Amerykańska ruletka

Amerykańska ruletka

Dodano:   /  Zmieniono: 
W ubiegłym tygodniu każdy obywatel USA stracił przeciętnie 7000 dolarów

 

Czy to tylko głęboka korekta, niezbędna po jesienno-zimowym szaleństwie zakupów akcji firm "nowej gospodarki"? A może początek krachu, który spowoduje kolejny wstrząs światowej gospodarki, jeszcze głębszy niż zapaść w Azji i Rosji? W ubiegłym tygodniu Dow Jones, indeks giełdy nowojorskiej, stracił 7 proc., a Nasdaq, indeks "nowej gospodarki", aż jedną czwartą wartości. Po piątkowym tąpnięciu na Wall Street i spadku wartości Dow Jonesa o 5,7 proc. (to największy spadek w ciągu jednego dnia od 13 lat) pojawiły się już wyraźne objawy niepokoju, choć nikt nie chce mówić o panice. Sytuację starali się uspokoić zgromadzeni na waszyngtońskim szczycie G-7 przywódcy najbogatszych państw świata, mówiący o dobrych perspektywach gospodarki globalnej. Istotnie - w gospodarce światowej nie wydarzyło się nic, co uzasadniałoby strach przed nagłą zapaścią, a lawinę ściągnęli na siebie sami giełdowi gracze, windując pod nieboskłon ceny akcji firm, które często nie uczyniły niczego poza rzucaniem "internetowych zaklęć".
Rozpoczęta w połowie ubiegłego roku internetowa hossa giełdowa miała w sobie coś z szalonego hazardu, zwłaszcza w Stanach Zjednoczonych. Ludzie zaczęli inwestować w akcje, często zaciągając pożyczki i zastawiając dorobek całego życia. Teraz wpadają w panikę bo FED (Zarząd Rezerwy Federalnej) może podnieść oprocentowanie kredytów, których - wobec wyparowania oczekiwanych zysków - nie ma z czego spłacać. Zapaść, przed którą ostrzegali co trzeźwiejsi analitycy, musiała nadejść - w ubiegłym tygodniu każdy obywatel Stanów Zjednoczonych stracił przeciętnie 7000 USD, a straty wielkiego Billa Gatesa sięgnęły niemal wartości zadłużenia Polski w Klubie Paryskim...
Niepokój inwestorów wzbudziło przede wszystkim opublikowanie wartości CPI (indeksu wzrostu cen konsumpcyjnych w USA), z którego wynikało, że inflacja za oceanem wyniosła w marcu 0,7 proc (w skali roku oznacza to 3,7 proc.). W najbliższych dniach okaże się, czy dotychczasowe wysiłki Zarządu Rezerwy Federalnej, starającego się schłodzić konsumpcyjny zapał, były skuteczne - mają zostać opublikowane dane dotyczące budownictwa, a także bilans handlowy USA w marcu. Co więcej - wkrótce wyniki pierwszego kwartału podadzą największe amerykańskie firmy, takie jak IBM, Intel czy Coca-Cola. Większość z nich zapowiada, że osiągnęły zadowalające rezultaty, ale nie wiadomo, czy to wystarczy. Pesymiści twierdzą, że kilka dni temu obsunięcia się indeksów giełdowych nie powstrzymało ogłoszenie nadspodziewanie dobrych wyników przez tak znane firmy, jak General Motors, J.P. Morgan, International Paper czy Sun Microsystem. Tym razem jednak większość dużych firm informuje o przekraczającym nawet 20 proc. wzroście zysków w porównaniu z pierwszym kwartałem ubiegłego roku. Jeżeli tak dobre informacje nie powstrzymają spadków, to znaczy, że Wall Street opanował nastrój irracjonalnej nerwowości.
Niestety, zachowania, do których opisu bardziej przydatna jest psychologia tłumu niż ekonomia, opanowały większość światowych giełd, połączonych w globalny system naczyń połączonych. Inwestorzy obserwują reakcje parkietów w tempie wschodu słońca nad kolejnymi stolicami i starają się wyciągnąć wnioski dla siebie, a zwykle nie ma to wielkiego związku z kondycją ich rodzimej gospodarki.
Także dla polskiej giełdy największe znaczenie zdaje się mieć kształt wykresu Dow Jonesa i wiara w proste przeniesienie amerykańskich wzorców nad Wisłę. Nic dziwnego, że na polskim parkiecie od kilkunastu dni gości niedźwiedź, a wielu inwestorów płaci wysoką cenę za wiarę w to, że fabryka obuwia może się stać internetową potęgą w kraju, w którym stały dostęp do sieci ma ledwie kilkaset tysięcy osób. Z drugiej strony, coraz silniejsze są rodzime fundusze inwestycyjne, które mogą (choć nie zawsze) stabilizować rynek. Tym razem - na szczęście - niewielkie jest zaangażowanie zagranicznych inwestorów krótkoterminowych, którzy zwykle przyczyniają się do gwałtownych wstrząsów, reagując ucieczką na każdy niekorzystny obrót sytuacji. Nie zdołało to jednak uchronić polskiego parkietu przed kolejną dużą redukcją. "Wstrząsy wtórne" na warszawskiej giełdzie spowodowały spadek wartości WIG do 19003 punktów. Czy to już dno?
Więcej możesz przeczytać w 17/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.