Obrotowy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Politycy przychodzą i odchodzą, a Artur Balazs trwa - żartuje Jan Maria Rokita, prezes SKL przed Balazsem
[ ARTUR BALAZS sięga po złoty róg ]Artur Balazs mógłby być ministrem w każdym rządzie III RP (faktycznie był członkiem gabinetów Mazowieckiego, Olszewskiego i Buzka). Mógłby być zarówno prezydenckim doradcą ds. rolnictwa, jak i szefem konkurencyjnego PSL. Jego poglądy ewoluują bowiem w zależności od tego, z kim rozmawia.
Lubią go działacze PSL, Samoobrony, Partii Ludowo-Demokratycznej Romana Jagielińskiego, rolniczej "Solidarności", a także kółek rolniczych i OPZZ. Nie ma drugiej takiej postaci na polskiej scenie politycznej. Balazsowi nie ma się za złe nawet tego, że popełnia kardynalne błędy - jak w wypadku programu SAPARD, którego realizację eksperci ówczesnego ministra obwarowali takimi warunkami, że teraz Polska chce w ogóle z niego zrezygnować, bo koszty obsługi będą większe od faktycznej pomocy uzyskanej od Unii Europejskiej.

Wnuk obszarników
W tym roku Artur Balazs skończył 50 lat. Urodził się w Ełku, ale wychowywał w kilku miastach Polski, bo rodzice często się przeprowadzali. - Ojciec, syn obszarników, człowiek z wyższym wykształceniem i niewyparzonym językiem, miał problemy z władzą ludową - tłumaczy Balazs. Oryginalne nazwisko i południowy temperament odziedziczył po węgierskich przodkach. Jego dziad na początku ubiegłego wieku zakochał się w córce polskiego ziemianina. W latach 20. rodzina osiadła w Polsce na stałe. - Moja babka miała pod Lwowem majątek, który dostała w posagu - wspomina Balazs. Wśród rodowych pamiątek przechowuje akt nadania dziadkowi polskiego obywatelstwa przez ministra spraw zagranicznych. W domu na wyspie Wolin ma też kilka mebli i bibelotów z rodzinnego dworku. Miał 24 lata, gdy kupił gospodarstwo na Wolinie. - Żona wychowywała się w tych stronach i zawsze powtarzała, że to najpiękniejsze miejsce na świecie. Miała rację - opowiada. Gdy przenosili się do obecnego domu, mieli niespełna 14 hektarów, dwa konie, krowę i maciorę. Murowany dom Balazsów położony na skraju lasu dopiero w środku robi wrażenie. Nowoczesna kuchnia w jasnych kolorach połączona jest z dużą jadalnią, w której główne miejsce zajmuje zabytkowy stół. Na ścianach wiszą obrazy i rodzinne fotografie. Z jadalni przechodzi się do salonu umeblowanego w podobnym stylu. Gospodarz najbardziej dumny jest z zimowego ogrodu. - Najlepiej wypoczywam w oranżerii - mówi. Balazs jest dumny także z trzech córek. Najmłodsza uczy się w jednym ze stołecznych gimnazjów. Jej starsze siostry się usamodzielniły. Jedna mieszka w Warszawie, druga w Łuskowie - po sąsiedzku z rodzicami. Wraz z mężem prowadzi gospodarstwo rolne.

Przyjaciele domu
Balazsowie zakładali, że gospodarstwo będą prowadzić najwyżej osiem lat. - Żona uważała, że to mordercze zajęcie, a dzieci będą miały za daleko do szkół - wspomina szef SKL. Po kilku latach zmienili jednak zdanie i dokupili ziemi (większość w latach 90. - na przetargach organizowanych przez Agencję Własności Rolnej Skarbu Państwa). Obecnie mają 242 hektary. Szczecińska prasa zarzucała ministrowi nieprawidłowości przy zakupie ziemi. - Jedyny zarzut może dotyczyć tego, że terminy przetargu, do którego stawałem, były bardzo krótkie - tłumaczy Balazs. W prowadzeniu gospodarstwa pomaga państwu Balazsom tylko jeden człowiek - Jerzy Dadas. - Z ministrem można się dogadać. Czasami gawędzimy o polityce. Nigdy się nie kłócimy - opowiada Dadas. Balazsowie nie zatrudniają więcej osób, bo od kilku lat nie hodują zwierząt. W stajni stoją wprawdzie konie, ale należą do córki. - Zrezygnowałem z hodowli, bo nie miałem czasu i przestało to być opłacalne - mówi gospodarz. - Jak minister może mówić, że rezygnuje z czegoś, bo jest nieopłacalne? Daje zły przykład! - wykrzykuje Andrzej Lepper, szef Samoobrony. Dom Balazsów lubią zaprzyjaźnieni politycy. - Ze wszystkich partii - zaznacza gospodarz. Często bywa tu Aleksander Hall, żona Jana Marii Rokity, ministrowie rządu Jerzego Buzka. Bywał także sam premier. Odwiedzał Balazsa również Aleksander Kwaśniewski.

