Łódź ratunkowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Afera za aferą, co w tej waszej Łodzi się dzieje?! - pytają mnie teraz na różnych spotkaniach członkowie rządu, wojewodowie
Wszystkie Łódzkie afery dotyczą także innych miast, tyle że tam ich nie ujawniano

A ja odpowiadam: mamy po prostu skuteczną policję - mówi Krzysztof Makowski, 31-letni wojewoda łódzki. Afera za aferą to sprawy handlu zwłokami, wcześniej dwie łódzkie ośmiornice i aresztowanie byłego prezydenta miasta Marka Czekalskiego oraz jego zastępcy Pawła Pawlaka. Krzysztof Panas, obecny prezydent Łodzi, uważa, że ujawniane przez media afery odstraszają inwestorów i rzucają cień na dobry wizerunek miasta. Jest odwrotnie: teraz do Łodzi inwestorzy powinni walić drzwiami i oknami. Miasto, w którym przestępstwa są ujawniane, urzędnicy nie są nietykalni, a wolne media pełnią swoją kontrolną funkcję, jest bodaj najnormalniejszym miastem w Polsce. To nie Łódź jest czarną owcą, to w innych miastach gorzej funkcjonuje demokracja. Bo wszystkie łódzkie afery dotyczą także innych miast, tyle że tam ich nie ujawniano albo odkryto dopiero po tym, gdy wyszły na jaw w Łodzi.

Morale Łodzi
Nie ma racji prezydent Panas, gdy namawia łodzian, żeby dążyli do zmiany złego wizerunku miasta. To nie łodzianie powinni się wstydzić, lecz mieszkańcy innych miast: tolerujący lokalne sitwy, korupcję, nepotyzm, nie rozliczający wybieranych przez siebie urzędników. - Zagarnianiem śmieci pod dywan jeszcze nigdy niczego nie załatwiono - uważa Jerzy Kropiwnicki, polityk ZChN z Łodzi, były szef Rządowego Centrum Studiów Strategicznych. - Jestem zadowolony, że dziennikarze i policja doprowadzili do ujawnienia afery ze "skórami". To tylko dobrze świadczy o tych, którzy postanowili przerwać zmowę milczenia. Powiem krótko: jestem dumny, że takie sprawy wychodzą na jaw w Łodzi - dodaje Kropiwnicki.
- Specyfika tego miasta polega na tym, że próbuje ono mieć swoje morale. Ludzie nie boją się powiedzieć, jeśli coś dzieje się źle - uważa Andrzej Pęczak, poseł i szef łódzkiego SLD, były wojewoda łódzki.
W XIX-wiecznej Łodzi, którą Reymont opisał, a Wajda sfilmował w "Ziemi obiecanej", funkcjonowało poczucie wspólnoty, co było tym trudniejsze, że było to miasto wielonarodowe. - Określenie "Lodzermensch" (łodzianin) nie było epitetem. Było synonimem człowieka przedsiębiorczego, odważnego, pracowitego i uczciwego. Ludzi dzielił dystans majątkowy, ale różne warstwa społeczne nie były od siebie odizolowane. To przecież w Łodzi powstały - zbudowane przez takich fabrykantów, jak Scheibler, Poznański czy Herbst - osiedla robotnicze, których standard do dziś budzi uznanie. Śmiało można powiedzieć, że w XIX-wiecznej Łodzi funkcjonował etos kapitalizmu - tłumaczy dr Jacek Skrzydło z Uniwersytetu Łódzkiego.

Łódzka atmosfera
Jerzy Kropiwnicki uważa, że łodzian łączy poczucie wspólnoty. - Mieszkańcy bardziej interesują się sprawami swojego miasta, być może dlatego, że mało jest w Łodzi ludności napływowej - zastanawia się Kropiwnicki. - W Łodzi już od dawna istnieje ponadpartyjne, niepisane porozumienie, że bez względu na burze polityczne, w policji, prokuraturze i innych instytucjach zaufania publicznego nie może być zawirowań, bo przecież te instytucje są niejako zabezpieczeniem władzy. Jeśli dobrze pracują, nie można im przeszkadzać - tłumaczy Andrzej Pęczak.
Nowy szef delegatury UOP wcześniej był naczelnikiem wydziału śledczego tej delegatury. Nowy komendant wojewódzki policji - zastępcą. Łódzcy posłowie podkreślają, że w ich mieście nie ma typowej dla innych miast fali, która zmywa ludzi. Jeśli ktoś jest dobry, awansuje, daje możliwość awansu innym, a wszystkim chce się pracować.

