Solidarnosć pracodawców

Solidarnosć pracodawców

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozmowa z HENRYKĄ BOCHNIARZ prezydentem Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych
"Wprost": - Aż w piętnastu z szesnastu uchwalonych bądź przygotowywanych ustaw dotyczących gospodarki znajdują się zapisy prowadzące do wzrostu kosztów pracy.
Henryka Bochniarz: - To prawda. Ciągle zapominamy, że pracodawcy tworzą nowe miejsca pracy i przede wszystkim im trzeba pomagać. Związkowcy z OPZZ chcą doprowadzić do politycznej debaty sejmowej w sprawie bezrobocia i skrytykować rząd, a równocześnie formułują postulaty, których realizacja zwiększy armię ludzi poszukujących pracy. Podziwiam związkową wiarę w siłę politycznych debat i deklaracji. Dobrze, niech się zbiorą i uchwalą jednogłośnie, że zatrudnienie ma wzrosnąć o 20 proc. Ale taka uchwała nie stworzy ani jednego miejsca pracy. Tak rozwiązywało się problemy dziesięć lat temu. Dzisiaj przedsiębiorca robi rachunek ekonomiczny i nie ma takiej siły, która zmusiłaby go do zatrudnienia większej liczby pracowników niż wynikałoby z tego rachunku.
- Obecnie więcej argumentów przemawia za ograniczaniem zatrudnienia niż tworzeniem nowych miejsc pracy.
- Takie zjawisko już występuje. Prywatny przedsiębiorca nie może liczyć na to, że mu ktokolwiek pomoże. Urząd skarbowy nie odroczy zapłaty podatków, a ZUS nie powie, że może odprowadzić składkę za rok. Dlatego pracodawca, chcąc ograniczyć koszty, zwalnia pracowników. Przedsiębiorcy mają bowiem do wyboru - albo ogłoszenie upadłości firmy, albo walka za wszelką cenę o przetrwanie. A ceną w tej walce jest właśnie liczba miejsc pracy.
- Zbliżające się kampanie wyborcze z pewnością poszerzą katalog związkowych postulatów.
- Nie trzeba czekać na rozpoczęcie kampanii wyborczej. Grupa "obrońców ludu" za cudze pieniądze ujawnia się każdego dnia. Propozycje związkowców dotyczące zmian w kodeksie pracy zwiększają koszty pracodawcy. Bardzo łatwo obliczyć, ile trzeba będzie zapłacić za przedłużanie urlopów macierzyńskich, skrócenie czasu pracy czy wprowadzenie wszystkich wolnych sobót. Według naszych szacunków, czterdziestogodzinny tydzień pracy zwiększa koszty o 7,5 proc. Autor każdego nowego pomysłu przekonuje, że jego propozycja zwiększa obciążenia tylko o pół procentu lub niewiele więcej. Ale te wszystkie nawet minimalne podwyżki lądują na tym samym biurku pracodawcy. Po ich zsumowaniu okazuje się, że koszty pracy nie wzrastają o jeden procent, lecz na przykład o dziesięć procent. A przecież przytoczony przeze mnie katalog pomysłów nie jest pełen. Kto zapłaci za emerytury pomostowe, podwyższenie składek na Fundusz Pracy, Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych czy opłaty produktowe? Te wszystkie wydatki wpływają na ostateczną cenę wyrobu czy usługi. Najdziwniejsze jest to, że autorzy tych pomysłów zarzucają przedsiębiorcom, iż ich wyroby nie są konkurencyjne i nie można ich sprzedać za granicą. Okazuje się, że to jest jedną z przyczyn ogromnego deficytu w wymianie handlowej. W tej chwili w parlamencie nie ma przeważającej grupy ludzi dostrzegających wyraźną korelację między kosztami pracy, konkurencyjnością wyrobów a bilansem handlu zagranicznego.
- Co zrobić, by zatrzymać tę śniegową kulę żądań?
- Myślałam, że temu będą służyły rozmowy w Komisji Trójstronnej. Wydawało mi się, że zasiadają w niej ludzie, którzy mają ten sam cel. Jedni dają pracę, a drudzy chcą pracować. Było dla mnie oczywiste, że będziemy dyskutować nie tylko o kodeksie pracy, ale także na przykład o systemie podatkowym. Badania pokazują, że Polska jest na drugim miejscu w Europie (po Portugalii), jeśli chodzi o skłonność ludzi do działalności na własną rękę. Równocześnie jednak jesteśmy dopiero na 42. miejscu na liście krajów o największej konkurencyjności. Między tymi dwoma parametrami jest przestrzeń, którą powinniśmy wspólnie - pracodawcy, pracownicy i związkowcy - wypełnić. Okazuje się, że trudno jest uznać, iż przedsiębiorczość ludzi jest największą wartością, jaką dysponuje nasz kraj. Tym ludziom trzeba stworzyć warunki do edukacji i do prowadzenia działalności, by ich naturalna skłonność do pracy na własną rękę została w pełni wykorzystana. Rzeczywistość jest jednak odmienna. Dlaczego minister Kropiwnicki, który z pewnością wie, że 80 proc. naszego importu ma charakter inwestycyjny i zaopatrzeniowy, próbuje przekonać wszystkich, iż obniżenie podatków dla najbogatszych i najbardziej przedsiębiorczych spowoduje, że kupią oni sobie kolejny luksusowy samochód i piątego rolexa? Ręce opadają. Jeżeli zgadzamy się na wolny rynek, musimy zaakceptować i to, że każdy wydaje swoje pieniądze jak chce, a ogromna większość pracodawców robi to racjonalnie i odpowiedzialnie.
- Jakie są efekty rozmów w ramach Komisji Trójstronnej, która przygotowuje m.in. zmiany w kodeksie pracy?
