Najdłuższy weekend Europy

Najdłuższy weekend Europy

Pod koniec kwietnia wystarczy wziąć pięć dni urlopu, by zafundować sobie dwunastodniowe wakacje
Polacy świętują równie często jak najbogatsze społeczeństwa świata
Najpierw będziemy świętować katolicką Wielkanoc, potem socjalistyczne Święto Pracy, by zakończyć patriotycznym akcentem, celebrując rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja. W dniach przedzielających te święta większość zakładów będzie pracować na pół gwizdka, a 28 kwietnia zostaną one zamknięte na pięć dni na kłódkę. Zapłacimy za to albo spadkiem produkcji, albo - w najlepszym wypadku - spadkiem tempa wzrostu produkcji, brakiem wpływów z podatków. Najbogatsze społeczeństwa świętują równie często jak Polacy, i z podobnym zapałem organizują sobie wypoczynek w tzw. długie weekendy. Czy jednak Polskę stać na tak długie świętowanie?

Pierwsza wolna sobota
Zanim rozważymy ekonomiczne skutki długiego weekendu, przypomnijmy jego historię. W 1974 r. miłościwie panujący sekretarz Edward (zwany przez potomnych Śląskim) ogłosił wszem i wobec, że z jego woli w każdym miesiącu jedna sobota wolna będzie od pracy. No, chyba że jest to praca w kopalni lub praca w czynie społecznym ogłaszanym w związku z 1 maja, 22 lipca, 7 listopada lub z innej okazji. Jak sekretarz ogłosił, tak się i stało. W sobotę 24 maja 1974 r. pracownicy uspołecznionych zakładów pracy, nieco zdziwieni tym faktem, pozostali w domu. Pojawienie się w kalendarzach wolnej soboty stworzyło możliwość wydłużenia weekendu do trzech dni. Początkowo jednak zaledwie dwa razy w roku - z okazji Święta Odrodzenia Pol-ski (22 lipca) i Wszystkich Świętych (wówczas Święta Zmarłych).
Wprowadzenie na mocy porozumień sierpniowych trzech wolnych sobót w miesiącu sprawiło, że szansa na długi weekend wzrosła trzykrotnie. Z początku jedynie teoretycznie: w czasie stanu wojennego przywrócono sześciodniowy tydzień pracy, a socjalistyczna dyscyplina pracy nakazywała tak ustalać dni wolne, by ludzie na zbyt długo nie opuszczali przedsiębiorstw.
Fala świętowania zalała Polskę po roku 1989. Najpierw (w 1989 r.) przywrócono Święto Niepodległości (11 listopada), rok później - Święto Konstytucji 3 Maja, znosząc Święto Odrodzenia Polski (22 lipca). Świąt mamy jedenaście - tyle samo co Duńczycy i Niemcy, dzień mniej niż Norwegowie, pięć dni mniej niż Grecy, Portugalczycy i Finlandczycy. Gdyby pracowitość narodów mierzono liczbą dni roboczych, okazałoby się, że najlepsi w tej kategorii są... Rosjanie, którzy świętują tylko dziewięć dni w roku. Skłonność do łączenia wolnych dni w długie weekendy także nie jest naszą specjalnością - przypadające w czwartek Święto Dziękczynienia sprawia, że na 4-5 dni zamykana jest na kłódkę większość interesów na kontynencie północnoamerykańskim, a 300 mln jego mieszkańców albo odwiedza rodziny i znajomych, albo oddaje się lenistwu.
- Dla lepszych firm długi weekend nie jest zagrożeniem - mówi Maciej Gronicki z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową. - Potrafią one z odpowiednim wyprzedzeniem studiować kalendarz i tak sterować poziomem produkcji, by magazyny były zawsze pełne. Te, które mają dobre portfele zamówień, potrafią zachęcić załogę do pracy nie tylko w święta, ale i w dni ustawowo wolne od pracy. I cieszyć się, że ich klienci w dni wolne będą mieli więcej czasu na zakupy ich produktów. Przecież z wyjątkiem niedzieli wielkanocnej handel będzie pracować na wzmożonych obrotach. Żałuję natomiast, że będzie się pracować w branżach tradycyjnie generujących straty: w górnictwie i hutnictwie - dodaje Gronicki.

