Dobre intencje

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie każda sprawa, która teoretycznie mogłaby dotyczyć Kościoła, jest jego sprawą. Rozwód cywilny nie jest
Chodzą słuchy, że Jan Paweł II sposobi się do wezwania stolarzy, aby odmawiali posługiwania się śrubokrętami krzyżakowymi, bo znak krzyża jest zastrzeżony dla obrzędów wyrażających wyznawanie wiary, więc brutalne wciskanie weń śrubokrętu i wykonywanie nim manipulacji obrotowych naraża uczucia religijne milionów ludzi na szwank. Plotki te są oczywiście absurdalne i nie ma, rzecz jasna, żadnych szans na to, by Watykan wystąpił z podobnym apelem. Papież jednak sam przygotował dla nich podatny grunt, wzywając niedawno adwokatów do systematycznego "odmawiania używania ich zawodu w celu sprzecznym ze sprawiedliwością - takim jak rozwód".
We Francji wywołało to pełne zażenowania milczenie - zrozumiałe w kraju, w którym od 1905 r. konsekwentnie (oprócz pewnych wyłomów za kolaboracyjnego reżimu z Vichy) przestrzega się rozdziału Kościoła od państwa i w którym z mlekiem matki wysysa się zrozumienie konsekwencji tej zasady. Jedną z nich jest na przykład to, że jeżeli adwokat ma prowadzić sprawę dotyczącą utrzymania lub rozwiązania związku małżeńskiego zawartego w urzędzie stanu cywilnego - bez żadnych, nawet symbolicznych, zobowiązań wobec Boga czy Kościoła - to jego obowiązkiem jest udzielenie porady i pomocy prawnej w ramach zakreślonych przepisami, a nie podejmowanie oceny moralnej postępowania klientów z punktu widzenia swoich osobistych wierzeń. Jest to szczególnie oczywiste w sytuacji, gdy w dodatku małżonkowie są osobami niewierzącymi i nigdy nie ślubowali nierozerwalności związku wobec Boga, ale dotyczy to także osób wierzących, które postanowiły zerwać związek cywilny. Związku kościelnego i tak nie mogą zerwać bez zgody Kościoła, który również sankcjonuje rozwód cywilny - zawarcie ponownego małżeństwa cywilnego uznaje się za cudzołóstwo, a cudzołożnik ma zakaz przyjmowania komunii św. Chyba że wyrazi żal i zobowiąże się do stuprocentowej abstynencji seksualnej w nowym małżeństwie. Adwokat ma - jak każdy obywatel - prawo do oceny sytuacji wedle osobistych przekonań religijnych, ale odmowa przystąpienia do czynności zawodowych w sprawie nie mającej nic wspólnego z Kościołem, jego procedurami i sakramentami przypominałaby postawę stolarza odkładającego śrubokręt, bo na główce śrubki jest znak krzyża.
Nie każda sprawa, która teoretycznie i symbolicznie mogłaby dotyczyć Kościoła, jest w praktyce jego sprawą. Śrubka na przykład nie jest. Ślub cywilny też nie. I rozwód cywilny również nie. Kościół ma - jak wszyscy - ewidentne prawo do zabierania głosu w sprawach moralnych i społecznych, tym bardziej że jego szczególna wrażliwość etyczna często wzbogaca debaty w tych dziedzinach. Pozostaje pytanie - niestety, powracające dość często - jak daleko może się on posunąć w wywieraniu na wiernych nacisków, by podejmowali działania stwarzające przeszkody w egzekwowaniu prawa świeckiego. Nie słychać jakoś o wezwaniach kierowanych do sędziów, adwokatów czy polityków, by odmawiali udziału na przykład w procedurach mogących prowadzić do wymierzenia kary śmierci - choć dekalog wyraża się w sprawie zakazu zabijania nadzwyczaj jasno. Skąd zatem nagła presja na sędziów, adwokatów, a nawet na całe społeczeństwo w sprawie rozwodów - jednak mniej gardłowej?
W "Katechizmie Kościoła katolickiego" czytamy, że przez wzgląd na "ochronę wspólnego dobra społeczeństwa" "tradycyjne nauczanie Kościoła uznało za uzasadnione prawo i obowiązek prawowitej władzy publicznej do wymierzania kar odpowiednich do ciężaru przestępstwa, nie wykluczając kary śmierci w przypadkach najwyższej wagi". Powołując się na racje wyjątkowej wagi, można więc zabić, ale nie można się rozwieść? Ten sam katechizm powiada: "Jeśli rozwód cywilny pozostaje jedynym możliwym sposobem zabezpieczenia pewnych słusznych praw, opieki nad dziećmi czy obrony majątku, może być tolerowany, nie stanowiąc przewinienia moralnego".
W wyjątkowej sytuacji zabicie człowieka może więc być "prawem i obowiązkiem", a rozwód może być co najwyżej "tolerowany"? Czy hierarchia wartości i priorytetów moralnych nie jest tu przypadkiem postawiona na głowie?
Francuskie społeczeństwo - z adwokatami na czele - całkowicie zignorowało apel papieża. Co jednak będzie, jeśli aktorzy - wyposażeni przez Stwórcę w znacznie wrażliwsze duszyczki niż prawnicy - w imię wierności drugiemu przykazaniu zostaną kategorycznie wezwani do odmowy grania w sztukach i filmach, w których pojawiają się zwroty typu: "Jezus Maria!", "O Boże!", "Jak mi Bóg miły!", "Bóg mi świadkiem!", "Rany boskie!", "Bój się Boga!"? Może się okazać, że pozostanie im tylko udział w utworach pornograficznych, a i to nie jest do końca pewne. Tak to dobre intencje mogą zaprowadzić do piekła.

Więcej możesz przeczytać w 7/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.