Za grosz patriotyzmu!

Za grosz patriotyzmu!

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Zawód: szpieg" nie próbuje przekonywać, że szpiegostwo czemuś służy. Chodzi wyłącznie o interesy finansowe
Tomasz Raczek: Panie Zygmuncie, czy szpieg to zawód?
Zygmunt Kałużyński: Oczywiście, panie Tomaszu! I tak jest to potraktowane w filmie, o którym mamy rozmawiać!
TR: Ale żaden szpieg w dowodzie osobistym nie ma przecież wpisane: zawód - szpieg.
ZK: Jasne, że nie. W dowodzie ma zazwyczaj stopień wojskowy i to często wysoki. Oryginalność tego filmu polega na tym, że pokazuje, do czego doszła ta tematyka, która w kinie występuje od dawna, ale ciągle się zmienia, przekształca.
TR: Szpiegostwo jest tutaj zajęciem nie sprawiającym satysfakcji, nie dającym się moralnie obronić, wyniszczającym psychicznie. Nie ma w nim tej nutki sensacji, a może nawet romantycznej przygody, która kojarzyła się jeszcze z Matą Hari albo Jamesem Bondem.
ZK: To, o czym pan mówi, czyli bezwzględny obraz charakteru szpiega i wyniszczenia, jakie ten zawód przynosi, to w kinie nie jest nowość, choć zaczęło się od Bonda, a Bond to jest triumfalna, wręcz ekscytująca zabawa.
TR: Wielki świat, kasyna, przyjęcia, supergadżety, piękne kobiety, przystojni mężczyźni i dużo seksu, a nawet miłości.
ZK: No i turystyka - w filmach o Bondzie zawsze zwiedzaliśmy egzotyczne kraje. Ten cykl ustawiał temat zabawowo i jednocześnie patriotycznie. Przecież nie można zapominać, że Bond był Brytyjczykiem, zawodowym wywiadowcą Jej Królewskiej Mości.
TR: "Zawód: szpieg" przedstawia ostatni dzień pracy odchodzącego na emeryturę agenta (Robert Redford), który próbuje uratować z chińskiego więzienia swojego byłego podwładnego. Chce także naprawić krzywdę, jaką mu kiedyś wyrządził. Te ostatnie 24 godziny stają się okazją do swoistego rachunku sumienia. Nie ma tu jednak elementu patriotycznego, mimo że Redford jest szpiegiem amerykańskim, a zawodowe koleje losu kazały mu działać w ciekawych miejscach: w NRD, Wietnamie, Bejrucie.
ZK: I co nam zostało ze szpiegowskiej sensacji? Poczucie koleżeństwa! No i udział dwóch efektownych aktorów: Roberta Redforda i Brada Pitta. Pamiętajmy, że między Bondem a naszym filmem jest jeszcze cały pakiet filmów, zrealizowanych na podstawie powieści dwóch najwybitniejszych autorów gatunku - Johna Le Carrégo i Lena Deightona - oraz ich naśladowców. W ich ujęciu los szpiega wyglądał podobnie. Bohater książek Le Carrégo, Smiley, osobnik o mentalności urzędnika i ojca rodziny, powiada w pewnym momencie: jesteśmy zmuszani do zabijania, oszukiwania, krętactwa, podstępów, nieludzkiego zachowania. Tłumaczy się nam, że jest to konieczne w obronie demokracji, humanizmu i ludzkości. Dramat szpiega w ujęciu Le Carrégo polega na hipokryzji.
TR: W naszym filmie nie ma nawet próby przekonywania, że szpiegostwo czemuś służy. Otwarcie mówi się o interesach finansowych, z powodu których przeprowadzane są akcje. Za grosz patriotyzmu! Tylko gra, której reguł nie sposób zmienić, a która nigdy nie prowadzi do osobistego zwycięstwa.
ZK: No właśnie. Gdy zawód Bonda - bohaterskiego, przystojnego mężczyzny, który w gruncie rzeczy jest szczęśliwy w tym fachu - został pokazany jako nieszczęsny, tragiczny, często prowadzący do samobójstwa, powstał wniosek, że z ludzkiego punktu widzenia to niedorzeczność, absurd. Czołowe filmy szpiegowskie odegrały więc istotną rolę w zakończeniu konfliktu między blokami politycznymi, dzielącego przecież ludzkość przez całe ubiegłe stulecie.
TR: I tym razem elementy historii XX wieku zostały wyeksponowane jako tło. Nie odgrywają jednak większej roli w życiu bohaterów, bo rządzi nim szpiegowska gra: w każdym momencie mogą się znaleźć w dowolnym miejscu na kuli ziemskiej, by wypełniać zadania, które nie wiadomo czemu w rezultacie mają służyć.
ZK: Czyli sprawa została zneutralizowana, jeśli idzie o jej sens, natomiast jej ludzkie skutki pozostają fatalne.
TR: Mamy jednak próbę wyswobodzenia się z tej gry, podjętą przez Redforda w ostatnich chwilach zawodowej aktywności, kiedy już mu zabierają legitymację, przepustkę i odłączają linię telefoniczną w gabinecie.
ZK: W jednej z powieści Johna Le Carrégo występują szpieg angielski i szpieg radziecki. Obaj znajdują się w Czechosłowacji. Dochodzą do cichego porozumienia, które polega na tym, że jeden drugiemu daje informacje bez wartości. Przekazują je swoim władzom i obaj są uważani za znakomitych wywiadowców! W pewnym momencie w tajnym raporcie przekazują to, co zostało wydrukowane w miejscowej gazecie?
TR: No właśnie, panie Zygmuncie, czy w dzisiejszych czasach globalnego poinformowania, w czasach CNN i arabskiej stacji al Dżazira, szpiedzy mają jeszcze szansę w wyścigu z mediami? Czy nie jest tak, że podważony został sens ich istnienia?
ZK: Wyczuwam u pana tęsknotę polskiego szlachcica do udziału w takiej niebezpiecznej, ale ciekawej, fascynującej rozgrywce. Niech pan posłucha: w innej powieści Le Carrégo występuje Polak. Zostaje wysłany do NRD (Le Carré pisze o nim: ów Polak znakomicie mówił po niemiecku, tak jak wszyscy Polacy). Dano mu aparat nadawczy, jednak nie najwyższej klasy, bo zabrakło funduszy. I żadnej broni. Mimo to on zabrał z sobą bagnet, którym zresztą potem zabił celnika, gdy ten omal go nie zdemaskował. W końcu Polak wpadł w ręce wroga. Anglicy wyparli się go i pozwolili, by go stracono. Taki właśnie jest ironiczny, bolesny sposób traktowania zawodu szpiega przez najwybitniejszych pisarzy, co tym razem dotyczyło i naszego rodaka. n
Więcej możesz przeczytać w 19/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.