Łączenie świąt
Tym, co różni nas od innych nacji oddających się świętowaniu, jest fakt, że nasze dni wolne od pracy ułożone są w kalendarzu w sposób ułatwiający łączenie ich w długie weekendy. Blisko siebie są 1 i 3 maja - na ogół skutkuje to pięciodniową bezczynnością. W czerwcu, czasem w końcu maja, w czwartek po oktawie Trójcy Przenajświętszej rozpoczynamy czterodniową przerwę w pracy. Trzydniowe świętowanie przytrafia nam się także z okazji Nowego Roku, Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny (15 sierpnia), Wszystkich Świętych, Święta Niepodległości. Do tego dochodzi jeszcze Boże Narodzenie, które przy sprzyjającym kalendarzu może dać nam cztery, a nawet pięć dni wolnych od pracy. Tegoroczny - trwający pięć dni - majowy weekend jedynie wyrównuje rekord "nieprzerwanego niepracowania". Tak samo długo odpoczywaliśmy w maju roku 1995 i 1996. Jeżeli w tym roku można mówić o pewnej wyjątkowości, to jedynie ze względu na bliskość Wielkanocy i majowego święta. To sprawia, że między 22 kwietnia a 7 maja na piętnaście dni przypada aż osiem wolnych od pracy. Pięć dni urlopu wystarczy, by zafundować sobie dwutygodniowe wczasy (podobny rekord odnotowaliśmy pod koniec 1998 r., gdy w dziesięciu dniach kalendarzowych skumulowanych było sześć dni wolnych od pracy). Niewiele gorzej zapowiada się w tym roku okres bożonarodzeniowy, kiedy trzy dni urlopu między 24 grudnia i 1 stycznia mogą dać nam dziewięć dni swobody.
Większa liczba dni wolnych w miesiącu odbija się na ogół na wynikach gospodarczych: z analizy danych GUS wynika, że pięć dodatkowych dni wolnych od pracy skutkuje dziesięcioprocentowym spadkiem dynamiki wzrostu produkcji. I choć dzisiaj najważniejszym czynnikiem wyznaczającym wielkość produkcji jest nie tyle długość czasu pracy załogi, ile wielkość popytu - te dane warto mieć na uwadze.

Ile zapłacimy za weekend?
- Ważny jest efekt zakłócenia rytmu całej gospodarki, kłopoty służb odpowiedzialnych za infrastrukturę i konieczność wkalkulowywania świąt w plany finansowe i organizacyjne - uważa Andrzej S. Bratkowski z Centrum Analiz Społeczno-Ekonomicznych. - Z punktu widzenia makroekonomii częste długie weekendy nie stwarzają większego problemu. Z punktu widzenia drobnych przedsiębiorców stanowią jednak stały, kumulujący się składnik dodatkowych kosztów prowadzenia biznesu i powód do wzmożenia wysiłku.
Przyjemności długotrwałego świętowania oddajemy się zatem kosztem obniżonych poborów (bo pracodawca musiał z wyprzedzeniem wkalkulować świąteczne straty w wypłatę), wydłużenia cyklów inwestycyjnych (bo organizator robót musiał dostosować ich harmonogram do obyczajów świętującej załogi) i wzmożonym wysiłkiem w czasie poprzedzającym długi weekend, odpracowując dni dzielące święta.
- I jeszcze jedno, biedne społeczeństwa powinny pracować więcej choćby po to, żeby nadrobić dystans do najbogatszych. My, świętując tyle samo, co bogatsi, tracimy tę szansę - uważa Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha.
- Straty powoduje nie tylko tylko spadek produkcji, ale i paraliż działów sprzedaży i marketingu, obniżenie zapotrzebowania na usługi. W wielu branżach nie ma mowy o prowadzeniu interesów, gdy pozamykane są duże zakłady, instytucje, urzędy. My nie stosujemy zasady "pracuj, gdy inni odpoczywają", zachowujemy się tak, jakby satysfakcjonował nas osiągnięty poziom rozwoju. Niesłusznie.
Stosowanie tej dewizy w praktyce przynosi natomiast znaczne zyski mieszkańcom miejscowości atrakcyjnych turystycznie. - Majowy weekend i sylwester to absolutny szczyt sezonu turystycznego - mówi Monika Słowik z Centrum Informacji Turystycznej Karpacza. - Spodziewamy się, że sprzedamy w tym czasie
100 proc. miejsc noclegowych w Karpaczu i okolicach. Liczymy także na turystów jednodniowych. Dla naszych gości przygotowujemy specjalne imprezy i atrakcje.

