Socjalizm sądowy

Socjalizm sądowy

Dodano:   /  Zmieniono: 
O ponad 100 proc. wzrosła w ciągu ostatnich pięciu lat liczba spraw wytaczanych pracodawcom przez pracowników
Sądy pracy biorą stronę pracowników 

Jest ich już niemal 300 tys. rocznie! Aż dwie trzecie tracących pracę Polaków odwołuje się do sądu. Dlaczego? Bo pracownicy nie ponoszą żadnych kosztów sądowych, a na dodatek wiedzą, że mają o wiele więcej szans na wygranie sprawy niż pozwani przez nich pracodawcy. Sądy pracy tylko jeden na pięć pozwów uznają za bezzasadny. Do pracy są przywracane na przykład osoby zwolnione za kradzież. Przeciętnie sprawa przed sądem pracy ciągnie się dwa lata i kosztuje pracodawcę ponad 10 tys. zł.

Niebo pracobiorców
Dla sądów pracy przyłapanie delikwenta na przestępstwie nie jest wystarczającym powodem do zwolnienia z pracy. Przykład: pracownika łódzkiej firmy Polros złapano na próbie kradzieży, był pod wpływem alkoholu. Został zwolniony, ale odwołał się od tej decyzji do sądu. Tam jego sprawa zakończyła się ugodą.
- Zapłaciłem odszkodowanie, żeby wreszcie skończyć sprawę i nie tracić czasu - tłumaczy Andrzej Gałkiewicz, właściciel Polrosu. W szafce pracownika firmy Ambra znaleziono produkowane przez zakład wina, został on więc dyscyplinarnie zwolniony. Pozwał firmę do sądu pracy, który zmienił zwolnienie z dyscyplinarnego na zwyczajne. - Musieliśmy wypłacić byłemu pracownikowi trzymiesięczną pensję - mówi Piotr Służewski z działu kadr Ambry.
Andrzej Voigt musiał zwolnić część zatrudnionych, by ratować przedsiębiorstwo. Na wniosek Państwowej Inspekcji Pracy, wezwanej przez byłych pracowników, którzy nie otrzymali odpraw w terminie, przeprowadzono kontrolę.
- Zostałem ukarany przez sąd grzywną w wysokości 1500 zł za niedopełnienie formalności (wypłaty wynagrodzeń, wpłat do ZUS). Te zaniedbania powstały, zanim objąłem funkcję prezesa - wspomina Voigt.

Między nami związkowcami
Popularnym sposobem zapewniania sobie bezpiecznej posady jest założenie związku zawodowego, bo jego działacze nie podlegają zwolnieniom. Duża warszawska firma zajmująca się dystrybucją sprzętu elektronicznego chciała zwolnić nieefektywnych pracowników. Oni jednak to przewidzieli i zanim otrzymali wypowiedzenie, założyli związek zawodowy! Pracodawca nie ustąpił. Sąd przywrócił "związkowców" do pracy. W podobnych okolicznościach związek zawodowy powstał w fabryce kabli Rogum w Pruszczu Gdańskim. Zwolniony dyscyplinarnie z pracy za pijaństwo palacz kotłowy wraz z kolegami założył w kawiarni związek (z datą poprzedzającą wypowiedzenie). Potem odwołał się do sądu pracy. Firma wygrała sprawę w Sądzie Najwyższym dopiero po czterech latach. - Rocznie mamy 4-5 spraw przed sądem pracy. Każda trwa średnio dwa lata i zwykle kończy się naszą porażką opowiada Krzysztof Rokita, prezes firmy Rogum. Jego przedsiębiorstwo traci na tym około 50 tys. zł w ciągu roku.

Pracownik widmo
Pracownik przebywał na zwolnieniu lekarskim przez 240 dni. Gdy pojawił się w firmie, otrzymał wypowiedzenie. Zaskarżył tę decyzję do sądu pracy. Oświadczył, że jest już zdrowy i gotowy do pełnienia obowiązków. Sąd przychylił się do jego wniosku. - Apelację wygraliśmy tylko z jednego powodu - pracownik nie stawił się na rozprawę i przysyłał... zwolnienie lekarskie - wspomina Ewa Bojadżijewa, wiceprezes warszawskiej firmy ochroniarskiej Patron. Sekretarka zwolniona z pracy w warszawskiej kancelarii prawniczej odwołała się do sądu, informując, że jest w ciąży. Sąd przywrócił ją do pracy. Sekretarka urodziła dziecko... 12 miesięcy po rozprawie.

Dwa światy
We Włoszech i Niemczech, gdzie pracowników bronią specjalne trybunały oraz rygorystyczny kodeks pracy, bezrobocie wynosi prawie 10 proc. W Stanach Zjednoczonych, gdzie w ogóle nie ma sądów pracy, bezrobocie wynosi 4,8 proc. W Wielkiej Brytanii istnieją co prawda trybunały rozstrzygające w sprawach pracowniczych, ale kierują się one liberalnym prawem. Bezrobocie wynosi tam zaledwie 3,2 proc. Przypadek? - Praktyka pokazuje, że im większa regulacja procesu zatrudniania i ochrona pracownika przed zwolnieniem, tym większe bezrobocie - mówi Marek Kaduczak, ekspert Centrum im. Adama Smitha. 


JEREMI MORDASEWICZ
Polska Konfederacja Pracodawców Prywatnych
To prawda, że sądy pracy z założenia, niezależnie od okoliczności faworyzują pracownika. Uważają, że pracodawca jako strona silniejsza zawsze sobie poradzi. Traktują pracodawców jak instytucje pomocy publicznej, obciążając ich kosztami odpraw, które pełnią funkcję zapomogi, a nie odszkodowania za bezzasadne zwolnienie. Praca jest grą zespołową. Pracodawca powinien mieć prawo łatwego dobierania i zwalniania pracowników.
W obecnej sytuacji pracodawcy - zwłaszcza właściciele niewielkich firm - boją się zwiększać zatrudnienie, bo później nie będą się mogli rozstać z pracownikiem albo poniosą duże koszty.

JERZY BARTNIK
Związek Rzemiosła Polskiego
Kodeks pracy jest nieprzystosowany do rzeczywistości. Próbują go obejść zarówno pracownicy, jak i pracodawcy. Jednak kiedy wybucha konflikt, którego podłożem jest najczęściej redukcja zatrudnienia, konsekwencje łamania kodeksu ponosi tylko pracodawca. Innym źródłem problemów jest to, że sądy traktują pracownika jako stronę słabszą, którą należy chronić. W efekcie wydając wyroki, nie kierują się względami merytorycznymi, lecz na przykład tym, że pracownik ma na utrzymaniu żonę i dzieci.
Więcej możesz przeczytać w 17/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.