Poczta

Dodano:   /  Zmieniono: 
Siedem polskich grzechów głównych
Rafał Ziemkiewicz, autor artykułu "Siedem polskich grzechów głównych" (nr 51/52), okazał się sędzią tyleż surowym, co niesprawiedliwym. Jako znawca polskiej duszy wie, gdzie Polak kupuje (u złodzieja), a także co Polakowi wydaje się oczywiste (okradanie pracodawcy). Utyskuje na kult nieudacznictwa oraz zatracenie woli walki o przetrwanie. Trzeba wiele tupetu, by zarzucić Polakom brak przedsiębiorczości w dziesiątym roku transformacji gospodarczej. Proszę pojechać na granicę i zobaczyć tysiące "mrówek" i laweciarzy czekających po kilka dni na odprawę. Czy to jest zmuzułmanienie? Brak aspiracji i chęci do zmian można by raczej zarzucić rozleniwionym przez państwo opiekuńcze Europejczykom z Zachodu. Fragment o niezdrowej zazdrości powinien się raczej odnosić do Danii, gdzie owa zawiść (jantelov) jest powszechnie uznana za narodową przywarę. Według redaktora Rafała Ziemkiewicza, Polacy są drobnymi oszustami i złodziejami, a do tego leniami. Życzę sobie i autorowi jak najwięcej leni wśród złodziei.

JERZY MALCZYŃSKI
Dania

Złoty do bicia
Nie wszystkie rozważania Michała Zielińskigo z artykułu "Złoty do bicia" (nr 3) są trafne. Około 80 proc. kontraktów polscy eksporterzy zawierali dotychczas w markach niemieckich, teraz naturalnie w euro. Należałoby więc wspomnieć o wartości marki. 12 grudnia 1998 r. kosztowała ona 2,0995 zł, 13 grudnia 1999 r. - 2,1965zł, 11 grudnia 2000 r. - 1,9966 zł, a 13 grudnia 2001 r. - 1,8488 zł. W roku 2001 dość długo marka były warta 1,7 zł. Eksporterzy nie powiększyli swej sprzedaży zagranicznej o 10 proc. Dołączyli do nich ci producenci, którzy nie mogą sprzedać swych wyrobów w kraju. Eksportują ze stratą, ponieważ korzystają z kredytów, a banki ich nie wznowią, jeżeli firma wykaże straty. Michał Zieliński pisze też o lepszych cenach, które rzekomo uzyskali eksporterzy. Jest odwrotnie - żeby się utrzymać na rynkach, cały czas jesteśmy zmuszani do obniżek cen. Wypierają nas na przykład Czesi, którzy potrafili szybko zareagować na zbyt wysoką wartość korony. To nie tylko spekulanci giełdowi wywindowali wartość złotego tak wysoko. Coraz częściej myślę, że to dzieło tych, którzy zaciągnęli kredyty dewizowe.

WOJCIECH CICHOCKI
Od autora: Kurs walut obcych spada, a eksport od dwóch lat rośnie po 15 proc. W części wypadków może to oznaczać, że producenci sprzedają bez zysku. Przyzna pan jednak, że tylko w niewielkiej części. Aprecjacja złotego trwa już dwa lata, a dwóch lat sprzedawania ze stratą nikt by nie wytrzymał. Muszą być więc i inne wytłumaczenia wzrostu eksportu, m.in. redukcja zysków (ale z pozostaniem na poziomie opłacalności), redukcja kosztów i uzyskiwanie lepszych cen. Wielu, zwłaszcza nowych przedsiębiorców, odczuwało strach przed eksportem (brak znajomości rynku, języka itd.) i dopiero sytuacja ekonomiczna zmusiła ich do pokonania tych barier.

Michał Zieliński


W debacie na temat wartości złotego uderza jednostronność: politycy ubolewają nad ciężką dolą osób zaciągających kredyty złotówkowe, a o deponujących pieniądze w bankach nie wspominają ("Złoty do bicia", nr 3). W wyniku drastycznego obcięcia stóp miliony oszczędzających Polaków, mówiąc delikatnie, znajdą się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Okaże się, że deponując pieniądze w bankach, zamiast zyskiwać, zaczną tracić. Kto zaniesie pieniądze do banku, wiedząc, że realnie wyciągnie ich mniej, niż włożył? To pytanie kieruję do polityków, którzy z taką zaciętością domagają się obniżenia stóp procentowych. Ponadto jednorazowe głębokie cięcie stóp spowoduje silną deprecjację złotego, co z kolei odbije się na kieszeniach milionów rodaków spłacających kredyty dewizowe.

