Mechanik wuj Sam

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nadchodzi wiek Azji. Nie jest to jednak zapowiadana w latach 90. epoka jej ekspansji ekonomicznej i oszałamiających sukcesów

George Bush głowi się nad azjatyckimi puzzlami

Dziś nikt nie ma wątpliwości: sytuacja w Azji ma największy wpływ na rozwój wydarzeń na świecie, ale z innych powodów. Po ataku międzynarodówki terrorystycznej na USA okazało się nagle, że to największy obszar niestabilności i wylęgarnia konfliktów. Kontynent azjatycki przecina napiętnowana przez prezydenta Busha "oś zła". W Azji najlepiej sprawdza się Huntingtonowska teoria zderzenia cywilizacji. Ogniska konfliktów i wojen można znaleźć prawie wszędzie - od Jemenu po Indonezję. Azja stała się nowym polem wyścigu zbrojeń i to tam rodzi się nowe wyzwanie dla świata
- rosnące w siłę Chiny.
Prof. Stephen Cohen, ekspert w sprawach azjatyckich z Brookings Institution, właśnie wrócił z Pakistanu. W rozmowie z "Wprost" podkreśla, że wielu przywódców azjatyckich paradoksalnie dostrzega w nowej sytuacji szansę dla swoich państw. - Mimo sporych różnic kulturowych rozumieją, że bez dobrego wuja Sama daleko nie zajdą. Ta swego rodzaju przyjaźń, oparta na obopólnych korzyściach, umocniła się, kiedy wszyscy zdali sobie sprawę z zagrożenia terroryzmem i zgodzili się, że tylko wspólna walka może zminimalizować niebezpieczeństwo - mówi Cohen.

Plan Marshalla dla Azji?
Dla waszyngtońskich elit politycznych Azja stała się dziś najważniejszym regionem świata. Prezydent Bush jedzie do Chin drugi raz w ciągu czterech miesięcy. Odwiedzi też Japonię i Koreę Południową. Kraje Azji stały się w ostatnich miesiącach najczęstszym celem podróży polityków USA - przez różne zakątki największego kontynentu przesuwa się korowód amerykańskich oficjeli, z sekretarzem stanu Colinem Powellem i sekretarzem obrony Donaldem Rumsfeldem na czele. Także azjatyccy przywódcy częściej pielgrzymują do Waszyngtonu - zaledwie tydzień temu za oceanem był prezydent Pakistanu Perwez Muszarraf. Po zakończeniu zimnej wojny w Azji powstała próżnia geopolityczna. Zabrakło takich instytucji, jak NATO czy Unia Europejska. Tymczasem na kontynencie jest wiele krajów niestabilnych bądź przechodzących głębokie przemiany. Demokratyzacja Indonezji po latach dyktatury doprowadziła do gwałtownych napięć i ożywienia separatyzmów, zamieniając archipelag w Bałkany Pacyfiku. Trwa konflikt na Filipinach i spór o Kaszmir. Azję czekają też dwa pełne raf procesy zjednoczenia: Chin z Tajwanem i obu Korei. Nie mówiąc już o chronicznych problemach Bliskiego Wschodu. Jakie ryzyko niesie z sobą azjatycka próżnia geopolityczna, pokazał w pełni przykład Afganistanu. Kiedy wygasła rywalizacja Związku Radzieckiego i Stanów Zjednoczonych, pustkę zapełnili tam talibowie. Po zadaniu im klęski militarnej świat (głównie USA) głowi się, jak zbudować nowy ład, który pozwoli rozwiązać problem konfliktów religijnych. Pojawiają się postulaty stworzenia nowego planu Marshalla - nie tylko dla Afganistanu, ale dla całej grupy krajów, w których nędza staje się pożywką fundamentalizmu. Przywódcy posowieckich państw środkowoazjatyckich w obecności armii USA wietrzą dodatkowo szansę na uniezależnienie się od wpływów Rosji i przyciągnięcie zachodnich inwestycji.

