Igranie z ogniem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pomysły z Klarysewa są dobrowolnym psuciem sobie opinii przez lewicę
Wielu zwolenników lewicy zbulwersowały informacje przypisujące wicepremierowi i ministrowi finansów Markowi Belce pomysł wprowadzenia częściowej odpłatności za naukę w szkołach średnich i wyższych oraz za usługi zdrowotne. Szybko sytuację wyjaśnił premier Leszek Miller, który zdecydowanie oświadczył, że takie rozwiązania byłyby niezgodne z konstytucją, a także sprzeczne z programem rządu. Sprawę można by uznać za zakończoną, gdyby nie informacja zawarta w innym fragmencie wypowiedzi premiera. Powiedział on, że zdezawuowany przez niego pomysł, owszem, pojawił się na wyjazdowym posiedzeniu rządu w Klarysewie, ale został oceniony jako niekonstruktywny i niewłaściwy.
Na pierwszy rzut oka można by się z tego tylko cieszyć, bo cóż może radować bardziej niż negatywna ocena pomysłów wyjątkowo niefortunnych. Najlepiej wiedzą o tym nauczyciele, którzy czasem specjalnie prowokują uczniów do złych odpowiedzi, żeby następnie wykorzystać je w celach dydaktycznych do zademonstrowania klasie nicości błędnego rozumowania. Rzecz to bowiem powszechnie wiadoma, że na niczym innym człowiek nie uczy się tak dobrze, jak na błędach.
Tyle że polityka to nie szkoła i nie ma w niej miejsca ani na zamierzone, ani na spontaniczne sytuacje dydaktyczne. Tu wymaga się odpowiedzialności i wszystko traktuje serio, szczególnie jeśli komunikaty pochodzą z tak poważnego gremium jak Rada Ministrów. Niezależnie co się potem powie, ludzie mogą uznać nawet najmniej zobowiązującą przymiarkę za niebacznie zdradzony element autentycznego planu działania. A uwierzyć potrafią nawet w najmniej prawdopodobną informację, bo w czasach PRL przywykli, że nie ma takiego absurdu, którego "oni", jak mówiono o rządzących, nie próbowaliby wcielić w życie.
W tej sytuacji niekonstruktywne - jak je określa premier Miller - pomysły z Klarysewa nie są niczym innym jak dobrowolnym psuciem sobie opinii przez lewicę. Prawdziwa rozpacz ogarnia człowieka, jeśli się zważy, w jakim to następuje momencie. Miliony Polaków - a już na pewno wszyscy zwolennicy lewicy - spodziewają się, że po niewdzięcznym i niepopularnym budżetowym sprzątaniu po prawicy rząd SLD-UP-PSL zaprezentuje program dający nadzieję na gospodarcze ożywienie i poprawę egzystencji ludzi żyjących w najtrudniejszych warunkach. Zamiast tego z posiedzenia Rady Ministrów w Klarysewie idzie w Polskę przeciek o dalszej komercjalizacji szkolnictwa i opieki zdrowotnej, i to w wersji, jakiej nie ośmielił się zaproponować prawicowy rząd AWS i Unii Wolności. Tak ponurego dla lewicy scenariusza nie wymyśliliby najwięksi jej wrogowie. Jeszcze kilka takich komunikatów, nawet potem zdementowanych, a ludzie zatęsknią za wydawałoby się bezpowrotnie skompromitowaną husarią Mariana Krzaklewskiego.
Dzisiaj Polskę trapią bieda i zawiedzione nadzieje. Rozlewają się one po kraju niczym benzyna z przewróconej cysterny. W tej sytuacji komunikowanie się ze społeczeństwem językiem klarysewskiego przecieku jest po prostu igraniem z ogniem. Warto pamiętać, że jeśli dojdzie do wybuchu, pożar strawi nie tylko autorów "niekonstruktywnych pomysłów", ale i całą lewicową koalicję. Przegra ona coś więcej niż szansę na rządzenie, uzyskaną we wrześniowych wyborach. Ludzie przestaną wierzyć w jej socjaldemokratyczny, alternatywny wobec liberalnego program gospodarczy i społeczny. Niefortunne pomysły z Klarysewa są przecież pogłosem po liberalnych receptach polityków odesłanych w ostatnich wyborach na pozaparlamentarną oślą ławkę.
Jeśli lewica nie chce wylądować na równie niesławnym miejscu, musi jak najszybciej przystąpić do realizowania swojego programu. Czas otworzyć własne, socjaldemokratyczne szuflady, bo z szaf pozostawionych po liberałach wypaść mogą jedynie trupy.

Więcej możesz przeczytać w 6/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.