Najazd na Karpacz
Ostrożnie szacując, w czasie długiego weekendu w liczącym kilkanaście tysięcy mieszkańców Karpaczu turyści zostawią przynajmniej 12 mln zł. Podobnie w Szklarskiej Porębie, Szczawnicy, jeszcze więcej w Zakopanem. Super- i hipermarkety przewidują trzykrotny wzrost sprzedaży. Co trzeci Polak deklaruje, że jego ulubionym sposobem spędzania weekendu są wizyty w kinach, teatrach i na wystawach - oznacza to, że 12 mln Polaków odwiedzi przynajmniej jedną placówkę kulturalną. Aż 44 proc. respondentów CBOS twierdzi, że ich ulubionym sposobem spędzania wolnego czasu są wycieczki za miasto. To z kolei oznacza zarobek dla restauratorów, przewodników i handlowców z miast, w których na co dzień nic się nie dzieje. W biurach turystycznych hitem okazały się krótkie wycieczki do naszych sąsiadów. Z nieoficjalnych danych biur podróży wynika, że w długi majowy weekend czeską Pragę czeka wręcz najazd polskich turystów. Kolejne miejsca w tym rankingu zajmują Wiedeń, Budapeszt i Paryż. Do Polski przyjedzie natomiast wielu Niemców ze wschodnich landów, dla których wizyta na polskim bazarze stała się obowiązkowym elementem świętowania 1 Maja.
Samo stwierdzenie, że Polacy nie świętują więcej niż inni Europejczycy oraz że owo świętowanie tylko w bardzo niewielkim stopniu zmniejsza nasz produkt narodowy, to powiedzenie jedynie połowy prawdy. Druga połowa wiąże się z odpowiedziami na pytania: czy na leniuchowanie nas stać i czy mamy po czym odpoczywać? Niestety, odpowiedzi są negatywne. Wartość produkcji wytwarzanej przez przeciętnego pracownika jest w Polsce siedmiokrotnie mniejsza niż w Stanach Zjednoczonych czy Japonii i sześciokrotnie mniejsza niż w Niemczech. Ta różnica w produkcyjności pracy nie wynika tylko z gorszego jej technicznego uzbrojenia. Także z tego, że bogaty Amerykanin pracuje dłużej (1996 godzin w roku) niż biedny Polak (1560 godzin). W wypadku Polaka zamiast "pracuje" trzeba by raczej powiedzieć, że "przebywa w pracy". Z badań nad efektywnością wykorzystania czasu pracy wynika, że przeciętny zatrudniony pracuje faktycznie tylko przez 87 proc. opłaconego czasu pracy. Oznacza to, że z owych 1560 godzin, podczas których przebywa w pracy, trzeba odjąć jeszcze ponad 200 godzin - to już nas pod względem pracowitości spycha na ostatnie miejsce w cywilizowanym świecie. Na skutek długich weekendów tracimy średnio 100 godzin pracy opłaconych jak godziny produkcyjne. Płaca świętującej załogi zostaje potem wkalkulowana w cenę wyrobów i czyni je mniej atrakcyjnymi.
I o tym warto pamiętać podczas wielkanocnych i majowych przerw w pracy. Podobnie jak i o fakcie, że do świata "cywilizowanego" należą te kraje, w których pracowitość od pokoleń była najbardziej cenioną cnotą.

Więcej świąt
A jeśli ktoś takim myśleniem się zmęczy, na pocieszenie jest i dobra wiadomość. W przyszłym roku 1 maja wypada we wtorek. A zatem zaczniemy świętować 28 kwietnia (sobota), a 30 kwietnia (poniedziałek) bez sensu byłoby na chwilę wpadać do pracy. Podobnie postąpimy w piątek 4 maja (o rozdzielającej święta środzie w ogóle nie wspominam, uważając za absolutnie oczywiste, że jest to wolny dzień). Trzy dni wolnego dadzą nam dziewięciodniowy urlop. Dziewięć dni to bardzo długi weekend, cóż jednak zrobić, skoro żyjemy w kraju, w którym koniec tygodnia jest dłuższy niż cały tydzień. Nie zanosi się przy tym na zniesienie choćby części świąt państwowych i religijnych. Pozostaje zatem potraktować długie weekendy jako stały element gry gospodarczej i wkalkulować je w koszty prowadzenia biznesu w Polsce. Dla wielu firm długie weekendy oznaczają dodatkowe koszty - dla ich pracowników są często okazją do powiększenia zysków: aż 6 proc. respondentów CBOS przyznało, że w czasie weekendów (także długich) dorabia, pracując dla innych niż zwykle pracodawców. Długi weekend będzie dla nich okazją do dodatkowej pracy zarobkowej i - jak ujęliby to politycy lewicy - "pogłębienia społecznych i majątkowych różnic" między pracującą po godzinach "mniejszością", a wypoczywającą i świętującą "większością".
Więcej możesz przeczytać w 17/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.