Być znaczy przeżyć

Być znaczy przeżyć

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z VANESSĄ REDGRAVE, aktorką

Małgorzata Domagalik: Podobno rozmowa z panią nie jest łatwym zadaniem dla dziennikarzy.
Vanessa Redgrave: Niech się pani sama o tym przekona i nie oczekuje, że będę komentowała takie sądy.
- Trudno jednak zrozumieć, że laureatka Oscara unika rozmów o swojej karierze.
- Myślę, że ludziom trudno to zrozumieć, ponieważ gazety, które czytają, nie potrafią zaakceptować tego, iż życie jest o wiele ważniejsze niż to, jaki będzie mój kolejny film. Obserwuję, co się w tym względzie dzieje w prasie angielskiej, i nie mam najlepszej opinii.
- Ale przecież aktor jest także osobą publiczną.
- Prasa jednak bardziej interesuje się mediami niż tym, co nas spotyka w realnym świecie. Dlatego jestem zawsze wdzięczna dziennikarzom i błogosławię ich, gdy skupiają się na rzeczywistości, ludziach, którzy potrzebują pomocy, dzieciach, które nie mają co jeść.
- Pokazuje się pani jednak w gazetach. Niedawno widziałam panią razem z Catherine Deneuve i Sophią Loren w "Vanity Fair".
- To było specjalne wydanie tego magazynu poświęcone Hollywood. W byciu gwiazdą najważniejsze jest jednak to, by nie być najważniejszą osobą pod słońcem.
- Ale ludzie chcieliby wiedzieć, co taka osoba jak pani myśli o pokoju, miłości, tolerancji...
- Zaraz po wylądowaniu w Warszawie oddałam hołd zamordowanym w warszawskim getcie. Nie dostali oni od życia ani pokoju, ani miłości, ani tolerancji. Taka jest rzeczywistość, a to, jakie słowa i definicje jej towarzyszą, nie ma najmniejszego znaczenia.
- A co ma znaczenie?
- Prawda jest taka, że dla większości ludzi życie oznacza walkę o przetrwanie. Być człowiekiem to znaczy przeżyć. Na szczęście w tych dramatycznych zmaganiach pomagają im inni, którzy - co najważniejsze - nie pytają pokrzywdzonych o to, jakiej są narodowości i jaka jest ich historia.
- Wierzę, że tak jest.
- Nie musi pani w to wierzyć, to jest prawda.
- Dlaczego ciągle jest nam łatwiej rozumieć świat w czarno-białych barwach?
- Skąd pani o tym wie?
- Od dwudziestu lat jestem dziennikarzem.
- No tak. Mimo wszystko chciałabym, żeby media i ci, którzy nimi rządzą, byli bardziej zainteresowani historiami zwyczajnych ludzi. Tutaj i gdzie indziej. A także tymi, którzy im każdego dnia pomagają.
- Zawsze reagowała pani gwałtownie na to, co się działo w Wietnamie, Palestynie, Sarajewie, Czeczenii. Obecnie jest Afganistan i humanitarna pomoc dla kobiet i dzieci.
- Powód, dla którego to wszystko robię, jest od lat taki sam: czynić świat lepszym i to nawet dla kilku osób. Dla mnie wszystko zaczyna się i kończy na przestrzeganiu praw człowieka, zapisanych w międzynarodowych konwencjach. Niestety, w wielu krajach nadal pozostają one martwą literą. Cokolwiek robię, zaczynam od praw człowieka. Nigdy nie stawiam sobie pytania: po której stronie konfliktu się znajduję? Od nikogo nie żądam wyboru: z nami czy przeciwko nam. Stoję po stronie ludzkich praw.
- Czy działała pani kiedykolwiek w ruchu wyzwolenia kobiet?
- Nigdy bezpośrednio. Natomiast byłam i jestem zaangażowana w sprawy związane z dyskryminacją uchodźców, na przykład Czeczenek. W Ameryce również biorę udział w pracach Komisji Kobiet ds. Uchodźców. Pomagamy młodym dziewczynom, głównie z Chin i krajów afrykańskich. W Anglii problem dyskryminacji uchodźców dotyczy w tej chwili przede wszystkim Afganek i Rosjanek. Historie, które słyszałam, wstrząsnęły mną. Nie miałam pojęcia, że w naszych czasach uchodźcy mogą być traktowani w tak nieludzki sposób. Ten problem dotyczy prawie trzydziestu dwóch milionów ludzi. Pomagam więc odpowiednim organizacjom, w indywidualnych wypadkach opłacam prawników. W takich chwilach zawsze pamiętam o żydowskich uchodźcach, przed którymi zamknięto europejskie granice w latach 1938-1939. Musimy zrobić wszystko, żeby podobny horror nigdy się nie powtórzył.
- Czy właśnie tym się pani zajmuje jako ambasador dobrej woli UNICEF?
- Dla UNICEF pracuję od dziesięciu lat, a ambasadorem zostałam siedem lat temu. Wraz z przyjaciółmi artystami tworzymy międzynarodową sieć, której celem jest pomaganie dzieciom na całym świecie. To również powód mojego przyjazdu do Warszawy. Oczywiście poza tym każdy z nas zajmuje się własną pracą. Zaczynam właśnie przygotowania do roli w jednej ze sztuk Oskara Wilde’a.
- Jeden z bliskich pani ludzi zażartował, że wrogowie pani nie cierpią, a przyjaciele nie lubią.
- Proszę wybaczyć, ale nie potrafię myśleć o sobie w takich kategoriach.
- Spełniła się pani jako matka, aktorka, ambasador. Czego nie dostała pani od życia?
- Nie o wszystkim lubię mówić i niekoniecznie w trakcie wywiadu. Nie myślę o sobie w ten sposób, dlatego nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie. Może właśnie dlatego jestem postrzegana przez dziennikarzy jako osoba trudna.
- Jeden z pani biografów napisał: "Gdyby Vanessa żyła trzysta lat temu, ze swoimi poglądami i niezależnością zostałaby jako czarownica spalona na stosie".
- To zabawne, ale myślę, że tak by się nie stało. A zresztą może się mylę?

Więcej możesz przeczytać w 1/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.