Sapard widmo

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nie opłaca się korzystać z unijnego programu SAPARD (Specjalny Program Pomocy Przedakcesyjnej na rzecz Rozwoju Rolnictwa i Obszarów Wiejskich) - doszli do wniosku szefowie Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa i zaproponowali ministrom finansów oraz rolnictwa rezygnację z program
Do czego prowadzi łączenie brukselskiej biurokracji i polskiej zachłanności

. "Potencjalne efekty i możliwości skorzystania ze środków SAPARD będą prawdopodobnie niewspółmierne do poniesionych kosztów, a im później program zostanie uruchomiony, tym bardziej bilans ten będzie się pogarszał. Wydaje się, że jeżeli zaistnieje taka sytuacja, należało będzie rozważyć celowość dalszego prowadzenia prac na rzecz uruchomienia programu" - czytamy w wewnętrznej informacji przygotowanej dla kierownictwa Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa.Podobnej treści list kierownictwo agencji wystosowało do Marka Belki, wicepremiera i ministra finansów. - Faktycznie, znalazły się w nim sugestie dotyczące możliwości odstąpienia od programu SAPARD - przyznaje Andrzej Śmietanko, były szef ARiMR. Dowiedzieliśmy się, że Marek Belka nie chce słyszeć o tego rodzaju propozycjach. Podobnie zareagował minister rolnictwa. - Od razu odrzuciliśmy tę sugestię - mówi wicepremier Jarosław Kalinowski. Śmietanko odszedł z ARiMR zaledwie po trzech miesiącach urzędowania, bo nie chciał brać odpowiedzialności między innymi za wprowadzenie SAPARD. Zastąpił go Aleksander Bentkowski, były poseł PSL.

SAPARD złudzeń
Najpóźniej za dwa miesiące Agencja Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa ma otrzymać akredytację Komisji Europejskiej, co będzie równoznaczne z uruchomieniem programu SAPARD. Korzystają już z niego Litwa, Łotwa, Estonia, Bułgaria i Słowenia. Estonia - mimo że wydała więcej z własnego budżetu na obsługę programu niż w jego ramach otrzymała - nie zrezygnowała z niego. I właśnie na przykład Estonii (20 tys. gospodarstw przy dwóch milionach w Polsce) powołują się władze agencji, sugerując wycofanie się z SAPARD. W Estonii bowiem zaakceptowano jedynie 15 proc. zgłoszonych projektów i w pierwszym roku udało się wykorzystać tylko 3 proc. przyznanych pieniędzy. Tymczasem SAPARD kończy swój żywot w momencie naszego wejścia do unii, co oznacza, że możemy z niego korzystać 2004 r.Jak to korzystanie może wyglądać, przekonaliśmy się, obserwując szkolenie trzydziestu rolników z okolic Nowego Dworu Mazowieckiego. Rolnikom wystarczyły trzy godziny pogadanki, by się dowiedzieć, że większość z nich może zapomnieć o korzyściach płynących z programu SAPARD - po prostu nie spełniają kryteriów. Dlatego do końca szkolenia prowadzonego przez pracowników ARiMR dotrwało tylko pięciu. Na unijne pieniądze może liczyć najwyżej dwóch z nich. Podobne szkolenia są prowadzane w każdym powiecie i na razie wszędzie przebiegają tak samo - rolnicy szybko się orientują, że program ich nie obejmie.

Cena nadgorliwości
Wszystko zaczęło się w 1999 r., gdy Bruksela postanowiła nauczyć nas i inne kraje kandydackie korzystania z pieniędzy piętnastki. Po to właśnie wymyślono SAPARD. Oczywiście, europejscy urzędnicy nie są samobójcami i oddając co roku 520 mln euro ze swojej kasy, postawili bardzo wysokie wymagania. "Stworzyliśmy tak skomplikowane regulacje, że jest normalne, iż kandydaci nie mogą im sprostać" - tak o SAPARD podczas ostatniego spotkania ministrów finansów piętnastki mówił Günter Verheugen, komisarz Unii Europejskiej ds. rozszerzenia. W tym tygodniu w Parlamencie Europejskim odbędzie się debata, podczas której deputowani będą pytać Komisję Europejską, jak to możliwe, że przez dwa lata w ramach programu wykorzystano zaledwie 30 mln euro, chociaż formalnie do dyspozycji było ponad miliard euro. Polska nie chciała być gorsza od Brukseli i postawiła równie wysokie wymagania ewentualnym chętnym do skorzystania z SAPARD. I zaczęły się jeszcze większe problemy. Wprawdzie do Polski powinno trafić 171 mln euro rocznie, ale wewnętrzne i unijne kryteria praktycznie to uniemożliwiają. W rzeczywistości tych pieniędzy jest nawet więcej, bo unia postawiła warunek: dajemy 75 proc., ale każdy z krajów uczestniczących w programie dokłada pozostałe 25 proc. Dlatego od ubiegłego roku rząd RP trzyma 56 mln euro (ponad 160 mln zł) na potrzeby SAPARD. Trzyma i nic się nie dzieje, mimo że wydaliśmy już 50 mln zł z własnej kasy na przygotowania do rozpoczęcia programu.

