Całujmy się

Dodano:   /  Zmieniono: 
Porównywanie czegoś, co często decyduje o ludzkim losie, z tym, bez czego w ostateczności można się obyć, to absurd

W modnym ostatnio francuskim filmie "Gusta i guściki" jest scena, która w wyjątkowo celny sposób oddaje tę małą, ale fundamentalną różnicę między kobietą a mężczyzną. To "coś", co implikuje nie tylko ich wzajemne zachowania w życiu uczuciowym, ale także w codziennym podejściu do świata.
Mąż i żona oglądają film w telewizji. Gdy na ekranie kochankowie zaczynają się całować, pan domu zmienia kanał, a protestującej żonie odpowiada: "A na co tu patrzeć - oni się tylko całują".
Inny przykład. W jednym ze świetnych zresztą opowiadań Hanny Samson "Kilka dni z życia gospodyni domowej" jest fragment, w którym mąż i żona oglądają wiadomości: "Czytaj po angielsku, inaczej nie nauczysz się tego języka. Zresztą lepiej posłuchaj wiadomości. Słucham więc wiadomości i niewiele rozumiem. Nie chcę pytać Piotra, bo pewnie byłby zdziwiony: Czego tu nie można zrozumieć? Przecież ten spiker mówi wyjątkowo wyraźnie". Co innego, gdyby całował. Męska lekkość bytu, która namiętne złączenie ust kochanków każe prawdziwemu mężczyźnie traktować jako konsekwencję damsko-męskich relacji i nic poza tym, sprawia, że kobiety nie rozumieją jego słów, a i on za nimi nie nadąża.
W "Encyklopedii popularnej PWN" pod hasłem "retoryka" napisano, że jest to "sztuka lub teoria wymowy, krasomówstwo; nauka sprawnego i ozdobnego wysławiania się; powstała w starożytnej Grecji". Ŕ propos czego to hasło? Ŕ propos listu. "Retoryka, którą posługuje się Małgorzata Domagalik, jest bardzo plastyczna" - pisze do redakcji "Wprost" pan Łukasz K. (chodzi o "setki tysięcy kobiet, które czekają na wiadomość od natury"). "Podane przesłanki w żadnym stopniu nie uprawniają jednak do wysunięcia wniosku, że oto kobieta ma niezbywalne prawo do zniżek na zakup środków antykoncepcyjnych. To nie jest batalia o dostępność takich leków, gdyż jak każdy produkt środki antykoncepcyjne są obecne na rynku na zasadach komercyjnych". I tu jest pies pogrzebany. Rozpinam więc pańskie słowa jak motyla pod mikroskopem i przeprowadzam felietonową wiwisekcję.
Zatrzymajmy się zatem przy "niezbywalnym prawie". Ma pan rację - kobiety nie mają u nas jeszcze takiego prawa, co jednak powoduje, że i ich partnerzy każdego miesiąca z niepokojem czekają na "wiadomość od natury". Jesteś w ciąży czy też nie? Pewnie się pan zdziwi, ale gdzie indziej - w rzeczywistości niezbywalnych praw, i to nie wirtualnej - wprowadza się w tym miejscu liczbę mnogą: jesteśmy w ciąży czy też nie? Może więc i mężczyznom to niezbywalne prawo by nie zaszkodziło? Jak pan sądzi? "Domagalik domaga się w rzeczywistości, bym współfinasował czyjś zakup prezerwatyw i pigułek antykoncepcyjnych". Zatrzymajmy się przy słowach "czyjś zakup". Posługując się metodą dedukcji i z żalem odsuwając na bok tak miłą mi retorykę, dochodzę do wniosku, że autorowi listu generalnie sama sprawa jest obojętna jak zeszłoroczny śnieg albo już lub jeszcze dalece nie znana, albo hołduje przekonaniu, że to kobieta odpowiada za to, jak radzi sobie z biologią. Najważniejsze, by nie przysparzała kłopotów i w razie czego nie liczyła na mężczyznę. Znowu retoryka?
Czy jednak nie dlatego właśnie tak łatwo przychodzi panu do głowy następujący pomysł: "Czemu nie pójść dalej, przecież każdy ma prawo do informacji, więc dlaczego nie refundować zakupu telewizora i prasy codziennej?". Fantastyczne porównanie. Rzeczywiście, jak mogłam przeoczyć to, że kobieta, która nie ma na chleb dla piątego dziecka, dziewczyna, która nie chce jeszcze być matką, i przeciętna Polka, która wiąże koniec z końcem, gdy tylko kupi zrefundowane pigułki, natychmiast zarząda rabatu na telewizor? Znak równości między pigułką a gazetą. Tu jak na dłoni widoczna jest ta mała różnica, która sprawia, że wielu mężczyznom nadal się wydaje, że świat kobiet nie jest ich światem. Gwoli sprawiedliwości trzeba dodać, że pan Łukasz nie jest odosobniony w swoich poglądach. Niedawno przeczytałam opinię, że jeśli kobiety wołają "mój brzuch - moja sprawa", to nie powinny domagać się prawa do aborcji w państwowych szpitalach za pieniądze nas wszystkich. Twój wybór - zapłać sama. To bardzo dobry pomysł, zwłaszcza dla tych kobiet, które liczą na złagodzenie ustawy antyaborcyjnej ze względu na złą sytuację (eufemizm) bytową. "Szafowanie prawami, do czego społeczeństwo liberalne ma tendencje, zawsze kończy się absurdem". Znowu racja jest po pana stronie. Porównywanie czegoś, co często decyduje o ludzkim losie (nawet jeśli tylko kobiecym), z tym, bez czego w ostateczności kobieta może się obyć, to absurd. Analogia ta mogłaby być nawet śmieszna, gdyby nie była taka straszna. Pigułka to środek jak każdy inny. Nie lepszy od wybielacza do plam, ale już gorszy od ciastka z kremem, prawda? Przecież w gruncie rzeczy i tak chodzi tylko o całowanie.
Więcej możesz przeczytać w 17/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.