Viktator

Dodano:   /  Zmieniono: 
Viktor Orbán daje prawicy wschodniej Europy lekcję politycznej skuteczności
W rodzinie Orbánów dwóch mężczyzn nosi imię Viktor, dwóch innych zaś Gyözđođ. Po węgiersku oba imiona oznaczają "zwycięzca". Żadne imię nie pasowałoby lepiej do chłopaka z wsi Alcsutdoboz, który tylko dzięki własnemu uporowi wspiął się na sam szczyt i jest jedynym prawicowym politykiem w Europie Środkowej, który ma szansę ponownie wygrać wybory.
- Ten człowiek nie tylko ma żądzę władzy w genach, ale też wie, jak osiągać swoje cele. On nie zna słowa "porażka" - mówi prof. Pál Tamás, socjolog z Węgierskiej Akademii Nauk.
Polityk pozytywnego myślenia
- Utrzymamy program wsparcia rodzin, wspomożemy tworzenie miejsc pracy, zwiększymy odsetek kształcącej się młodzieży, poprawimy bezpieczeństwo publiczne, będziemy dalej budowali tożsamość narodową i wspomagali kulturę - wylicza powyborcze obietnice swojej partii József Szájer, szef klubu parlamentarnego Fidesz, partii Orbána. To prawdziwy fenomen, że po czterech latach rządów Fideszu wyborcy wierzą, iż te obietnice zostaną spełnione. Sondaże z ostatnich dni dają Fideszowi aż dziesięcioprocentową przewagę nad opozycyjnymi socjalistami. Czyżby "chłopcy z akademika" - jak ironicznie nazywano założycieli Fideszu na początku lat 90. - znaleźli receptę na skuteczne rządy prawicy w Europie Środkowej? - Oni mogą wygrać, bo pokazali wiecznie zatroskanym Węgrom, że można odnieść sukces. Zarażają ich pozytywnym myśleniem - mówi Andras Iklódi, wydawca czasopism ekonomicznych z Budapesztu. Sam Viktor Orbán podkreśla, że "transformacja ustrojowa zakończy się wtedy, gdy ludzie zaczną głosować na coś, a nie przeciw czemuś".
Dewiza ekipy Orbána to pragmatyzm, skuteczność i profesjonalizm. Bez resentymentów "etosowej" prawicy. Po wygraniu wyborów w 1998 r. kilkuosobowy "dyrektoriat" partii przejął kontrolę nad niemal każdą dziedziną życia publicznego. W kraju nic nie może się stać bez ich wiedzy. Rządzą państwem jak firmą.
Parę lat temu Orbán chciał być Blairem Wschodu, teraz bliżsi są mu Silvio Berlusconi, Wolfgang Schüssel i José Maria Aznar. Gościem honorowym ostatniego zjazdu Fideszu był konserwatywny premier Bawarii Edmund Stoiber. Około 1993 r. Orbán odkrył, że największe szanse na prawicy ma opcja konserwatywna. Politycy Fideszu ścięli włosy, włożyli garnitury, spoważnieli. W nazwie partii pojawił się człon Węgierska Partia Obywatelska, a Orbán systematycznie powiększa węgierską klasę średnią, wykorzystując to, że w kraju tym przetrwała tradycja mieszczańska. Wie, że Węgrzy to dobrze przygotowany elektorat (w dziesięciomilionowym kraju największe gazety osiągają półmilionowe nakłady), któremu nie trzeba serwować populistycznych dań.
- Politycy Fideszu szybko stwierdzili, że zwycięzca powinien brać wszystko. To pragmatycy władzy - przyznaje prof. Pál Tamás, choć jednocześnie nie szczędzi krytycznych uwag na temat "aroganckiego" stylu sprawowania władzy przez ekipę Orbána. Opozycji ograniczyli możliwość częstych wystąpień w parlamencie, zwołując posiedzenia raz na trzy tygodnie. Zapewnili sobie większą swobodę w kształtowaniu budżetu, dlatego przyjmują go w cyklu dwuletnim. Socjaliści i liberałowie zgrzytają zębami, a Orbán dyskontuje sukcesy. To dlatego zyskał przydomek "Viktator".
Szef partii public relations
Tuż przed wyborami, po czterech latach rządów, aż 54 proc. wyborców dobrze ocenia działalność rządu Orbána. Wzrost gospodarczy jest stabilny i sięga 3,6 proc., budżet jest zrównoważony, a inflacja nie przekracza 4 proc. Bezrobocie spadło do 6 proc., a realne zarobki wzrosły w ostatnim roku o 11 proc. Buduje się więcej mieszkań, większe jest wsparcie dla rodzin wielodzietnych (co jest bardzo dobrym posunięciem socjotechnicznym w kraju o ujemnym przyroście naturalnym), rozpoczęto realizację finansowanego z budżetu programu wspierania drobnej i średniej przedsiębiorczości. Węgry weszły do NATO i coraz bliższe jest ich przystąpienie do UE (są najlepiej ocenianym kandydatem). - Dlaczego ludzie mieliby chcieć zmiany, jeśli większość uznaje, że żyje im się lepiej niż cztery lata temu? - pyta retorycznie András Iklódi.
- Fidesz pod rządami Orbána to partia public relations - mówi prof. Pál Tamás. Orbán i jego współpracownicy wiedzą, że następnego dnia po wygranych wyborach trzeba myśleć o kolejnych. O sukcesach rządu informują plakaty i telewizyjne spoty reklamowe. Rządową reklamą zajmuje się Centrum Wizerunku Kraju. Orbán dobrze wie, że Węgrzy, którzy mają sporą diasporę za granicą i poczucie, iż są małym narodem, dobrze oceniają działania rządu na rzecz kultury i utrwalania tradycji narodowej. Dlatego tuż przed wyborami otwarto nowy Teatr Narodowy, muzeum faszyzmu i komunizmu (nazwane Domem Terroru), centrum milenijne przedstawiające dorobek Węgier, rozpoczęto przebudowę Muzeum Narodowego.
Mistrz politycznych szachów
Fidesz ma stosunkowo słabe poparcie w Budapeszcie. Liderzy tej partii wiedzą, że w stolicy wyborców im raczej nie przybędzie, dlatego postanowili podbić resztę kraju. Wykorzystują to, że obywatele spoza Budapesztu są zadowoleni, gdy ktoś próbuje "utrzeć nosa" zadufanej stolicy. Ta taktyka ma ogromne szanse przełożyć się na dobry wynik w okręgach jednomandatowych, które dominują na prowincji.
Orbáto także mistrz politycznych roszad. W ostatnich latach pozbył się niewygodnych partnerów na prawicy, z szefem Niezależnej Partii Drobnych Posiadaczy Józsefem Torgyánem - węgierskim Lepperem. Teraz kłopotliwy sojusz oferuje mu ksenofobiczny nacjonalista István Csurka, bo nie wiadomo, czy partii Orbána uda się zdobyć większość.
- Fidesz połknął wszystkich dotychczasowych sojuszników, ale Csurka może im stanąć kością w gardle - ostrzega wiceprzewodnicząca Węgierskiej Partii Socjalistycznej (WPS) Ildikó Lendvai. - Na pewno nie będziemy musieli tworzyć koalicji z partią Csurki - uspokaja József Szájer.