Program powszechnego uszczęśliwiania
I w Warszawie, i w Brukseli panuje zgoda: przygotowaliśmy najtrudniejsze wa-runki korzystania z SAPARD spośród wszystkich krajów kandydackich. - Chcieliśmy obdzielić unijnymi pieniędzmi wszystkich i wrzuciliśmy do jednego worka wiele dziedzin, powodując, że i tak skomplikowany program stał się jeszcze mniej przejrzysty - nie krył Marek Bielewski, wiceszef mazowieckiego oddziału ARiMR, prowadzący szkolenie dla rolników w Nowym Dworze Mazowieckim. Rzeczywiście, zamiast skupić się na dwóch, trzech dziedzinach, u nas chciano uszczęśliwić zarówno zakłady przetwórcze, rolników indywidualnych, gminy, powiaty, jak i firmy prowadzące szkolenia dla rolników. Decyzje o kształcie programu SAPARD w Polsce podejmowało poprzednie kierownictwo Ministerstwa Rolnictwa. - Uważaliśmy, że należy całą wieś objąć tym programem, bo cała nasza wieś jest zapóźniona. Dlatego zdecydowaliśmy się na taką koncepcję - przekonuje Zbigniew Chrzanowski, były wiceminister rolnictwa, odpowiedzialny za wprowadzenie programu SAPARD. Efekt jest taki, że pomoc w ramach programu może otrzymać nie więcej niż jedno gospodarstwo w gminie.

Hodowla strusi i plecionki z wikliny
Spośród rolników indywidualnych tylko producenci mleka, bydła, owiec, trzody chlewnej i drobiu mogą przystąpić do SAPARD. Tyle że rolnik nie może mieć więcej niż 50 lat. Musi prowadzić gospodarstwo małe bądź średniej wielkości (w wypadku bydła rzeźnego musi mieć nie mniej niż dwadzieścia i nie więcej niż sto krów). Jeśli ma tylko wykształcenie podstawowe, musi udokumentować dziesięcioletni staż w prowadzeniu gospodarstwa (ponad 40 proc. naszych rolników swą edukację zakończyło właśnie na podstawówce).W zależności od rodzaju produkcji rolnej jedno gospodarstwo otrzyma dotację w wysokości 12-25 tys. euro. I tu pojawiają się następne problemy - suma ta nie może przekroczyć połowy kosztów zatwierdzonego projektu. A i tak na początku rolnik musi wyłożyć na inwestycję wszystkie pieniądze z własnej kieszeni albo wziąć kredyt z banku. Nie może to być jednak kredyt preferencyjny (czyli dotowany przez państwo), lecz komercyjny, czyli oprocentowany trzykrotnie wyżej. Jedna z głównych zasad SAPARD (a i główny straszak dla potencjalnych uczestników programu) stanowi bowiem, że dotacja jest refundowana, czyli rolnik musi najpierw wyłożyć własne pieniądze.Zaskakujące jest to że, za pieniądze z SAPARD można budować, kupować maszyny (byle nie spoza krajów UE bądź kandydackich), unowocześniać gospodarstwo, ale nie można za nie zwiększać produkcji. Chociaż jest jeden wyjątek - w ramach programu można postawić na alternatywną produkcję rolną. Na razie największym zainteresowaniem cieszą się trzy pomysły: hodowla strusi, królików oraz plecionki z wikliny. Taki efekt dało połączenie brukselskiej biurokracji z polską nadgorliwością i zachłannością. Ale oczywiście - jak to w Polsce - nikt nie jest temu winien.

Więcej możesz przeczytać w 8/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.