Państwo marnotrawne

Państwo marnotrawne

Dodano:   /  Zmieniono: 
XX wiek przyniósł zmasowany atak na zdrową gospodarkę rynkową
Utyskiwanie na gospodarkę, na jej fatalny rzekomo stan - jest powszechne. Tradycja tego psioczenia ma oczywiście swe korzenie w czasach ustroju najlepszego z możliwych, kiedy państwo decydowało o wszystkim, ale wyłączone było spod społecznej krytyki. Gospodarka funkcjonowała jako swoisty kryptonim i chłopiec do bicia. Nie było to oczywiście bezzasadne, gdyż to właśnie gospodarka była główną ofiarą partyjno-państwowej mądrości. Chyba więc czas najwyższy odejść od złej tradycji wieszania psów na gospodarce "w ogóle", od wieszania cygana zamiast kowala i nazwać adresata naszych uzasadnionych pretensji po imieniu.
To właśnie państwo psuło dawniej i psuje dzisiaj gospodarkę. Gospodarkę, która jak może broni się i broni nas wszystkich przed zakusami państwa na to, co w niej jeszcze zdrowe. Powiedzmy sobie wreszcie z całą szczerością, że niemal przez cały XX wiek państwa, zwłaszcza eurazjatyckie, zajmowały się psuciem gospodarki, podkopywaniem jej racjonalnych ustrojowych podstaw. Psucia tego nie mogły zrównoważyć osiągnięcia wybitnych twórców infrastruktury, takich jak w Polsce Eugeniusz Kwiatkowski. Powiedzmy sobie wreszcie, że to ten wredny, krwiożerczy dziewiętnastowieczny kapitalizm przyniósł niemal wszystkie wynalazki decydujące o kształcie naszego dzisiejszego życia i najwyższe w historii tempo rozwoju gospodarczego. Elektryczność, indukcja elektromagnetyczna, silniki spalinowe, nowoczesny transport, wspaniałe odkrycia fizyki i chemii - to osiągnięcia epoki, w której państwa w gospodarce prawie nie było, a stopa redystrybucji PKB rzadko przekraczała 10 proc. To właśnie druga, liberalna połowa XIX wieku zadała kłam marksowskiej tezie o nieuchronnym ubożeniu mas pracujących. Nawet ówcześni socjaldemokraci uznali sprawność kapitalizmu, rezygnując z rewolucji na rzecz sukcesów parlamentarnych, narażając się tym okropnie bolszewikom.
Niestety, w XX wieku przeprowadzono zmasowany atak na zdrową gospodarkę rynkową. Z jednej strony, wyciągał z niej soki potęgujący się wyścig zbrojeń.
Z drugiej strony, socjaliści i totalitaryści różnej maści domagali się coraz wyższej stopy redystrybucji PKB, coraz większej ingerencji państwa w gospodarkę. Co gorsza, znaleźli się także ekonomiści głoszący odwrót od wolnego rynku i broniący agresorów. Przypomnijmy więc, że taki ulubieniec socjaldemokratów jak Keynes bronił po I wojnie światowej niemieckiego stanu posiadania ("The economic consequences of the peace", 1921 r.) i ogłosił koniec wolności gospodarczej ("The end of laissez-faire", 1926 r.). To właśnie amerykańska porażka neokeynesizmu w latach 70. (w 1978 r. stopa inflacji w USA wyniosła 12 proc.) - odwróciła groźne dla gospodarki światowej tendencje.
Można by w tej chwili zapytać, co my mamy z tym wszystkim wspólnego? Otóż mamy i to aż za dużo. Historia spowodowała, że odziedziczyliśmy najgorsze cechy państwa XX wieku, państwa totalitarnego i równocześnie przeżartego interwencjonizmem i zwulgaryzowanym keynesizmem. Od 12 lat przedmiotem niewybrednych, kretyńskich ataków jest ten, któremu udało się przerwać degrengoladę, przywrócić logikę w gospodarce i zapewnić Polsce przyzwoite miejsce we współczesnym świecie. Od dziesięciu już lat państwo polskie spycha gospodarkę na "trzecią drogę" (nie Blaira i Schrödera), której wynikiem jest obecny kryzys finansów publicznych. To właśnie państwo nie wspomaga gospodarki (choćby inwestycjami infrastrukturalnymi), wysysa z niej podatkami soki i zmniejsza jej potencjał inwestycyjny.
Twierdzenie, że to liberalna gospodarka, której na dobrą sprawę w Polsce nigdy nie było, spowodowała obecne kłopoty, jest hipokryzją lub - jak kto woli - dowodem tępoty. To dzięki ustrojowym przemianom 1990 r. nasza gospodarka jako tako się jeszcze broni. Dlatego przyspieszenie i zakończenie prywatyzacji jest głównym warunkiem uniezależnienia gospodarki od marnotrawnego państwa. Niestety, to nie wystarczy. I prywatną gospodarkę może zarżnąć polityka państwa ubrana w szatę postępowego, sprawiedliwego ustawodawstwa. Na tym właśnie polega największe niebezpieczeństwo polskiej "trzeciej drogi". Nic bowiem łatwiejszego, jak zadusić gospodarkę podatkami, biurokracją i korupcją, a następnie stwierdzić, że liberalizm ekonomiczny nie zdał egzaminu. Czas się obudzić, proszę państwa!
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.