Skuteczny jak Orbán
Orbán tak zdominował scenę polityczną, że bezradna opozycja nie potrafiła nawet wyłonić wyrazistego lidera, który mógłby z nim rywalizować. Kandydat socjalistów na premiera, były minister finansów Péter Medgyessy (formalnie bezpartyjny), to typ uprzejmego księgowego, a nie charyzmatycznego przywódcy. Nic dziwnego, że socjaliści nie dopuścili do telewizyjnej debaty obu konkurentów, bo Orbán w wystąpieniach publicznych czuje się równie świetnie, jak w grach gabinetowych. Cóż z tego, że Medgyessy jest oceniany wyżej od Orbána w kategorii "sympatyczna osobowość"? W Polsce podobnie oceniano Jacka Kuronia, lecz w wyborach prezydenckich głosowało na niego niewielu wyborców.
Węgrzy przekonali się, że Orbán jest najlepszym premierem na czas wchodzenia do unii (ma za sobą już wprowadzenie Węgier do NATO). I jest już właściwie pewne, że w 2004 r. Węgry znajdą się w Unii Europejskiej. Trzy lata później chce wprowadzić swój kraj do strefy euro, a w 2012 r. - zorganizować w Budapeszcie olimpiadę. Czy można się dziwić, że Orbán jest dla europejskiej prawicy jedynym poważnym partnerem w naszej części Europy?


Więcej możesz przeczytać w 14/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.