Spokolenie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pokolenia dorastające w pokomunistycznej Polsce są do siebie podobne niczym embriony po sztucznym zapłodnieniu

Telepie mną, gdy mam do czynienia z młodszymi od siebie. Może to starcze drgawki, ale jak się nie rzucać, gdy po raz któryś telefonuje dziennikarski smarkacz i prosi o autoryzowany wywiad. Wywiad będzie, natomiast obiecanej autoryzacji na pewno nie. To pokolenie nazywa kłamstwo niesłownością. Ostatnio dałam się znowu nabrać młodocianemu dziennikarzowi. Nie mogąc się doprosić autoryzacji, zadzwoniłam do niego, zjadliwie gratulując nagrody, którą właśnie przyznałam.
- Ja nagrodę dziennikarską?
- Tak, za niesłowność.
- Naprawdę? - nawet się ucieszył.
Cytowany młodzieniec nie kłamie, nie zapomniał. Po prostu jest tak leniwy, że nie chce mu się oddzwonić.
- Spoko, spoko - uspokaja natrętów. Wzorcowy egzemplarz tego spokolenia. Może w redakcjach zatrudniających młode wilczki dziennikarstwa powinny wisieć tablice ostrzegawcze jak na bramach, gdzie rezyduje "Zły pies". "Zły dziennikarz" nie ugryzie, ale będąc źle ułożonym, po prostu oleje.
Nie twierdzę, że jestem nerwicowo słowna z szacunku dla siebie czy innych. Raczej ze strachu, że panujące badziewie już nas całkiem pochłonie. Wyrosłam z anarchizującego "pokolenia Brulionu", patrzącego, jak strajki paraliżują totalitarne państwo. Jak rozkaz generała zamienia je w obóz wojenny, a potem przy ruletce okrągłego stołu jedni wygrywają władzę, drudzy przyszłość. Nie szanuję więc instytucji ani państwa. Dlatego tak obsesyjnie (i beznadziejnie) staram się być w porządku w zwykłych ludzkich kontaktach. Z przekonaniem, że chociaż one zapewnią bezpieczeństwo uczciwości. Pokolenia dorastające w pokomunistycznej Polsce są do siebie podobne niczym embriony po sztucznym zapłodnieniu. Różnią je naklejki sponsorów i markowych szmat albo gadżetów. Jedni są z probówki Reeboka, inni awansują do złotych guziczków Christiana Diora. Niestety, wiadomo, że w zabiegu sztucznego zapłodnienia tylko nieliczne z gotowych embrionów mogą się dorwać do prawdziwego życia. Reszta w hibernacji (polskiej biedy i marazmu) czeka na swoją szansę. Stąd może ten paraliż empatii, uczuć i wyobraźni wielu z nich. W ostatnim czasie najsłynniejszymi spokoleniowcami z okładek pism byli kilkunastoletnia Tereska (Ola grająca w "Cześć Tereska") i dwudziestokilkuletni Ken z "Big Brother". Dzieli ich wszystko: pochodzenie, marzenia. Tereska z patologicznego domu zagrała w filmie niemal siebie, podrzucając własne dialogi. Zamieniła przejmującą fabułę w paradokument, rodzaj reality life. I Ken, bohater tandetnego reality show, udający samego siebie. Z dobrego domu, ukochany jedynak tolerancyjnych rodziców. Mimo szklarniowych warunków nie wykorzystał szansy na rozwój i został ślicznym, niedojrzałym embrionem dbającym o fasadę. W pucowaniu tej fasady widzi sens życia. Od głębszych uczuć, refleksji oddziela go szyba wystawowa, za którą szlifuje paznokcie i ego. Na pytanie "Vivy": "Czy można być szczerym, gdy się z kimś kocha na oczach milionów widzów?", odpowiada bardzo cool: "Nie wiem, co widziały miliony. Byłem w jacuzzi, było dużo piany".
Śliczny Ken i brzydka Tereska. On dałby się pociąć, żeby dostać się do Hollywood, a zamiast tego dociera do telewidzów w Pabianicach. Ona, mając szansę wyjazdu po hollywoodzką nagrodę, mówi: "Pierdolę Hollywood, wolę Pabianice". Kena widzowie nazywają pozerem, Tereskę jej wychowawcy - charakteropatką. Mała kłamie, odrzuca wszelkie reguły społeczne. W swoim blokersowym życiorysie poprawianym w poprawczakach pozbyła się lakierowanych marzeń z reklam. Wbrew sobie "nominowana" do prawdziwego życia jest bezradna. Jej ucieczki są symbolicznym zniknięciem już zagubionego. Okradając sklep, woli zostać w pułapce "tu i teraz", niż jechać do Hollywood. Dziewczyna z patologicznej probówki. Jedna z wielu, dla których świat jest do wykorzystania, okradzenia, skoro wykorzystał ich samych.
Biedni skrzywdzeni, bogaci pozerzy na swój sposób nie odróżniający prawdy od kłamstwa. Bardzo różni, ale podobni w zagubieniu, odrzucaniu reguł. Poruszają się tak sprawnie w pustce emocjonalnej i społecznej, bo jeszcze się nie urodzili? Pokolenie nie mające tożsamości śni swoje prenatalne sny o życiu, w którym wszystko jest możliwe i bez konsekwencji? Wątpię jednak, czy kiedykolwiek spokoleniowcy urodzą się o własnych siłach - są na to za leniwi. Być może ich jedyną szansą na odpowiedzialne, więc realne życie jest cesarskie cięcie nieprzewidzianych okoliczności.

Więcej możesz przeczytać w 20/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.