Zamki na lodzie

Dodano:   /  Zmieniono: 
O miłości do Polski nie świadczą gromkie okrzyki, ale zachowania, które służą jej interesom
Prawie cały dzień zajęła Sejmowi debata nad naszą polityką zagraniczną. Rozpoczęło ją ponadgodzinne wystąpienie szefa MSZ Włodzimierza Cimoszewicza. Zapewnił on o niezmienności priorytetów Polski na arenie międzynarodowej. Nadal są nimi: integracja z Unią Europejską, umocnienie pozycji Polski w NATO, walka z międzynarodowym terroryzmem, a także - i to w większym stopniu niż dotychczas - promocja naszej gospodarki.
Te najważniejsze strategiczne cele zostały poparte przez większość parlamentu. Wsparły je nie tylko partie koa-licji SLD-UP-PSL, ale i opozycyjne kluby Platformy Obywatelskiej oraz Prawa i Sprawiedliwości. Przy okazji opozycja skrytykowała sporo konkretnych zachowań rządu i szefa MSZ, ale taka już jej uroda, że nawet kiedy się z rządem zgadza, dokłada starań, aby smarować go dziegciem, a nie lukrem.
W kwestiach polskiej polityki zagranicznej przemawianie wspólnym językiem przez rząd i opozycję nie jest żadną sensacją. Można to było obserwować przez ponad dziesięć lat, niezależnie od tego, kto aktualnie rządził krajem. Bezpieczeństwo Polski i jej międzynarodowe interesy były bowiem podobnie definiowane przez lewicę i prawicę. Ponad dzielące te obozy różnice przebijało przekonanie, że nie ma lepszych gwarancji dla Polski, jak włączenie jej w euroatlantycką przestrzeń bezpieczeństwa i stabilnego rozwoju. Pierwszym krokiem na tej drodze było przyjęcie Polski do NATO. Drugim ma być przystąpienie do Unii Europejskiej.
Ów ponaddziesięcioletni treuga Dei, czyli pokój boży, obejmujący politykę zagraniczną należy już, niestety, do przeszłości. Jak wynika z ostatniej debaty parlamentarnej, nie zamierzają go szanować co najmniej dwa ugrupowania: Samoobrona i Liga Polskich Rodzin. Nie tylko nie podpisały się one pod proeuropejską strategią, ale zaatakowały ją z impetem szarżującego nosorożca.
Oczywiście każdemu wolno odczytywać interes Polski w subiektywny sposób. Rozsądek jednak nakazuje, że jeśli się kwestionuje dotychczasową strategię bezpieczeństwa, to trzeba ją natychmiast zastąpić własnym pomysłem. Samoobrona nawet nie zamarkowała takiego myślenia. Jej przedstawiciel ograniczył się jedynie do totalnej krytyki tego, co jest, niczego w zamian nie proponując.
Inaczej zachowała się Liga Polskich Rodzin. Jej przedstawiciel zaproponował zastąpienie dotychczasowego proeuropejskiego kursu budowaniem bloku państw środkowoeuropejskich. Dla historyka nie jest to pomysł nowy. W latach II Rzeczypospolitej poglądy takie głosili niektórzy piłsudczycy, notabene w opozycji do profrancuskiej i prozachodniej postawy Narodowej Demokracji. Lider endecji Roman Dmowski musi się w grobie przewracać, kiedy widzi, że wzorująca się na jego ideach w wielu sprawach Liga Polskich Rodzin w kwestiach zagranicznych hołduje poglądom piłsudczyków. Spokój zmarłego dodatkowo zakłócać musi to, że owo piłsudczykowskie zapożyczenie dotyczy koncepcji, która już w okresie międzywojennym przypominała wznoszenie zamków na lodzie.
Dzisiaj ten pomysł wygląda jeszcze bardziej naiwnie. Nie ma nawet z kim na ten temat rozmawiać, bo wszystkie państwa, które liga widzi w bloku środkowoeuropejskim, chcą jak najszybciej wstąpić do Unii Europejskiej. W tej sytuacji odwoływanie się do piłsudczykowskiej koncepcji międzymorza przypomina już nawet nie tyle odgrzewanie starych kotletów, ile serwowanie przeterminowanych lodów. Polska od takich potraw może dostać jedynie niestrawności.
Kto jak kto, ale działacze LPR powinni pamiętać maksymę Romana Dmowskiego, mówiącą, że o miłości do Polski nie świadczą gromkie okrzyki czy nawet wielkie gesty, ale zachowania służące jej realnym interesom.

Więcej możesz przeczytać w 13/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.