Zabójczy Śnieg

Dodano:   /  Zmieniono: 
Turysta ma w górach czterech wrogów: czas, mróz, lód, lawiny


W razie porwania przez lawinę nic nie da się zrobić. To jest żywioł! Wychodząc w góry, trzeba się pozbyć złudzeń, że z lawiny można się uratować - uważa Jan Krzysztof, naczelnik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Zimowa turystyka górska to zatem świadome igranie ze śmiercią. Turysta ma na swojej drodze czterech wrogów: czas, mróz, lód i lawiny. Z trzema pierwszymi można walczyć, z lawiną - nie. Można jedynie unikać miejsc, w których istnieje groźba jej wystąpienia.
Tylko w ostatnim tygodniu w Polsce pod lawinami zginęło siedem osób. Wczesnym rankiem 28 grudnia 2001 r. dwoje turystów wyruszyło ze schroniska w Dolinie Chochołowskiej. Około godz. 10.00 widziano ich na Grzesiu. Potem ślad po nich zaginął. Trzydniowe poszukiwania, w których brało udział ponad 30 ratowników TOPR oraz kilkunastu słowackich, nie przyniosły rezultatu.
30 grudnia Jacek i Ewa M. z Wrocławia wybrali się na wycieczkę przez Kocioł Łomniczki w masywie Śnieżki. Około godz. 14.00 porwała ich lawina o szerokości dwustu metrów. Dziewczyna wygrzebała się spod śniegu, zwłoki jej brata po całonocnej akcji odnaleźli ratownicy Grupy Karkonoskiej GOPR. Tego samego dnia lawina w Tatrach zabiła cztery osoby: dwoje turystów podchodzących pod Szpiglasową Przełęcz od strony Doliny Pięciu Stawów Polskich i dwóch z ośmiu śpieszących im na pomoc ratowników (uczestniczyli oni w ponad 50 akcjach).
Jest pięć stopni zagrożenia lawinowego. Tylko w wypadku ogłoszenia dwóch pierwszych można w miarę bezpieczne chodzić po górach, ale nawet wtedy powinniśmy się poradzić dyżurnego ratownika. Zdarza się bowiem, że w ciągu kilku godzin pierwszy stopień zmienia się w czwarty.
Niebezpieczna okazuje się nawet spacerowa, asfaltowa droga do Morskiego Oka - lawiny schodzą kilkaset metrów od nieczynnego parkingu na Włosienicy, u wylotu Żlebu Żandarmerii. Odnotowano tam kilka śmiertelnych ofiar. Innym takim miejscem pozornie niegroźnym są tereny narciarskie wokół Kasprowego Wierchu. Przekonali się o tym miłośnicy ski-alpinizmu, trenujący kilka dni przed Nowym Rokiem na zboczach Beskidu, niedaleko górnej stacji kolejki linowej. Z lawiny, którą sami wywołali, dwoje z nich wyszło z poważnymi urazami.
Turyści zapominają, że zimą łatwo zgubić drogę, gdyż znaki wytyczające szlak pokrywa śnieg. Tylko w niektórych miejscach orientację ułatwiają wysokie drewniane tyczki, zwane traserami. Zmylenie drogi i nocowanie w górach często kończy się tragicznie. Zimą dodatkowym zagrożeniem jest mgła, która utrudnia orientację, gdzie kończy się pokrywa śniegu. Nie widać nawet, czy tuż pod nogami nie mamy krawędzi przepaści. Królowa Rówień, latem powszechnie odwiedzana przez spacerowiczów zmierzających z Kuźnic do Doliny Gąsienicowej, zimą zamienia się w śmiertelną pułapkę.
Turyści nie mogą być lekkomyślni, gdyż ryzykują także życie osób śpieszących im na pomoc, chociaż wypadki zdarzają się ratownikom rzadko. W 1994 r. ratownicy zginęli w katastrofie helikoptera nad Doliną Olczyską. Marek Łabunowicz i Bartek Olszański zginęli pod Szpiglasową Przełęczą, mimo że mieli z sobą miniaturowe radionadajniki (tzw. peepsy), pozwalające na precyzyjne namierzenie zasypanej osoby. Sygnał odebrano, ale było już za późno.

Więcej możesz przeczytać w 2/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.