Mafia z importu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Handel narkotykami i bronią, przemyt ludzi, prostytucja - te przestępcze branże zdominowały w Polsce etniczne mafie z zagranicy
[ przestępcze rewiry / kłopotliwi goście ] Przestępcy z Albanii, Czeczenii i Ukrainy założyli w Polsce swe kwatery główne

Albańskie grupy z Kosowa i Macedonii praktycznie kontrolują już przerzut narkotyków tzw. szlakiem bałkańskim. Przez Polskę idą transporty ecstasy z Macedonii, heroiny z Turcji i marihuany z Kosowa. Handel bronią opanowali Ukraińcy, Azerowie i Czeczeni, handel żywym towarem - Ukraińcy i Bułgarzy. Albańczycy założyli w naszym kraju swoją europejską bazę. Podobnie Czeczeni, Ormianie i Ukraińcy. Przestępcy z importu wykorzystali rozbicie przez polską policję największych gangów. Z ich pozostałościami nie chcieli walczyć - po prostu kupili ich usługi. Policja nie potrafi ich ścigać, bo w środowiska te nie sposób wprowadzić informatora.

Albańska siatka
Kraków, Warszawa i Szczecin to główne polskie miasta na narkotykowym szlaku bałkańskim i najważniejsze ośrodki logistyczne albańskiej mafii. Narkotyki z Albanii, Turcji i Bułgarii transportowane są do hurtowni na Słowacji, a następnie przerzucane do magazynów na południu Polski, gdzie są sortowane i przez legalnie działające firmy handlowe rozwożone po całym kraju. Na wybrzeże trafia część dostawy przeznaczona do transportu na zachód Europy. - Albańską mafię tworzą rodzinne klany z Kosowa i Macedonii. Właściwie nie sposób tych grup infiltrować. Ich członkowie są niezwykle lojalni i świetnie zorganizowani. Część z tych ludzi przeszła przeszkolenie w partyzanckich oddziałach Wyzwoleńczej Armii Kosowa - tłumaczy oficer Centralnego Biura Śledczego.
Rok temu w rybackim domku w Trzebieży nad Zalewem Szczecińskim znaleziono 80 kg marihuany (jej czarnorynkowa cena to 2 mln zł). Domek pełniący funkcję magazynu należał do legalnie mieszkającego w Szczecinie Albańczyka o pseudonimie Alek. W śledztwie ustalono, że był on głową klanu osiadłego w tym mieście. Z Albańczykami współpracowali Czeczeni z Wrocławia i okolic Gorzowa Wielkopolskiego. Narkotyki trafiały do Polski w tirach przewożących owoce południowe. O roli Alka w narkotykowym biznesie opowiedział policji Rusłanbek K., Czeczen zatrzymany w hotelu w Szczecinie z paczką zawierającą kilka tysięcy tabletek ecstasy.

Aukcje żywego towaru
W handlu żywym towarem obowiązuje specjalizacja: Ukraińcy sprowadzają kobiety z krajów byłego ZSRR, Bułgarzy - z Bałkanów. Następnie dowożą je do dużych agencji towarzyskich w okolicach Warszawy, gdzie prowadzone są aukcje. Jedną z takich licytacji wytropili policjanci. - Aresztowanym w Grójcu Bułgarom zarzuciliśmy uprowadzenie kobiet, maltretowanie ich i zmuszanie do prostytucji - informuje podkomisarz Jacek Rączkiewicz z mazowieckiej komendy policji. Niektóre kobiety miały na ciele ślady tortur, połamane nogi i żebra - wspominają funkcjonariusze. Inny targ funkcjonował w willi na przedmieś-ciach Wołomina. Sprzedawano tam Bułgarki, Ukrainki, Mołdawianki i Rumunki. Nabywcami byli gangsterzy z Polski i Niemiec. Za kobietę płacili od pięciuset do dwóch tysięcy marek.
Z przestępcami z Ukrainy konkurowali Palestyńczycy i Jordańczycy. Jedną z ich grup zlikwidowano we Wrocławiu - przemyciła do Niemiec kilkaset osób, wykorzystując dziuple w okolicach Warszawy i Łodzi. - W tej organizacji panowała ścisła hierarchia. Polacy pełnili w niej jedynie funkcje wykonawcze i nie byli dopuszczani do tajemnic grupy - mówi Sławomir Cisowski z KWP we Wrocławiu.