Wytropić wszystko!
- Kiedy wyszła na jaw sprawa tzw. pierwszej ośmiornicy, zauważalne było zaniepokojenie ze strony potencjalnych inwestorów, bo na początku twierdzono, że jest to afera lokalna. Ale szybko się okazało, że sprawa rozrasta się na cały kraj i tylko u nas podjęto walkę z przestępcami. Z handlowaniem zwłokami było tak samo. Bo przecież w Łodzi odkryto tylko wierzchołek góry lodowej - zauważa poseł Andrzej Pęczak. - Mamy jednych z najlepszych policjantów w kraju. Oni są po prostu tak dobrzy, że potrafią wytropić wszystko. Być może wynika to z tego, że my, łodzianie, jak już coś robimy, to od początku do końca. I wiem, że choć wstrząsająca afera z handlem zwłokami jest dla nas bardzo przykra, też zostanie wyjaśniona do końca - tłumaczy wojewoda Makowski.
Jeśli przeliczać etaty na liczbę spraw, łódzki oddział Centralnego Biura Śledczego plasuje się na niemal szarym końcu w Polsce. - Ale dla mnie wyznacznikiem dobrej pracy jest uzyskanie informacji, a potem zebranie materiałów, przetworzenie ich na proces, przedstawienie zarzutów, aresztowanie i osądzenie. Jeśli na tej podstawie będziemy oceniali pracę policji, to ja z każdym stanę w szranki - zapewnia Ryszard Woźny, prawnik, szef łódzkiego CBŚ. Zaznacza, że gdyby policjanci od dawna nie interesowali się branżą pogrzebową, nie udaremniliby planowanego zabójstwa Witolda S. - Wiedzieliśmy, że szuka się zabójcy, przy naszej pomocy zleceniodawca go znalazł, dał zadatek za "usługę" i natychmiast został zatrzymany. Po prostu zastosowaliśmy procedurę zakupu kontrolowanego - zabójcą był podstawiony policjant - opowiada Woźny. Drążenie tematu doprowadziło policję do wykrycia afery z nekrobiznesem.
- Po radiowo-prasowo-telewizyjnej nawałnicy trafiło do nas mnóstwo dokumentów świadczących o tym, że tak się dzieje w całej Polski - zaznacza Woźny. Modus operandi rozpracowanego przestępstwa przekazał do Warszawy, a stamtąd trafił on do oddziałów.

"Nie" dla świętych krów
W lipcu ubiegłego roku w urzędzie miasta zatrzymano byłego prezydenta Łodzi Marka Cz. i jego zastępcę Pawła P. Obaj mieli, według ustaleń prokuratury, wziąć pieniądze za pomoc w przekazaniu nieruchomości pod budowę supermarketu. Sąd zastosował wobec nich areszt. - Jestem tylko policjantem i służę miastu. Jeżeli zebrałem dowody czyjegoś przestępstwa, to dla mnie nie ma znaczenia, kim jest ta osoba - przekonuje Ryszard Woźny.
- Spotykam się z zarzutami, że prokuratura i organa ścigania robią antyreklamę Łodzi. Ale my przecież nie kreujemy zjawisk patologicznych, my je tylko wykrywamy. A jeżeli odkryjemy i wyeliminujemy, może to tylko pozytywnie przysłużyć się miastu. Gdybyśmy nie rozbili obu ośmiornic, nie wykryli afery korupcyjnej wysokich urzędników miejskich lub nie ruszyli sprawy handlowania zwłokami, to czy w Łodzi byłoby bezpieczniej? Tylko pozornie, bo te patologie nadal by przecież istniały - tłumaczy Kazimierz Olejnik, szef Prokuratury Apelacyjnej w Łodzi, wcześniej pierwszy szef Wydziału do Walki z Przestępczością Zorganizowaną łódzkiej Prokuratury Okręgowej, absolwent łódzkiego uniwersytetu. Olejnik zasłynął rozbiciem ośmiornicy - zorganizowanej grupy przestępczej zajmującej się haraczami, porwaniami, okupami, handlem narkotykami, ale głównie przestępstwami gospodarczymi na gigantyczną skalę.
Półtoraroczna praca operacyjna i dochodzeniowa doprowadziła do zatrzymania kilkuset osób w różnych częściach kraju, łącznie z szefem całej siatki, łodzianinem Tadeuszem M. Do aresztu trafili biznesmeni, lekarze, byli milicjanci, wysoki urzędnik Ministerstwa Rolnictwa.

Ludzie, którym chce się pracować
W Łodzi przejmowanie kamienic na podstawie sfałszowanych testamentów wykryto po dwóch takich wypadkach, w Krakowie - po 92. Jedynie łódzka prokuratura znalazła komornika, który zgodził się za stały, niewielki ryczałt zajmować majątki przestępców. Tymczasem, żeby zająć takie mienie, inne prokuratury musiały wpłacać 20 proc. jego wartości, na co nie było pieniędzy. - Mam niebywałe szczęście, że od kilku lat pracuję z doskonałym zespołem ludzi, którym się po prostu chce pracować - przyznaje prokurator Olejnik. - Każdy, kto przechodzi wieczorem koło Prokuratury Okręgowej przy Piotrkowskiej, zobaczy palące się do późna światła w oknach na siódmym piętrze, gdzie mieści się Wydział do Walki z Przestępczością Zorganizowaną. Tak jest w tygodniu, tak jest w sobotę i niedzielę - opowiada Jolanta Badziak, rzeczniczka prokuratury apelacyjnej.
- Sami niewiele byśmy zdziałali. Kadra wszystkich organów zwalczających przestępczość w Łodzi od wielu lat współpracuje z sobą - tłumaczy Olejnik. - U nas nikogo się nie wyróżnia dlatego, że jest szefem prokuratury apelacyjnej, szefem delegatury UOP, naczelnikiem wydziału czy przewodniczącym wydziału w sądzie. Tak naprawdę od tych czterech osób zależy powodzenie postępowań - zaznacza Ryszard Woźny. Przyznaje, że koledzy z innych miast dziwią się, że w Łodzi możliwa jest tak ścisła i dobra współpraca między prokuraturą, policją, UOP i sądem.
- Kiedy sędziemu "nasz" proces się wali, bo oskarżony nie stawia się na sprawę, dzwoni do mnie, a my doprowadzamy człowieka do sądu - nawet na wózku inwalidzkim. Przecież to nasz wspólny interes - mówi Woźny. - Dlatego jesteśmy skuteczni.
Więcej możesz przeczytać w 7/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.