku brakowało, miłościwie panująca władza postanowiła, by karpi przez kilka przedświątecznych miesięcy nie odławiać.
Tyle że nie odławiane karpie rosły i rosły, osiągając rozmiary niewielkiej sowieckiej łodzi podwodnej. Takiego przerośniętego karpia powinno się sprzedawać taniej. Wała jednak temu, kto myśli, że tak robiono. Sprzedawano je po tej samej cenie co ryby kilogramowe. I to była właśnie taka ukryta podwyżka cen.
W niedzielę 13 grudnia 1981 r. nie było w telewizji "Teleranka", a na Wilię karpi. Kupiłem wtedy, a i to po znajomości, radzieckie ryby iwasi. Iwasi jest to - podobno - ryba śledziowata żyjąca w Morzu Ochockim. Piszę podobno, gdyż nikt nigdy ryby iwasi w całości nie widział. Jest to bowiem ryba głębinowa i aby wydobyć ją w całości, powinna być przepuszczona przez komorę dekompresyjną. Ponieważ jednak radzieckie przedsiębiorstwa połowowe sieci dekompresyjnych nie miały, ryba podczas wyciągania na powierzchnię eksplodowała. To, co się udało zeskrobać z rybaków, pakowano do owalnych puszek pochodzących z fabryki amunicji do erkaemu Diegtiariowa. Nasi musieli więc jeść karpie iwasi. Musieli, bo prawdziwych nie było. Jedyna różnica polegała na tym, że do lat 80. nie było tanich karpi, a w stanie wojennym nie było karpi drogich. Wysokość płac realnych wyrażonych w karpiach spadła za Jaruzelskiego do 50-60 kg, czyli poziomu z roku 1950. W 1989 r. było jeszcze gorzej, bo za przeciętną płacę można było kupić jedynie 46 kg.

Karp na rynku
I nagle w 1990 r. okazało się, że karpi ci u nas dostatek. Są w każdym sklepie rybnym i supermarkecie. Ich cena (w porównaniu ze średnimi płacami) stale maleje. A przepraszam, nie stale, bo był wyjątek. W 1995 r. producenci przesadzili, gdy przy inflacji wynoszącej 27 proc. próbowali podnieść cenę karpia o procent czterdzieści. Ludzie zareagowali zmianą popytu i troszkę rybek się zepsuło. Dlatego w następnych latach handlowcy zadowalali się mniejszym zyskiem. Produkcja karpi jednak stale rosła, a ich cena stanęła w miejscu. I dzisiaj kosztują tyle samo, ile w 1996 r.
Jeśli ktoś by chciał, to za miesięczną pensję mógłby kupić 220 kg karpi. Aby tyle ryb przyrządzić na Wigilię po żydowsku, trzeba zużyć 220 kg cebuli, 1,1 kg rodzynek, 2,2 kg migdałów i orzechów, 2,2 litra jasnego piwa, 220 łyżek masła, 1100 zmielonych goździków, 110 łyżeczek tartej skórki cytrynowej, 440 łyżki octu, sól i pieprz do smaku. To są dodatkowe koszta i na nie musi już zarobić jakiś inny członek rodziny.

Więcej możesz przeczytać w 51/52/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.