Polskie Viettown
W zamkniętej na przedstawicieli innych grup narodowościowych mafii wietnamskiej obowiązuje ścisły podział ról. Za nieposłuszeństwo szefowie karzą śmiercią. Taka kara spotkała kilkanaście dni temu wietnamskiego handlarza odzieżą z Opoczna. Jego ciało odkryto w lesie, w pobliżu drogi do Tomaszowa Mazowieckiego. - Przy zabitym znaleziono portfel z pieniędzmi. Naszym zdaniem, miał to być znak dla kilku opornych, którzy przestali mafii płacić haracz za handel na bazarze - mówi łódzki policjant prowadzący tę sprawę. Szefem wietnamskiej mafii w Polsce jest Hieu Van Phau rezydujący w Warszawie. Ważną postacią jest też Tran Quien Hieu, rządzący gangami na wybrzeżu. To on kierował grupą specjalizującą się w wymuszeniach rozbójniczych i współpracował przy przerzutach ludzi do Niemiec i krajów skandynawskich.
Niedawno na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie antyterroryści zatrzymali Wietnamczyków handlujących żywym towarem i przemycających ludzi przez granicę. "Obiecano mi przerzut do Niemiec, ale w Warszawie wmawiano, że to Berlin. Kiedy zacząłem protestować, pobito mnie i zażądano od mojej rodziny okupu za uwolnienie" - zeznawał jeden z nielegalnych imigrantów zatrzymanych przez policję.
W tych samych okolicach powstaje coraz więcej wietnamskich fabryczek podrabianej odzieży i tłoczni pirackich płyt rozprowadzanych przez Rosjan na bazarach. Mimo to Wietnamczycy w policyjnych statystykach występują jako obywatele bez skazy. W Polsce mieszka ich obecnie 30 tys., ale w ubiegłym roku tylko 57 było podejrzanych o popełnienie przestępstwa. - Wietnamczycy są tak zorganizowani, żeby na zewnątrz nie wyszła żadna informacja podważająca pozytywny obraz tej społeczności - tłumaczy Teresa Halik z Instytutu Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego, autorka pracy "Emigracja wietnamska w Polsce". To trzecia pod względem wielkości (po Rosjanach i Ukraińcach) grupa narodowościowa ubiegająca się o wizy pobytowe w naszym kraju i czwarta wśród starających się o pozwolenia na pracę.

Krety wchodzą do akcji
Już w 1994 r. Andrzej Milczanowski, ówczesny minister spraw wewnętrznych, przestrzegał przed "powstawaniem w Polsce gangów jednolitych narodowościowo, tworzonych przez obywateli wietnamskich, powiązanych z istniejącymi na terenie Europy wietnamskimi organizacjami przestępczymi". Policjanci z CBŚ twierdzą, że wietnamska mafia rozwinęła w naszym kraju swoje struktury za zgodą gangu z Pruszkowa. Łącznikiem miał być zatrzymany w Wiedniu Jeremiasz Barański, pseudonim Baranina. Przed Wietnamczykami ostrzegały polską policję Interpol i niemiecki wywiad.
Działające u nas etniczne mafie są dobrze zakamuflowane. Z zasady nie wchodzą w konflikty z polskimi przestępcami, nie angażują też ich do nielegalnych przedsięwzięć. Dlatego praktycznie nie ma skarg na ich członków. - Mamy olbrzymie trudności z przenikaniem do takich grup. Jeśli nie złapiemy ich członków na gorącym uczynku, nie ma świadków przestępstwa, bo ich ziomkowie nigdy nie łamią zasady milczenia, a Polacy nic nie wiedzą - przyznaje komisarz Zbigniew Matwiej z Komendy Głównej Policji. Aby przerwać ten krąg niemocy, podjęto decyzję o powołaniu w CBŚ oddziałów, które będą się zajmowały wyłącznie rozpracowywaniem etnicznych grup. Policjanci oddelegowani do tej pracy przejdą (nawet kilkuletnie) szkolenie językowe, będą poznawać kulturę i obyczaje danej społeczności.
- Grup etnicznych nie da się rozpracować bez umieszczenia w nich informatora, najlepiej w zarządzie. Ale to wymaga przyjęcia do policji przedstawicieli tych społeczności. Obcy nie mają żadnych szans - uważa prof. Tadeusz Hanausek, kierownik Katedry Kryminalistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jak się dowiedzieliśmy, oficerowie CBŚ zwerbowali już odpowiednie osoby (Wietnamczyków, Ormian, Gruzinów, Azerów, Czeczenów), które od kilku miesięcy są szkolone w ośrodkach służb specjalnych. Jeszcze w tym roku krety zostaną wprowadzone do etnicznych grup przestępczych.


Więcej możesz przeczytać w 9/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.