Produkt roku: Ich Troje

Produkt roku: Ich Troje

Dodano:   /  Zmieniono: 
Poetyka tekstów Michała Wiśniewskiego jest czymś w rodzaju estradowej publicystyki na poziomie najtańszych kolorowych magazynów
Gdy ostatnio bywam w sklepach płytowych, odnoszę wrażenie, że interes wyraźnie się popsuł: na półkach mało nowości, między półkami mało klientów, przy kasach też nie ma tłoku. Czyżbyśmy przestali kupować płyty, zadowalając się bezpłatnymi singlami dołączanymi do "Gazety Wyborczej" i magazynów kobiecych? Dzięki temu procederowi rosną nakłady gazet, a wykonawcy kasują dodatkowe honoraria. O tym, że przy okazji psuje się od ręki dwa rynki - prasowy i muzyczny - nikt jeszcze nie myśli, ale gwarantuję, że już niedługo wszyscy sobie o tym przypomną.
Wygląda na to, że na razie słuchamy głównie darmówek i nie myślimy o wydawaniu sporych pieniędzy na firmowe krążki, które często od tych pierwszych niewiele się różnią. Regułą jest, że premierowe albumy zawierają zaledwie dziesięć, dwanaście piosenek o łącznym czasie odtwarzania trzydzieści, czterdzieści minut, a przecież krążek CD może pomieścić prawie dwa razy więcej i - prawdę powiedziawszy - klienci oczekują, że będzie on wypełniony po same brzegi!
Teraz usłyszę argument, że najważniejsza jest jakość muzyki, a nie jej ilość, a jedna dobra piosenka warta jest więcej niż godzina beznadziejnego pitolenia. Ale ja na to mogę powiedzieć tylko - hola! Cóż za anachroniczne myślenie w epoce marketingu, gdy nasza mentalność została ukształtowana podczas szału promocji w hipermarketach. Kupujesz cztery jogurty, masz dwa dodatkowe w prezencie. Płacisz za litr soku, a kolejne pół litra dostajesz za friko. Bierzesz do ręki nożyki do golenia, a do drugiej wkładają ci budzik łazienkowy; sięgasz po kawę, dostajesz filiżankę; wkładasz do koszyka piwo, dokładają ci kufel; prosisz o karmę dla psa, dodatkowo otrzymujesz miskę dla kota. W tych samych sklepach kupujemy również płyty, które stały się dla nas produktami, a nie sztuką. Jeśli zgodzimy się przyjąć tak zdefiniowaną wizję produktu muzycznego, nagle uproszczą się pogmatwane ostatnio kryteria oceny tego, co dobre, a co złe na polskim rynku płytowo-koncertowym. Osłabnie samozadowolenie minionych lub mijających gwiazd show-biznesu i stracą ostrość noże rzucane przez krytykę do tarczy z napisem "Ich Troje". Argumenty w rodzaju "zły gust", "populizm", "szmira", "manipulacja" od razu zaczną wydzielać wyraźnie wyczuwalny zapach stęchlizny anachronizmu. Bo cóż to za zarzuty wobec czegoś, co z punktu widzenia marketingu stało się muzycznym produktem roku: wobec zespołu i płyt Ich Troje.
Patrzyłem na transmitowany przez Telewizję Polską z Opola koncert Superjedynek i kolejne ceremonie wręczania trofeów wyklętym muzykom. Wyklęło ich środowisko profesjonalistów, a nagrodziła publiczność. Za wszystko: za przebój, za wydarzenie, za płytę, za to, że są. Gdy oznajmiono, że wydana dwa tygodnie wcześniej płyta "Po piąte? a niech gadają" niemal natychmiast otrzymała tytuł podwójnie platynowej, postanowiłem wrzucić ją nazajutrz do koszyka w moim ulubionym hipermarkecie. Kupiłem i? wszystko zrozumiałem. Ta płyta to rzeczywiście produkt co się zowie, bo zawiera prawie 60 minut muzyki oraz - w części multimedialnej - wszystkie teledyski zespołu do odtworzenia na komputerze, szczegółowe biografie, album ze zdjęciami, dyskografię, plan trasy koncertowej, tapety i gry (puzzle) komputerowe, a także książkę Andrzeja Grabowskiego "A wszystko to? Ich Troje" w formacie Acrobat, umożliwiającym ściągnięcie z komputera i wydrukowanie jej na papierze. To wszystko na dwóch krążkach (w trzech wariantach kolorystycznych), które kosztują razem? 25 zł.
Hej, cwaniacy od ambicji, nie wydaje wam się, że to dopiero jest ambitne przedsięwzięcie? Z niczego zrobić produkt, o którym nikt z tych, którzy go kupią, nie będzie mógł powiedzieć, że jest rozczarowany, bo został nabity w butelkę? A z ambitnymi produkcjami najczęściej tak bywa...
Wiem, poetyka tekstów Michała Wiśniewskiego jest czymś w rodzaju estradowej publicystyki na poziomie najtańszych kolorowych magazynów. Wiem, jego schrypnięty głos nie ma w sobie naturalnego dramatyzmu, raczej jest rezulatatem okrzyków z estrady, że "jesteście zajebiści", ale to właśnie Wiśniewski, a także powściągliwa solistka wyglądająca na przybysza ze świata poezji śpiewanej (Justyna Majkowska) oraz tajemniczy kompozytor wszystkich melodii, stojący na uboczu niczym podobni panowie w duetach Pet Shop Boys albo Erasure (Jacek Łągwa), składają się na idealnie wyważony i świetnie dopasowany do potrzeb masowego rynku produkt pod nazwą Ich Troje. Byłbym zdziwiony, gdyby grupa Ich Troje nie dostała wkrótce jakiejś nagrody w rodzaju: "Teraz Polska" lub "A Jednak Można", bo niezależnie od oceny tej muzyki w kategorii przygotowania produktu rynkowego jej twórcy i wykonawcy okazali się mistrzami.

Więcej możesz przeczytać w 24/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.