Coś na pociechę

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Wisielec" propagował optymizm pośmiertny
Ostatnie afery trumienne przypomniały mi postać nieżyjącego od dawna przyjaciela, który w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia wydawał w Krakowie pismo "Wisielec". Pismo ukazywało się nieregularnie, można powiedzieć - kapryśnie, wydawane było tylko w jednym egzemplarzu, w dodatku wykonywanym ręcznie. Redaktor Józef Pociecha, powszechnie zwany Żukiem lub Żuczkiem, pracował w Wydawnictwie Literackim, które miało swoją siedzibę na krakowskim rynku. Ponieważ pracowałem wtedy nieopodal, przy ul. Wiślnej, jako współpracownik "Wisielca" miałem blisko do naczelnego. Gdy się u niego zjawiałem, odkładał na bok korekty książek i odbywaliśmy wisielcze sesje koncepcyjne. Chodzi oczywiście wyłącznie o wisielczy humor, bo pismo było satyryczno-krotochwilne, co w czasach socjalistycznej szarzyzny i postępowych idiotyzmów oraz wciąż pogrążającej się w mrokach kryzysów perspektywy na przyszłość pozwalało odetchnąć świeżym oddechem humoru (właściwie nie tak wiele się zmieniło...).
Jedna ze stron "Wisielca" poświęcona była sprawom śmiertelnym i pogrzebowym. Pismo miało orientację chrześcijańską i propagowało optymizm pośmiertny, życie po życiu, niebo po ziemskim czyśćcu. Stąd pomysł samobieżnej (opracowaliśmy też wersję szybkobieżną) trumny. Wyposażona była ona m.in. w lufcik z przezroczystej materii, umożliwiający podróżującemu w zaświaty obserwowanie, dokąd wiedzie jego droga. Oczywiście korzystaliśmy również z cudownych pomysłów K.I.Gałczyńskiego, który wynalazł i utrwalił w swej poezji instrumenty przystosowane do chwil i czasów ostatecznych. Tak powstała orkiestra na katafalk i trupolę wykonująca patriotyczną kompozycję z powstania styczniowego ("zmarł biedaczysko w szpitalu polowym/, wczoraj był wesół i zdrów") lub "Marsz żałobny" Szopena transkrybowany na "piszczel klawiaturową".
Ale Żukowe pismo nie było tak pogodne w całości. Tytuł periodyku "Wisielec" wyznaczał wszak nasze miejsce na drabinie społecznej. Z kolei podtytuł "Co ma wisieć, nie utonie" wyrażał naszą wiarę w ponadczasowy sens twórczości humanistycznej skupionej na tajemnicy bytu i niebytu ludzkiego. Wiara ta była mocna i przetrwała zarówno oficjalne kampanie przeciwko prywatnej inicjatywie, zwanej wtedy badylarzami, jak i nagonki antysemickie. Żuk, czyli Józef, miał imieniny 19 marca i trudno było do niego dotrzeć w 1968 r., bo położony nieopodal jego mieszkania dom studencki Żaczek otoczony był przez uzbrojone oddziały MO. Nieco przestraszeni popijaliśmy "żydowską" śliwowicę i uskrzydleni starym alkoholem czytaliśmy powieść Elizy Orzeszkowej "Meir Ezofowicz" zdobioną świetnymi grafikami Andriollego.
Ten felieton napisałem wkurzony wydarzeniami tygodnia, w którym go piszę. Handel nieboszczykami, wampirowaci lekarze, sanitariusze wilkołaki i na dodatek blokada drogi do demokracji w Sejmie przez "samozagładę" Leppera. Znowu jakaś ogólnopolska zadyma. Szkoda, że już nie możemy z Żukiem wydać kolejnego numeru "Wisielca", by państwa pocieszyć.
Więcej możesz przeczytać w 6/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.