MARIUSZ TUREK
Opole

Kino zniewolone
Przygnębiająca diagnoza poziomu naszej kinematografii postawiona przez Janusza Zaorskiego ("Kino zniewolone", nr 2) jest trafna. Okowy cenzury inspirowały, pełnia demokratycznych swobód paraliżuje. Przyczyny zła tkwią w braku potencji twórczej: odważnej wizji, interesującego pomysłu, chęci eksponowania złożonej teraźniejszości. Film "Cześć Tereska" Roberta Glińskiego to chlubny wyjątek, który jednak potwierdza regułę. Trudniej pokazywać na ekranie człowieka poszukującego swego miejsca w nowej rzeczywistości niż jego opór i walkę z wrogą zewnętrznością. Zagubiona w gąszczu pluralizmu i eklektyzmu jednostka nie powinna być skazana na infantylne produkty z Hollywood. Marzy się, by ożył geniusz Barei, zdolnego do inteligentnego i dowcipnego mierzenia się z absurdami, o które co krok dziś się potykamy.

ELŻBIETA JACKOWSKA
Grudziądz

Typ aspołeczny
Pod artykułem "Typ aspołeczny" (nr 1) podpisuję się obiema rękami. Uważam jednak, że wśród przyczyn regresu panującego w stowarzyszeniach należy wymienić jeszcze niski próg odliczeń podatkowych i to, że PFRON jako fundusz celowy ustanowiony między innymi w celu wspierania tychże stowarzyszeń uchyla się od pomocy. Jestem osobą niepełnosprawną ruchowo i ociemniałą. Od dwudziestu lat społecznie prowadzę Stowarzyszenie Młodzieży Niepełnosprawnej Alfa. Od dłuższego czasu bezskutecznie ubiegam się o środki PFRON na realizację programu "Niepełnosprawni w kontekście reformy służby zdrowia".

BARBARA CHOLEWA

Perduty Hilarego Minca
Ojcowie benedyktyni mają tyle wspólnego z jajami po benedyktyńsku co ja z wegetarianizmem, czyli nic ("Perduty Hilarego Minca", nr 4). Ta potrawa została wymyślona przez finansistę z Wall Street, który nazywał się LeGrand Benedict. Był on bywalcem restauracji Delmonico’s na Manhattanie. Pewnego dnia narzekającemu na nudę menu finansiście kucharz przyrządził powyższe danie. Opis tej historii można znaleźć w książce "A Cozy Book of Breakfasts and Brunches" (Prima Publishing, 1996) lub na stronach internetowych.

MIROSŁAW PAPROTNY

Kultura piwna
Towarzystwo Promocji Kultury Piwa Bractwo Piwne, zgadzając się z większością prezentowanych w tekście panów Makłowicza i Bikonta opinii na temat jakości piwa ("Z pianą na ustach", nr 3), pragnie zwrócić uwagę na kilka innych faktów świadczących o dominacji kultury wódczanej nad piwną. Piwo podawane w naszych lokalach jest za zimne, a klient na jego podanie czeka kilka sekund. Czy jednak jest to dziedzictwo PRL? Czy może wina gastronomików i ich wyobrażeń o oczekiwaniach piwoszy? Bractwo Piwne powstało w Łodzi - mieście słynącym z pubów. Obsługę większości tych lokali stanowią ludzie młodzi, którzy PRL znają jedynie z prasy. Zbyt zimne piwo czy piwo bez piany to efekt pogoni za zyskiem koncernów i właścicieli lokali, ale również nasza wina. Ilu klientów stać na mały prywatny protest przy barze? Kto z nas zwróci uwagę na właściwą temperaturę albo wysokość i konsystencję piany? O takiej rozpuście, jak chłodzony pokal o kształcie odpowiadającym gatunkowi piwa, postawiony na waflu z firmowym emblematem napoju, nie ma co marzyć. I jeszcze kwestia piwa Grodziskiego, sławionego do dziś w świecie, choć od kilku lat nie istniejącego. Piwo górnej fermentacji, z drożdżowym osadem na dnie butelki. Po kilku zwrotach dziennie żadna bufetowa nie odważyła się podać klientowi butelki, w której "coś pływa". A że na każdej etykiecie w kilku językach wyjaśniano, jak podawać i pić ten klejnot polskiego piwowarstwa? Przecież piwo jest do picia, nie do czytania. W stosunkowo najlepszej sytuacji są piwosze z prowincji. Rzeczywiście mają szansę trafić na partię napoju nie pasteryzowanego, poznać charakterystyczny smak i zapach. Piwoszom z dużych miast pozostaje degustacja kilku marek kilku koncernów, które duszę i serce fachowca zastąpiły skomplikowanym programem nadzorującym całość procesu technologicznego.

ZBIGNIEW OLOBRY
wielki mistrz Bractwa Piwnego

*
Nie wszystkie piwa powinno się nalewać z pianką. Niemcy oburzają się, gdy ich ukochany trunek był nalewany krócej niż cztery, pięć minut. Anglicy swoje ale wolą pić bez piany. Polacy zaś w restauracjach najczęściej zachowują się jak w fast foodach i chcą, aby ich zamówienie zostało zrealizowane jak najszybciej.

MAREK ROMANIAK
Więcej możesz przeczytać w 5/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.