Zagazowani

Dodano:   /  Zmieniono: 
Na nielegalnym handlu gazem płynnym państwo traci co najmniej miliard złotych rocznie
W okolicach Radomia jest więcej stacji gazu płynnego niż mieszkańców - taka anegdota krąży wśród dystrybutorów tego paliwa. W ostatnich latach liczba punktów sprzedaży autogazu wzrosła w naszym kraju aż dwukrotnie - z 1,5 tys. do 3 tys. - choć odsetek napędzanych nim samochodów wzrasta znacznie wolniej (o 15-18 proc. rocznie). Wyjaśnienie tego fenomenu okazuje się proste: na otwarcie stacji z dwoma zbiornikami, pompą i dystrybutorem trzeba wydać około 50 tys. zł, a inwestycja zwraca się już po roku. Wystarczy lać gaz do butli, a nie do baków. Dzięki temu nie płacimy akcyzy, którą nałożono na gaz używany do napędu aut, a na wykorzystywany do celów grzewczych już nie. Wprawdzie na stacjach butli napełniać nie wolno, ale ryzyko wpadki jest znikome. Według szacunków firm handlujących gazem, budżet traci w ten sposób na akcyzie około miliarda złotych rocznie!

Polska na gazie
Polski rynek gazu płynnego (Liquefied Petroleum Gas - LPG) wart jest dziś około
2 mld zł i ciągle rośnie. Pod względem wielkości zużycia LPG w Europie ustępujemy jedynie Włochom, Francji, Hiszpanii i Niemcom. Z gazu w butlach korzysta ponad 4,5 mln polskich gospodarstw domowych. Wzrasta też zapotrzebowanie na gaz płynny używany do napędzania samochodów (tzw. autogaz). Pod koniec 2001 r. jeździło po Polsce około 700 tys. aut z instalacją gazową, a sprzedaż LPG wzrosła niemal o 30 proc. - Paliwo to jest w Polsce średnio trzykrotnie tańsze od benzyny - tłumaczy Cezary Nowosielski, dyrektor w Polskiej Izbie Paliw Płynnych. Tyle że na gwałtownym rozwoju sektora LPG zarabiają głównie ludzie działający w szarej strefie.



Do butli proszę
Podejrzenia wzbudzają właś-nie nadzwyczaj atrakcyjne ceny LPG. W 2001 r. Polacy płacili średnio o 0,20-0,30 euro mniej za litr tego paliwa niż mieszkańcy pozostałych państw europejskich. Tymczasem opodatkowanie autogazu (22 proc.VAT i akcyza w wysokości 22 gr za litr) jest co najmniej na średnim europejskim poziomie. Jak to jest więc możliwe? - Właściciele małych stacji napełniają gazem domowe i turystyczne butle, zamiast tankować go tylko do samochodów. Dzięki temu nie płacą akcyzy - wyjaśnia Dariusz Bratoń, dyrektor w Polskiej Organizacji Gazu Płynnego. Dodatkowo, małe stacje często zaopatrują się u "dzikich" importerów działających przy wschodniej granicy, którzy sprowadzają zanieczyszczony gaz, za to tańszy nawet o 30 proc. od oferowanego przez duże rozlewnie. Ile autogazu sprzedano i do jakich celów, i tak nikt nie sprawdzi, bo jedynie na dużych stacjach kasy fiskalne sprzężone są z licznikiem dystrybutora... W małym punkcie sprzedaży można kupić nawet cysternę LPG na paragon, bez faktury VAT, co sprawia, że operacja znika z pola widzenia urzędników podatkowych.

Bomba gazowa
W Urzędzie Skarbowym w Łomży zapewniano nas, że stacje autogazu są czasem kontrolowane, a wobec kilku sprzedawców wszczęto postępowania karno-skarbowe. Najczęściej jednak oszustwa wykrywane są przypadkowo, jak niedawno w pobliskich Mońkach, gdzie po anonimowym telefonie strażacy i policjanci zatrzymali właściciela prywatnej firmy w chwili, gdy tankował LPG do kilkudziesięciu butli o wadze 11 kg.
- Urzędy skarbowe niedawno rozpoczęły szczegółowe kontrole stacji autogazu w całej Polsce. Nie jest jednak możliwe, abyśmy na każdej stacji postawili urzędnika. Skala procederu może się zmniejszyć dopiero wtedy, gdy system rozlewania gazu płynnego zostanie zintegrowany z kasą fiskalną - przekonuje Irena Ożóg, wiceminister finansów. Dotychczasowe próby wprowadzenia takich wymogów zdawały się na nic, bowiem właściciele małych stacji paliw natychmiast protestują, twierdząc, że nie stać ich na zakup odpowiednich urządzeń.
Cała sprawa miałaby jedynie wymiar skarbowy, gdyby nie to, że na stacjach nie wolno lać gazu do butli ze względów bezpieczeństwa. Końcówki dystrybutorów autogazu nie są przystosowane do zaworów w butlach i nie mogą na czas odciąć dopływu paliwa, w związku z czym butle są nagminnie przepełniane. Pracownicy stacji leją niekiedy nawet po 27 l gazu do jedenastokilogramowych butli. Napełnianie ich "pod korek" grozi w razie wzrostu temperatury (gaz zwiększa wówczas swoją objętość) rozerwaniem butli i wybuchem.

Hurtownik w żuku
Chętnych do kupna i sprzedaży lewego gazu nie brakuje. Bez problemów napełniliśmy butlę turystyczną w punkcie LPG na trasie z Warszawy do Katowic, niedaleko Nadarzyna. Małe punkty sprzedaży dzięki "oszczędnościom" na akcyzie i VAT mogą oferować korzystne ceny. Na przykład na stacji Statoil litr autogazu kosztuje 1,18 zł, a u nieuczciwych sprzedawców 99 gr. Typowy klient małych stacji to obrotny kierowca dostawczego żuka, który napełnia 50 butli naraz i rozwozi je po okolicznych domach. Zysk z takiego kursu to ponad 200 zł. Właściciel stacji oszczędza w tym wypadku na akcyzie prawie 275 zł. - Płacimy wszystkie podatki za LPG do aut, a nasi nieuczciwi konkurenci odprowadzają je tylko od co dziesiątego sprzedanego litra - żali się Wojciech Bogdański, kierownik sekcji gazu płynnego w Shell Gaz.
Największe straty ponoszą legalne rozlewnie LPG. Mimo że zapotrzebowanie na gaz w butlach wzrosło w 2001 r. o 3 proc. (do 465 tys. ton), w rozlewniach sprzedano go o 8 proc. mniej niż rok wcześniej. Na stacjach klienci kupili zaś dwa razy więcej tego paliwa (100 tys. ton) niż w 2000 r. - Co roku 10 mln napełnień butli odbywa się na stacjach. W Polsce jest 9 mln butli, a każdą napełnia się cztery, pięć razy w roku. Szara strefa w tym sektorze sięga zatem 25-30 proc. - wylicza Sylwester Śmigiel, prezes Gaspolu.

Więcej możesz przeczytać w 26/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.