Uczeń Mazowieckiego
W 1980 r. Balazs był jednym z założycieli rolniczej "Solidarności". - Z nieżyjącym już Piotrem Baumgartem jeździliśmy po wsiach i namawialiśmy ludzi, aby się zapisywali do związku - wspomina. Gdy wprowadzono stan wojenny, wracali właśnie pociągiem ze strajku w Siedlcach. Tuż przed Szczecinem milicja zaczęła przeszukiwać przedziały. Skuto ich, wsadzono do suki i zawieziono do więzienia w Goleniowie. - Na żniwa władza dawała przepustki rolnikom, ale żądała podpisania lojalki. Ja nie chciałem tego robić - wspomina Balazs. Mimo to wyszedł na przepustkę. Dobrowolnie nie chciał wrócić, więc przyjechali po niego oficerowie SB. - Zabrali mnie dopiero, gdy skończyłem koszenie zboża - opowiada. Po okresie internowania zaczął działać w strukturach podziemnej "Solidarności". Aby mieć pretekst do częstych wyjazdów z domu, zapisał się na zaoczne studia rolnicze w Szczecinie. Przy "okrągłym stole" zasiadał przy stoliku związkowym, któremu przewodniczył Tadeusz Mazowiecki. Z tamtych czasów Balazsa pamięta Józef Oleksy, wówczas minister ds. związków zawodowych. - Był spokojny, rzeczowy. Najmniej krzyczał na rząd - wspomina były premier. Wkrótce Balazs został posłem Sejmu kontraktowego i ministrem ds. warunków życia na wsi. - Nie chciałem tego wziąć, bo uważałem, że powinniśmy dostać resort rolnictwa. Byłem pierwszym ministrem rolnikiem w dziejach powojennej Polski - wspomina Balazs. W 1989 r. wraz z nieżyjącym już Józefem Śliszem założył Polskie Stronnictwo Ludowe "Solidarność", które trzy lata później zmieniło nazwę na Stronnictwo Ludowo-Chrześcijańskie. W wyborach prezydenckich w 1990 r. opowiedział się za Mazowieckim. Do dziś uważa go za swojego mistrza.

Nauczyciel Janiszewskiego
- Balazsa znam od trzynastu lat i od początku go ceniłem. O polskiej wsi mówił bez demagogii. Wielokrotnie rozmawialiśmy o tym, że dobrze byłoby stworzyć wspólną organizację, która działałaby w mieście i na wsi - opowiada Jan Maria Rokita. W 1997 r. zrealizowali swój pomysł - założyli Stronnictwo Konserwatywno-Ludowe. Oprócz Stronnictwa Ludowo--Chrześcijańskiego weszła do niego Partia Konserwatywna Halla oraz konserwatywni działacze Unii Wolności, którzy opuścili szeregi tej partii razem z Rokitą. W wyborach 1997 r. nowa partia startowała pod szyldem AWS. Po wyborczym sukcesie kilka resortów przypadło SKL. Tekę ministra rolnictwa objął Jacek Janiszewski, uważany za politycznego ucznia Bala-zsa. - Bardzo nie lubię tego określenia - zżyma się Janiszewski. - Balazs mnie polityki nie uczył. Gdyby to robił, byłbym skuteczniejszy. W 1998 r. ujawniono nieprawidłowości w szczecińskim oddziale Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa. Janiszewski, którego obarczono odpowiedzialnością, podał się do dymisji. Jego następcą został Balazs. - Wszystkie ważniejsze drogi były wtedy blokowane przez związki rolnicze. Rząd nie mógł sobie z tym poradzić i wtedy się okazało, że mimo problemów rolnicy potrafią się dogadać - wspomina Balazs. - Parę spraw pozałatwiał, ale ta olbrzymia dziura budżetowa powstała właśnie za czasów rządu, w którym on był ministrem - uważa Lepper.Pod koniec kadencji dla wszystkich stronnictw należących do AWS było jasne, że akcja się rozpadnie. - Dla swoich członków była jak nieszczęście, które nad nimi ciążyło - wspomina Rokita. - Balazs twierdził, że trzeba opuścić AWS. Ja chciałem zostać, bo pamiętałem, jak Unia Wolności się rozbiła, gdy z niej odchodziłem. To nas poróżniło.

