Trzecia próba

Dodano:   /  Zmieniono: 
W Polsce kolejne ekipy chętniej burzyły, niż kontynuowały plany poprzedników

W polskiej historii, szczególnie w wieku XIX i XX, sporo było pomysłów nigdy nie zrealizowanych albo wykonanych ze znacznym spóźnieniem. Wahania dziejowej koniunktury następowały z taką szybkością, że często brakowało czasu na dotrzymanie obietnic. Pogmatwanie naszych losów sprawiało, że kolejne ekipy chętniej burzyły, niż kontynuowały plany swoich poprzedników. Nawet jeśli je podejmowały, to skrzętnie zacierały pamięć o autorach i sobie przypisywały oryginalność pomysłu.
Swoistym rekordem takiego zakłamania stała się warszawska Trasa Łazienkowska, szeroko reklamowana jako pomysł ekipy Edwarda Gierka i pomnik trzydziestolecia PRL. Jej projekt powstał już w drugiej połowie lat 30. Wówczas miała to być aleja Piłsudskiego - dla uczczenia pamięci zmarłego w 1935 r. marszałka. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że wśród najdłużej nie zrealizowanych pomysłów palma pierwszeństwa należy się Świątyni Bożej Opatrzności, pomyślanej jako narodowe wotum za uchwalenie Konstytucji 3 maja. Decyzję o jej wzniesieniu podjął Sejm Wielki już w 1791 r., zaledwie dwa dni po uchwaleniu konstytucji. Rok później król Stanisław August Poniatowski wmurował kamień węgielny pod budowlę, zlokalizowaną w pobliżu królewskich Łazienek. Prace ruszyły raźno, ale jeszcze szybsza okazała się targowica, która obaliła Konstytucję 3 maja i doprowadziła do upadku państwowości. Ze Świątyni Bożej Opatrzności ostały się resztki fundamentów. W czarną noc rozbiorów zbierali się przy nich patrioci, demonstrując przywiązanie do idei suwerenności.
Kiedy w 1918 r. odrodziła się wolna Polska, wykonanie testamentu Sejmu Wielkiego wydawało się oczywiste. W podniosłej atmosferze, towarzyszącej uchwaleniu konstytucji w 1921 r., ogłoszono konkurs na nowy projekt świątyni. Z 50 propozycji aż trzem przyznano równorzędne pierwsze nagrody. Było w tym remisie coś symbolicznego dla ówczesnej demokracji, tak bardzo rozdyskutowanej, że niezdolnej do podejmowania najważniejszych decyzji. Do budowy świątyni powrócono dopiero w latach trzydziestych, już po okrzepnięciu władzy piłsudczyków. Rozpisano nowy konkurs, który wygrał znakomity architekt Bohdan Pniewski. Kościół miał stanąć na Polu Mokotowskim, gdzie Piłsudski odbierał defilady armii i skąd wyruszył w swoją ostatnią podróż, do wawelskiej krypty św. Leonarda. Epilog drugiej próby okazał się jeszcze gorszy niż pierwszej z 1791 r. Zanim przystąpiono do wykonania fundamentów świątyni, Polska padła pod ciosami Hitlera i Stalina.
Po kilku latach, w nowej, pojałtańskiej rzeczywistości, nikt nawet nie myślał o powrocie do nie zrealizowanej idei. Wotum dziękczynne - jak chciał Sejm Wielki - "za wyzwolenie się spod wpływu obcych mocarstw" straciło sens i jakąkolwiek aktualność. Władcy PRL cieszyli się z podarowanego przez Stalina Pałacu Kultury i Nauki, choć wielu rodakom nasuwało się porównanie z soborem zbudowanym przez rosyjskich zaborców na placu Saskim i demonstracyjnie zburzonym w pierwszych latach II Rzeczypospolitej.
Idea narodowego wotum odżyła w III Rzeczypospolitej. Przypomniał ją Senat w 1991 r. w uchwale z okazji dwustulecia Konstytucji 3 maja. Podobnie jak w II Rzeczypospolitej, długo nic się nie działo, ale w końcu nadszedł czas spełnienia. 2 maja, z udziałem prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, prymasa Józefa Glempa i całego episkopatu, na Polach Wilanowskich w Warszawie wmurowano kamień węgielny pod nową Świątynię Bożej Opatrzności. Wszystko wskazuje na to, że sprawdzi się powiedzenie: do trzech razy sztuka. Zakończenie budowy przewidywane jest w 2005 r. Pozwala to żywić nadzieję, że do ciągle wydłużającej się listy narodowych podziękowań dojdzie jeszcze jedno: za przystąpienie Polski do Unii Europejskiej.

Więcej możesz przeczytać w 20/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.