Reality cioł

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozdzwoniły się telefony, skoczyła oglądalność
 Wbrew protestom intelektualistów i obietnicom realizatorów złożonym krajowej radzie mieszkańcy (publicznego) domu Wielkiego Brata zaczęli robić TO naprawdę. Można powiedzieć, że w ten sposób znaleźliśmy się w ścisłej światowej czołówce. No, może za Kanadą czy Rosją, gdzie w programach "Nagie fakty" bądź "Goła prawda" prezenterzy wiadomości rozbierają się do rosołu. Ale nie jestem pewien, czy moim marzeniem jest taki rosół z redaktorem Jeneralskim, a nawet Moniką Olejnik.
Bezpruderyjny postęp sięgnął nawet szacownego uniwersytetu w Berkeley. Jak podała prasa, podczas zajęć z seksuologii jeden pan profesor pokazuje co ciekawsze techniki na sobie, a wśród zajęć domowych znalazła się wizyta w klubie go-go i wypracowania na temat własnych doświadczeń. Cokolwiek powiedzieć, zajęcia z pewnością nie są nudne, chętnych nie brakuje, a niektórzy gotowi są nawet powtarzać rok. Studentki nawet specjalnie oblewają egzamin pisemny, żeby sprawdzić się na ustnym lub komisyjnym z udziałem całego ciała (profesorskiego). Można puścić wodze wyobraźni, zastanawiając się, jak wyglądają egzaminy dyplomowe, obrona doktoratu i wreszcie habilitacja. Banalne dysertacje o agencjach towarzyskich starczą ledwie na trójkę. Co innego dewiacje. Toteż na tytuły prac magisterskich proponuję na przykład "Damę z pieskiem", "Były sobie świnki trzy"... Staż doktorski najłatwiej przyjdzie zrobić w małżeństwie jednopłciowym masochisty z sadystą...
Ale to problem Kalifornijczyków. Natomiast nasze stacje komercyjne muszą się już dziś zastanawiać, co dalej. Jak przeskoczyć publiczny seks? Czym da się jeszcze zwiększyć oglądalność: samobójstwem na żywo? A może konkursem na zbrodnię?
Planowany jest wprawdzie nowy program "W imieniu prawa", poświęcony słynnym procesom, lecz ma być inscenizowany z udziałem aktorów... Ciekawe, ale hit to raczej jednak nie będzie. Co innego, gdyby zafundować reality sąd - rozprawę na żywo z udziałem autentycznych morderców, prokuratorów i adwokatów. Oczywiście bez właściwego dla trybunału nudziarstwa. I z jedną innowacją: telewidzom przypadałaby w nim rola ławy przysięgłych. Wysyłając SMS lub głosując metodą audiotele, decydowaliby, na ile skazać i kogo. Gangstera, adwokata, sędziego?
Jedno jest pewne, przestępca, zanim popełni zbrodnię, pięć razy się zastanowi, wiedząc, że jego czyn osądzi nasz swojski reality cioł.

Więcej możesz przeczytać w 12/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.