Orzeł w galarecie

Dodano:   /  Zmieniono: 

 Czy to prawda, że wszyscy Polacy pochodzą od Małysza? - pyta rodziców smarkacz na jednym z rysunków kalendarza Henryka Sawki. To jedyny aktualny kalendarz minionego roku. Pytań dzieci nie należy pozostawiać bez odpowiedzi w przeciwieństwie do pytań dorosłych, zwłaszcza posłów pełniących niedawno funkcję wicemarszałka.
Dzisiaj pytanie, wczoraj odpowiedź - tę nową formę dialogu społecznego testujemy na naszych łamach, korzystając z najlepszych piór, notabene w większości laureatów Nagrody Kisiela: Leszka Balcerowicza ("Co kto lubi"), Jana Nowaka-Jeziorańskiego ("Ojciec Rydzyk kontra papież"), Wacława Wilczyńskiego ("Państwo marnotrawne"), Rafała Ziemkiewicza ("Siedem polskich grzechów głównych") i Michała Zielińskiego ("Indeks karpia"). Lektura tych niezwykle interesujących tekstów nie pozwala wysnuć wniosku, że wszyscy Polacy pochodzą od Małysza. Co prawda, widać, że w duszach wspomnianych autorów tli się nadzieja, że liczba naśladowców Małysza w różnych dziedzinach naszego życia wzrośnie, ale ciągle jest ich za mało. Dzisiaj należałoby zadać pytanie, czy Małysz pochodzi od Polaka. Rafał Ziemkiewicz nie pozostawia nam cienia nadziei. Wszystko wskazuje na to, że Małysz jest jakimś mutantem, wybrykiem natury, bo gdyby był rasowo czystym, pełnej krwi rodakiem, to zakończyłby karierę tak jak Wojtek Fortuna po jednym udanym skoku i zaczął pracować jako taksówkarz.
Groźba sukcesów paraliżuje nas i powoduje wzrost popytu na klęski i niepowodzenia. Po dwóch największych sukcesach Polski końca ubiegłego wieku: "okrągłym stole" i reformach Leszka Balcerowicza, czyli po przywróceniu demokracji i wolnego rynku, zachowujemy się jak Fortuna po sukcesie w Sapporo. Jeszcze daleko nam do recesji, nic nie wskazuje na kryzys gospodarczy, ale większość społeczeństwa na wszelki wypadek już dzisiaj staje się niewolnikami - jak to określa Leszek Balcerowicz - samospełniającej się przepowiedni. Innymi słowy: jeśli w przyszłym roku nie dojdzie do upragnionego kryzysu finansów, a co za tym idzie - gospodarki, to społeczeństwo tego nie wytrzyma i poprosi Leppera o spełnienie nie zrealizowanych oczekiwań.
Jedynym sposobem, by powstrzymać tę falę defetyzmu, byłoby powołanie - obok lekarza krajowego, weterynarza krajowego - psychoterapeuty narodowego. Ten nowy lekarz powinien masować nasze dusze dzień i noc przez najbliższe lata, by 38 milionów pacjentów uwierzyło w końcu, że pochodzą od Małysza, a nie od biblijnego Jonasza. Być może taką misję mógłby spełnić jedyny w Polsce apolityczny polityk, osoba, która cieszy się sympatią nawet wśród nieprzyjaciół, o silnej, a zarazem nacechowanej empatią osobowości. Czy jest taki apolityczny polityk na rozhisteryzowanej, pełnej egoizmu polskiej scenie politycznej? Jest nim być może bohaterka naszego artykułu okładkowego, konsekwentnie budująca swój wizerunek, będący zaprzeczeniem nieznośnego stylu uprawiania polityki przez większość aktorów sceny sejmowej. Wszystko wskazuje na to, że pierwsza dama Jolanta Kwaśniewska będzie odgrywać coraz większą rolę nie tylko z tego powodu, że być może sama tak chce, ale dlatego, że chce tego ponad dwie trzecie potencjalnych wyborców. I będzie ich coraz więcej, gdyż dotychczasowe metody uprawiania polityki zużyły się jak sztuczna szczęka z ubiegłego wieku. Szczęka, która do niczego się nie nadaje, a tylko wypełnia jamę ustną.
Psychoterapeuta polityk z cysterną glukozy potrzebny jest natychmiast. Jeśli stan apatii i oczekiwania klęski będzie narastał, to na następną wigilię Bikont i Makłowicz ("Postna biesiada") do tradycyjnych dań wigilijnych będą musieli dołączyć nową potrawę. Będzie to orzeł w galarecie, trzęsący się razem z gośćmi wigilijnymi, lękającymi się stawić czoło wyzwaniom współczesnego świata.
Więcej możesz przeczytać w 51/52/2001 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.