Niebezpieczny kontynent
Azja Środkowa to tylko część wielkiej planszy z puzzlami, jaką musi uporządkować Bush. To na kontynencie azjatyckim leży większość państw oskarżanych o wspieranie terroryzmu. Trwa wojna nerwów - jej stawką jest dziś to, czy dojdzie do interwencji zbrojnej USA w Iraku. W Teheranie znów odbywają się antyamerykańskie demonstracje. Dotychczasowe zapewnienia o potrzebie "dialogu cywilizacji" zaczyna tam wypierać retoryka konfrontacji.
Bush zadał cios "słonecznej polityce" Seulu wobec Korei Północnej, zaliczając ją do "osi zła" (razem z Iranem i Irakiem). Ralph Cossa, ekspert azjatycki hawajskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych, zwrot w polityce USA wobec Phenianu nazywa schizofrenią. Bush daje jednak do zrozumienia, że nadszedł czas zdecydowanych rozstrzygnięć, a ciągnące się od dziesięcioleci rozmowy o zjednoczeniu Korei to jałowa dyskusja z reżimem w Phenianie, który buduje rakiety balistyczne. Trwa już akcja przeciwko terrorystom na Filipinach (Amerykanie wspierają tam operację miejscowego rządu). Podobne działania podejmowane są w Jemenie. Węzłem gordyjskim pozostaje Kaszmir - terror nie zniknie tam dopóty, dopóki o prowincję będą się spierać dysponujące bronią jądrową Indie i Pakistan. W nagrodę za poparcie interwencji USA w Afganistanie prezydent Pakistanu Muszarraf domagał się tydzień temu w Waszyngtonie amerykańskich samolotów do walki z "zagrożeniem ze strony Indii". Andrew Michta, politolog z Rhodes College, mówi, że najbardziej nieobliczalny mógłby być nie konflikt indyjsko-pakistański, lecz indyjsko-chiński. Oba państwa nakręcają wyścig zbrojeń na kontynencie, mają coraz większe aspiracje mocarstwowe i są wyjątkowo mało podatne na wpływy zewnętrzne.

Wyprawa do jamy smoka
Azjatycka podróż Busha odbywa się w 30. rocznicę przełomowej wizyty w Chinach prezydenta Richarda Nixona. Jej konsekwencje mogą być równie trwałe. Przyszłość kontynentu zależy od stosunków Pekinu z Waszyngtonem. Jeśli Chiny staną się wielkim Hongkongiem (większość politologów i ekonomistów zgadza się, że nastąpi to w ciągu 30 lat), mogą zostać globalną potęgą. Czy będą partnerem, czy rywalem USA, rozstrzyga się już dziś. Bush jedzie do jamy chińskiego smoka, by stawić czoło nowym wyzwaniom. Chińczycy dobrze wiedzą, że to Amerykanom zawdzięczają przyjęcie do Światowej Organizacji Handlu. Wiedzą też, że bez eksportu do USA nie mogliby utrzymać tempa wzrostu gospodarczego, dlatego najważniejsze jest dziś dla nich znoszenie barier w handlu ze Stanami Zjednoczonymi. Zależy im na współpracy w ramach APEC. Amerykańskiej pomocy potrzebuje dzisiaj nawet dumna Japonia. Dawniej była wzorem do naśladowania dla innych, ale od dłuższego czasu wciąż pogrąża się w kryzysach gospodarczych. Na Amerykę spogląda też Korea Południowa, licząc na przykład na to, że General Motors wykupi w końcu koncern Daewoo, pomagając wyciągnąć gospodarkę z kryzysu.
Zamach na World Trade Center godził w symbol globalnej gospodarki i miał zachwiać jej podstawami. Bush chce dać jej impuls do rozwoju. Chiny, Japonia i Korea to trzy największe silniki azjatyckiej gospodarki. Wszystkie wymagają jednak konserwacji i naprawy. Mechanikiem po raz kolejny musi zostać wuj Sam.

Więcej możesz przeczytać w 8/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.