Robienie bokami

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polityka znów zaczyna hołdować kryterium skuteczności bez względu na koszty
To chyba stosowna nazwa dla zachowań i poczynań naszego najważniejszego organu władzy wykonawczej w ostatnim czasie. Robienie bokami to objaw wyczerpania, któremu towarzyszy wymachiwanie tym, co pod ręką, a nawet niekiedy chwytanie brzytwy. Jak długo można żyć z błędów i potknięć poprzedników, samemu nie mając wiele do zaoferowania?
To, co w tej chwili, po półroczu rządów nowo-starej koalicji, jest najsmutniejsze, to odwracanie społecznej uwagi od rzeczywistych problemów, operowanie lewicowymi paliatywami, wyraźna niechęć do transformacyjnej polityki ustrojowej, do decentralizacji, do prywatyzacji państwowych molochów. Zamiast - mamy ciągłe pretensje do NBP i Rady Polityki Pieniężnej, a na okrasę informacje o niegospodarności w spółkach skarbu państwa, podane w taki sposób, jakby w latach 1993-1997 było wszystko cacy, a dopiero TKM rządu Buzka wszystko zepsuło. Przypomnijmy więc, że sektor państwowy nigdzie dobrze nie pracuje i że nasze z nim kłopoty zaczęły się na dużą skalę w roku 1991, kiedy okazało się, że nikt nie chce kupować jego zbyt drogich i kiepskich wyrobów. Już wtedy nikt nie miał złudzeń, że jedynym wyjściem jest szybka prywatyzacja. Ale to przecież nikt inny jak koalicja SLD-PSL z lat 1995-1997 postanowiła uratować zdobycze socjalizmu i w tym celu przesunęła punkt ciężkości z prywatyzacji na rzekomą komercjalizację. Rezultaty są znane. Tylko w 2001 r. dwie sztandarowe huty (Katowice i Sendzimira) poniosły ponad miliard złotych strat, które z naszej, obywatelskiej kieszeni musimy pokryć. "Robienie bokami" jest doskonale widoczne w rządowym programie "Przedsiębiorczość, praca, rozwój". Nie ma w nim mowy o przekształceniach ustrojowych, o prywatyzacji, o warunkach wytwarzania nadwyżek ekonomicznych, których brak nam jak powietrza. Nam ma wystarczyć wzrost wielkości brutto tego PKB, którego jakość obrazuje gigantyczna nadwyżka importu nad eksportem. Nasze własne nadwyżki efektów nad nakładami nie są takie ważne. Rząd przewidział bowiem odwody w postaci kredytów banków państwowych na finansowanie niepewnych inwestycji, a nawet zaangażowanie funduszy emerytalnych w przedsięwzięcia alokacyjne o nieokreślonym charakterze.
Co najgorsze, gospodarka prywatna jawi się w programie rządowym nie jako fundament gospodarki, lecz jako instrument potrzebny do pobudzenia wzrostu. Nie ma w programie mowy o konieczności wysokich zysków warunkujących akumulację i inwestycje. Przewiduje się wzrost stopy inwestycji, ale przemilcza się jej związek z zyskami, z wysoką rentownością. Wysoka rentowność jest jednak wyraźnie niemiła socjaldemokratycznemu uchu.
W tym samym nurcie lekceważenia rachunku ekonomicznego mieszczą się też rządowe zapędy w zakresie polityki pieniężnej i kursowej. Nic łatwiejszego, jak zwiększać podaż taniego pieniądza i obniżać (jak? może administracyjnie?) kurs walutowy. To, że noblista Stiglitz wyraźnie zapomniał, że keynesizm zafundował Stanom Zjednoczonym dwunastoprocentową stopę inflacji w 1978 r., to nie argument za keynesizmem w Polsce, zwłaszcza w obliczu naszej chorej mikroekonomii. Nie podzielam też poglądu o nadmiernej wysokości i trwałości kursu złotego.
W 1990 r. dolar USA był przecież wart tylko 95 groszy! To nasze koszty i ceny są już za wysokie, utrudniają nam eksport i skłaniają do importu. Podziękujmy za to związkom zawodowym obu maści. A sam kurs walutowy? To przecież wieloletnia perspektywa deficytu budżetowego napędza popyt na polskie złote i polskie obligacje! Pytanie tylko, kiedy kapitał portfelowy uzna, że dalsze finansowanie polskich wydatków budżetowych staje się zbyt ryzykowne, że balon został już nadmiernie nadmuchany i pęknie.
To naprawdę niedobrze, gdy polityka zaczyna hołdować kryterium skuteczności bez względu na koszty i przestaje ją interesować stosunek efektu do nakładu. Odpowiedź na pytanie, w jakim stopniu nasze ujemne salda zawdzięczamy obrońcom ustroju najlepszego z możliwych, pozostawiam szanownym czytelnikom..
Więcej możesz przeczytać w 21/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.