Platforma prawicy
Rokita uważa, że Balazs nie miał racji, odchodząc z Platformy Obywatelskiej, dzięki której dostał się do Sejmu. - Uznał, że jego wpływy nie będą zbyt duże. Ja widziałem dla niego miejsce, bo w platformie nie ma innych "wiejskich" polityków. Tutaj mógłby realizować nasze marzenia o wiejsko-miejskiej formacji politycznej - zauważa Rokita. - Kiedyś Marian Krzaklewski sądził, że podpisując Kartę AWS, będzie miał niepodzielną władzę. Ten sam błąd powtarza platforma. Zasłaniając się statutem, nie chce oddać władzy nikomu spoza swojego kręgu. A na to nie mogłem się zgodzić - replikuje Balazs. Na początku tego roku drogi liderów SKL się rozeszły. Rokita został w platformie, Balazs utworzył nowy SKL - wspólnie z PPChD. - Nie mam już żadnych ambicji, aby zajmować jakieś stanowiska. Chcę tylko odbudować prawicę - zapewnia Balazs. W nowym SKL została żona Rokity. - Zrobiła to z sentymentu i z moją aprobatą. Ma tam swoich przyjaciół - tłumaczy Rokita. Balazsowi marzy się szeroka centroprawicowa koalicja, skupiająca zarówno opozycję parlamentarną, jak i pozaparlamentarną. - Ja nie mówię, że to jest łatwe i na pewno się uda - twierdzi Balazs. Problemy z tworzeniem takiej prawicowej platformy dostrzegają też inni działacze. Aleksander Hall, jeden z założycieli SKL, a dziś szeregowy członek nowego ugrupowania, mówi: - To trudne zadanie, ale jeśli SKL wykaże się chęcią gromadzenia sensownych środowisk prawicowych, to będzie miało szansę powodzenia.

PSL plus SKL
Na styczniowym kongresie SKL wśród gości pojawił się m.in. Waldemar Pawlak. - Mamy różne rodowody, ale myślimy podobnie. Przychodzi czas, kiedy warto działać ponad historycznymi podziałami - mówi były premier. Nie chce powiedzieć, czy jest zwolennikiem połączenia PSL z SKL, o czym coraz częściej mówi się w stronnictwie, a za czym optują politycy skupieni wokół Zbigniewa Komorowskiego, dobrego znajomego Balazsa. - Moim zdaniem, duża część PSL jest bliska dawnemu SKL - uważa Balazs. - Nowy SKL ma niewiele wspólnego z tradycyjnym ruchem ludowym. Chociaż coś nas ostatnio zbliżyło: proponowane przez unię dopłaty dla rolników. I SKL, i my nie godzimy się na taką jałmużnę - replikuje Bogdan Pęk, poseł PSL. Artur Balazs liczy, że prawica pod jego kierownictwem zbierze w najbliższych wyborach parlamentarnych połowę głosów. Pierwszą przymiarką do przyszłego sukcesu mają być wybory samorządowe. Unia Wolności już zapowiedziała, że będzie współpracować z nowym SKL. - Jest mi niezręcznie wypowiadać się o szansach nowego ugrupowania. Mogę tylko powiedzieć, że jedynie platforma oraz Prawo i Sprawiedliwość są realną przyszłością centroprawicy - uważa Rokita.
Jeśli nawet nie powiedzie się misja nowego SKL, politycy prawicy nie wierzą, że będzie to oznaczać koniec kariery Balazsa. - On zawsze był zręczny. Starał się nigdy nikogo ważnego nie atakować. Dlatego zawsze miękko ląduje. I na pewno w polityce nie zginie - uważa jeden z posłów PSL.

Więcej możesz przeczytać w 8/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.