- Nasza konfederacja nie jest członkiem Komisji Trójstronnej. Jesteśmy do niej dopraszani okazjonalnie jako obserwatorzy. Będziemy mogli być pełnoprawnym członkiem komisji dopiero po zmianie ustawy określającej nowe zasady reprezentatywności. Obecnie wszystkich pracodawców reprezentują ci, którzy sześć lat temu uczestniczyli w tworzeniu paktu o przedsiębiorstwie państwowym. Uważam, że dialog społeczny jest podstawową formą funkcjonowania nowoczesnego społeczeństwa. Ale co to za dialog, w którym uczestniczą tylko niektórzy partnerzy. Na razie efektem pracy komisji jest powołanie grup roboczych, w których rozpocznie się dyskusja o propozycjach pracodawców. Czasu na rozmowy jest coraz mniej.
- Czy parlament może pomóc przedsiębiorcom, skoro ponad 60 proc. posłów i senatorów ma rodowód związkowy?
- Jedyne, co można zrobić w takiej sytuacji, to doprowadzić do silnej integracji sektora prywatnego. Związki zawodowe są tak silne nie tylko ze względu na swoją przeszłość, ale i dlatego, że na razie nie powstała równie silna reprezentacja prywatnych pracodawców. Zaczniemy być dostrzegani przez związki zawodowe dopiero wówczas, gdy zbudujemy silną organizację pracodawców sektora prywatnego. Związki zawodowe odwołują się do przeszłości i swojej ogromnej roli w przedsiębiorstwach państwowych, w których większość dyrektorów nie była w stanie się im przeciwstawić. Nie do wszystkich dotarło, że państwowy właściciel sięgał do państwowej kasy, która zawsze była pełna (teraz wszyscy spłacamy tamte długi), a prywatny ma tylko własny portfel. A to zmienia zasady działania. Z kolei większość pracodawców jest przekonana, że związki zawodowe są największym złem. Bez obalenia tego stereotypu i wykształcenia świadomości, że trzeba z sobą rozmawiać, obie strony mogą stracić.
- Czy przedsiębiorcy wystawią politykom i związkowcom rachunek za wszystkie pomysły psujące gospodarkę i zasady wolnego rynku?
- Chcę jasno powiedzieć, że w przedsiębiorstwach pracownicy i pracodawcy potrafią z sobą współpracować. Problemy zaczynają się na szczeblu związkowych urzędników. Bardzo często odnoszę wrażenie, że niektórzy związkowi szefowie nie są zainteresowani ograniczaniem bezrobocia. Nie jest to główny cel ich działalności. Oni chcą przede wszystkim uczestniczyć w politycznym przedstawieniu, najlepiej na forum parlamentu i przy współudziale telewizji. Nie wystawiamy "bieżących" rachunków ani związkom zawodowym, ani rządowi. Grupa przedsiębiorców, którzy osiągnęli wysoką pozycję, zaczyna być świadoma roli, jaką odgrywa w państwie, a przede wszystkim świadoma swojej siły. Przecież wielu z nich zainwestowało w powstanie i rozwój swoich przedsiębiorstw naprawdę duże pieniądze. Liczę na to, że będą to ludzie coraz bardziej świadomie wybierający swoich reprezentantów. Przed kolejnymi wyborami chcemy swoim członkom dać wydruki z przebiegu głosowań dotyczących spraw gospodarczych w parlamencie. Każdy przedsiębiorca, zanim wrzuci kartkę do urny, powinien wiedzieć, kto był za skróceniem tygodnia pracy, kto opowiedział się za wydłużeniem urlopów macierzyńskich, a kto był przeciwny obniżaniu podatków. Dla przedsiębiorców ważne jest to, co na temat gospodarki mówi się w trakcie kampanii wyborczej i jak się ten program realizuje. Dlatego chcemy przypomnieć naszym członkom, co głosili dwa, trzy lata temu obecni kandydaci na prezydenta. Myślę, że wówczas wybór będzie trafniejszy.
- Zmiana relacji między przedsiębiorcami a związkowcami, o których pani mówi, wymaga czasu. Rokowania z Unią Europejską pokazują, że tego czasu mamy coraz mniej.
- Ostatnie dziesięć lat dowiodło, że zmieniały się ekipy, ideologie, a gospodarka stale się rozwijała. Trudno było politykom zachwiać jej fundamentami. I to jest powodem do optymizmu, gdyż nie straciliśmy tych dziesięciu lat, choć można było wiele rzeczy zrobić szybciej i lepiej. Dotyczy to zwłaszcza obniżenia kosztów pracy. Moje obawy związane są natomiast z negocjacjami z Unią Europejską. Czasami mam wrażenie, że rząd w tych rokowaniach nie ma spójnej polityki i jest nieefektywny. Bruksela nie będzie na nas czekać. Jest wielu przeciwników naszego wejścia do unijnych struktur, którzy wykorzystają przeciwko nam każdą okazję, użyją każdego argumentu. Dlatego uważam, że sektor prywatny musi w tej sprawie też walczyć o swoje prawa. Jeśli data naszego przyjęcia do unii zostanie przesunięta i to nie wiadomo na kiedy, to obawiam się, że nasza gospodarka może stracić cały impet. Nie oszukujmy się, zagraniczni inwestorzy lokują w Polsce swoje kapitały nie z miłości do naszego kraju, ale dlatego, że liczą na szybkie wejście z nami do Unii Europejskiej. Jeżeli wycofają się z naszego rynku, to dysponując tylko własnym kapitałem, niewiele zdziałamy. To ogromne zagrożenie.

Więcej możesz przeczytać w 17/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.