Davos na Manhattanie

Davos na Manhattanie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Biedniejsze społeczeństwa wykazują znacznie większy entuzjazm dla procesów globalizacji niż zamożne
 

Gdy rozpoczynaliśmy planowanie tegorocznego forum, krótko po 11 września, w atmosferze paniki wywołanej zarazkami wąglika w Nowym Jorku, nie wyobrażaliśmy sobie, że odwiedzi nas tylu VIP-ów - przyznaje Donna Redel, dyrektor zarządzający WEF (World Economic Forum). Rzeczywiście, goście dopisali. Do Nowego Jorku przyjechało ponad 2,5 tys. polityków, biznesmenów, naukowców. Względy bezpieczeństwa powodują, że kontakt z uczestnikami forum jest tym razem wyjątkowo utrudniony. Nie bez powodu dziennikarze przemianowali ogromny hotel Waldorf Astoria - goszczący uczestników WEF - na "twierdzę Walburg". Tylko dla antyglobalistów nie zmieniło się nic. "Najbogatsi przyjechali do Nowego Jorku, aby celebrować wojnę w Afganistanie i na Bliskim Wschodzie, ataki na obrońców praw człowieka i cięcia podatkowe dla wielkich korporacji" - oświadczył przedstawiciel antyglobalistycznej organizacji ANSWER.
Obserwatorzy polityczni są zgodni: nad ekskluzywnym zgromadzeniem możnych globu unosi się widmo recesji oraz konsekwencji nędzy i nierówności rozwoju świata. Tuż przed otwarciem nowojorskiego forum prof. Jagdish Bhagwati, ekonomista z Columbia University, przedstawił wyniki pierwszego "globalnego sondażu" zamówionego przez WEF. Co znamienne, społeczeństwa uboższych krajów przejawiają dziś więcej entuzjazmu dla procesów globalizacji - na co nie wskazywały wcześniejsze, bardziej wycinkowe badania - niż obywatele państw zamożnych. W zurbanizowanej części Chin 83 proc. respondentów uważa obecnie, że globalizacja będzie dla nich korzystna; tego zdania jest 69 proc. Hindusów. Uznają oni, że reformy rynkowe, wolny handel i zagraniczne inwestycje to zjawiska korzystne. W Wielkiej Brytanii, USA i Kanadzie prawie tyle samo jest zwolenników globalizacji i jej przeciwników, przekonanych, że ceną, jaką przyjdzie za nią zapłacić, będzie utrata miejsc pracy. Również 72 proc. Francuzów sądzi, że globalizacja zwiększy bezrobocie; to zdanie podziela 70 proc. Niemców i 48 proc. Hiszpanów. Wśród społeczeństw rozwiniętych tylko Włosi i Holendrzy sądzą, że globalizacja poprawi, a nie pogorszy, sytuację na rynku pracy.
Otoczeni kordonem policji liderzy szukają wizji nowego świata. "Łączymy niezwykłą zbiorowość ludzi w niezwykłych czasach" - mówił Klaus Schwab, prezes i inicjator forum. Widać to chociażby po obsadzie seminarium "Globalna złość", do prowadzenia którego organizatorzy zaprosili Jacka Greenberga, szefa koncernu McDonald’s, a także Amre Moussa, sekretarza generalnego Ligi Arabskiej, oraz Andresa Pastranę, prezydenta Kolumbii. Nie bez powodu, bo - jak mówił w ubiegłym roku w Davos prof. Samuel Huntington - choć "niektóre różnice kulturowe zostały zmniejszone, są to zmiany powierzchowne. To, że ludzie słuchają amerykańskiego rocka, piją coca-colę czy korzystają z innych zdobyczy Zachodu, nie wpływa na ich sposób postrzegania świata". Pomóc może jedynie dialog i próba zrozumienia oraz uszanowania odmienności. Właśnie dlatego do Nowego Jorku zaproszono wyjątkowo liczną grupę przywódców religijnych. To chyba jedyne dziś miejsce, gdzie dyskutować mogą główny rabin Izraela i czterdziestu duchownych muzułmańskich.


Więcej możesz przeczytać w 6/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.