Kopanie stojącego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Oto hasło na dziś: "Tani telefon w każdym kurniku i stodole, ty bawole!"
Dlaczego powinno się skopać tyłek Hubertowi Urbańskiemu? Zanim odpowiem na to pytanie, przeanalizujmy najpierw samo zjawisko kopania. Kopanie to prosta czynność, która w dzisiejszych nerwowych czasach potrafi dostarczyć kopiącemu sporo przyjemności. Trudno kopaniem naprawić świat, choć zdaniem grabarzy jest to możliwe. Statystycznie najwięcej kopią skinheadzi i piłkarze. Piłkarze robią to dla forsy, a skinolstwo dla idei lub samej frajdy kopania.
W przyrodzie jest wiele bytów organicznych, które można skopać. Ulubionym materiałem do kopania są ludzie lub ogródki działkowe. Wielu działkowców kopie coś w ogródku przez wiele miesięcy. Rzadko który jednak dokopie się czegoś sensownego. To już prędzej taki archeolog, co to grzebiąc łopatką w ziemi, znajdzie martwą babcię w słoiku z XV wieku. Piłkarze nie są archeologami, ale niebawem rozpoczną swój wielki sezon kopania na mistrzostwach. Z politykami jest inaczej. W polityce kopać można bez względu na porę roku. Tu skopać można nie tylko grządki, ale także ustawy, reformy i całą gospodarkę. Kopanie polityczne nie musi się odbywać w obuwiu sportowym. Jak ktoś chce, to może kopać w lakierkach albo gumiakach. Panuje w tym względzie całkowita dowolność. Inaczej ma się sprawa na bois-ku sportowym. Tam buty sprawdza sędzia i w gumofilcach czy ciężkich buciorach nikt nie ma wstępu. A na taką mównicę w Sejmie wleźć można w dowolnym obuwiu.
Poseł Antoni Stryjewski z Ligi Polskich Rodzin wszedł prawdopodobnie w niemieckich oficerkach. Telewizja rzadko pokazuje buty posłów, a szkoda, bo buty Stryjewskiego zdaniem szewców były (podobnie jak jego inteligencja) raczej ciężkiej wagi. Poseł, stojąc na mównicy, przykładnie skopał profesora Kieresa, który zdaniem mówcy nie jest Polakiem i tylko w przebraniu przedarł się na aryjską stronę. Stryjewski to zdaje się wielki fan twórczości Marii Konopnickiej. Wnioskuję to po tym, że wygląda jak nasza szkapa. Warto go zapamiętać, bo ma szansę przebić intelektualnie garnki Zeptera.
Zdaniem psychologów, kopanie odgrywa coraz większą rolę w życiu współczesnych społeczeństw. Ludzie uwielbiają kopać pod sobą i kopać się nawzajem. Jak ktoś ma pokopane życie, to wcale nie oznacza, że jest kopaczem złota. Miejsca, w których się częs-to kopie, to kopalnie. W całej Polsce kopie się piłkę i tylko w Wieliczce kopie się sól. Niepisana zasada mówi, że nie kopie się leżącego, co w życiu realnym rzadko się jednak zdarza. Ponieważ leżącego kopać jest najłatwiej, postanowiłem dokopać stojącemu.
Powróćmy więc do pytania, dlaczego warto skopać tyłek Hubertowi Urbańskiemu. Ano dlatego, że reklamuje firmę, której monopol powoduje opóźnienia cywilizacyjne w naszym pięknym kraju. Dając swoją znaną twarz do reklamy Telekomunikacji Polskiej SA, Urbański przyczynia się do podrażania usług telekomunikacyjnych i hamowania rozwoju Internetu. Przystojny i lubiany przez widzów Hubert reklamuje monopolistę, który według światowych standardów telekomunikacyjnych jest muzealnym urządzeniem na korbkę. Nie jest tajemnicą, że usługi internetowe i telefoniczne świadczone przez TP SA należą do najdroższych w Europie. Połączenia telefoniczne w bogatych Niemczech są o wiele tańsze niż te oferowane przez TP SA nad Wisłą. Nawet w krajach biedniejszych od Polski, takich jak Estonia, Chorwacja czy Litwa, usługi telefoniczne są bardziej dostępne niż u nas.
Ale może nie warto skopać mu tyłka? Przecież Hubert jest tylko aktorem, narzędziem, któremu ktoś zaproponował rolę w reklamie. Czy on biedny miał świadomość, że reklamując usługi TP SA, popiera dalszy rozwój drożyzny i nędzy telefonicznej? Pewnie nie. Sorry, Hubert! Wybacz! To nie twoja wina. Może więc warto skopać tyłek samej TP SA? Ten kołchoz zasilony Francuzami i sterowany centralnie jak za dawnych czasów z pewnością zasługuje na kopniaki. Ale prawdę mówiąc, ja się chłopakom z TP SA nie dziwię. Jak ktoś jest faktycznym monopolistą i mu się na to pozwala, to jak ma się zachowywać. Monopol i brak konkurencji zawsze prowadziły do windowania cen i lichej jakości usług. Jak dziesięć lat temu Centertel startował z analogowym systemem komórkowym
i był monopolistą, to rynek rozwijał się jak Lepper w podstawówce, czyli bardzo powoli. Ceny telefonów były takie, że mało kto mógł sobie na nie pozwolić, a zasięg kończył się po przejściu pięciu ulic w centrum. Gdy na rynku telefonii komórkowej GSM wprowadzono konkurencję, telefony i usługi stały się tanie i powszechnie dostępne, a rozwój tej sieci pobił w szybkości biegi Marcina Urbasia.
W opinii ekspertów polski rynek telekomunikacyjny może uratować tylko rozbicie monopolu i podział TP SA na mniejsze firmy konkurujące z sobą. Tak wiele lat temu zrobiono w USA, dzieląc molocha AT&T, co napędziło koniunkturę. Chłopcy z TP SA nie mają ochoty ani możliwości sami się podzielić, więc królują jak car na włoś-ciach, za co płacimy wszyscy. Takiego podziału i twórczego rozbicia z korzyś-cią dla abonentów mogą dokonać jedynie politycy. Ale ci kochają się w monopolach, którymi łatwo sterować i drenować z nich forsę na własne partie. Im zwisają dzieciaki z Suwałk, które płacą za Internet więcej niż dzieciaki ze Sztokholmu czy Berlina.
Powiedzmy więc sobie szczerze, że to nie sympatycznemu Hubertowi Urbańskiemu ani samej TP SA, lecz politykom powinniśmy skopać tyłki za drożyznę
i poziom usług telekomunikacyjnych. To ich wygodnictwo pomieszane z lenistwem, strach i brak wyobraźni powodują zacofanie telefoniczne prowincji
i horrendalne ceny za połączenia. Rozbić molocha na kawałki! Niech za polskie telefony wezmą się Eskimosi, Albańczycy czy Indianie. Ktokolwiek. Wszyscy będą tańsi od cara monopolisty. Oto hasło na dziś: "Tani telefon w każdym kurniku i stodole, ty bawole!".

Więcej możesz przeczytać w 11/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.