List z wakacji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Niebawem to może ja sam zostanę komendantem, bo po tygodniu z obozu uciekła prawie cała kadra i nie ma kto dowodzić
Drodzy rodzice! U mnie wszystko w porządku. Piszę do was z obozu harcerskiego nad jeziorem Sadzawka na Mazurach. Podróż miałem dobrą, choć trochę trzęsło, bo wszystkich z nadwagą dali do bagażnika. Po drodze mieliśmy lekcję przyrody. Dokładnie zapoznaliśmy się z fakturą kory drzewnej i z poszyciem przydrożnych rowów, bo kierowca trzy razy zasypiał za kierownicą.
Na obozie jest bardzo fajnie. Już pierwszego dnia komendant własnoręcznie rozbił trzy namioty i samochód. Jedzenie mamy dobre. Obowiązkowo raz w tygodniu, po każdym weselu, przywożą nam coś z pobliskiego baru. Nie martwcie się o mnie. Nie jestem głodny, bo od czasu gdy Zenek od Klempichów utopił się w jeziorze, otrzymuję jego porcję żywnościową.
Tu nie ma czasu na nudę. Codziennie w trakcie porannej gimnastyki ktoś złamie sobie nogę czy rękę i zawsze jest wesoło. Regulamin obozu jest bardzo luźny. Harcerzom zezwala się na bicie zastępowych w dni nieparzyste, a w dni parzyste na mycie zębów. Gdy pada deszcz, oglądamy filmy pornograficzne lub gramy w karty na pieniądze. Wczoraj miałem farta. Odzyskałem w pokera dziesięć złotych z tych pięciu stów, które mi daliście. Gdy świeci słońce, włóczymy się z komendantem po okolicznych knajpach lub opalamy nago na dzikiej plaży. Komendant mnie chyba lubi, bo zawsze daje mi pieniądze na wódkę. Z całego obozu ja wyglądam najbardziej poważnie i to zawsze mnie przypada rola tego, co zamawia. Komendant nie może zamawiać, bo przecież jest przepis, żeby nie sprzedawać piwa nieletnim.
Dzisiaj wraz z całym zastępem zdobywaliśmy sprawność Janosika. Najpierw napadliśmy na takiego jednego, co mu na drodze koło puściło przy mercedesie. Dobrowolnie dał na biednych portfel i złotego roleksa. Drugiego też złapaliśmy przy drodze. Ten zatrzymał się na siku w krzakach i jak wracał, to mu samochód nie chciał zapalić. Poprosił nas, harcerzy, aby go popchnąć. No to popchnęliśmy go całym zastępem. Tyłek to go będzie bolał jeszcze przez tydzień. Najgorzej było z tym trzecim. Za nic nie chciał wspomóc biednych. Facet był twarda sztuka. Dopiero jak rozpaliliśmy tradycyjne harcerskie ognisko i przystąpiliśmy do zrobienia z niego totemu, powiedział, gdzie trzyma kasę.
Jutro czeka nas nowe harcerskie zadanie. Mamy przeprowadzać niewidome staruszki przez jezdnię. Może być z tym kłopot, bo w pobliskiej wsi, od czasu gdy mamy tu obóz, pozostała już tylko jedna staruszka, na dodatek widoma. Komendant powiedział, że nie mamy się czym martwić, bo on to jakoś załatwi, po czym wziął śrubokręt i poszedł wciskać babci ciemnotę.
Muszę się wam pochwalić, że stałem pierwszy raz w życiu na prawdziwej harcerskiej warcie. Działo się to w nocy. Komendant przykazał, żeby czuwać, podczas gdy on wraz z kolegą będzie wynosił magnetowidy z magazynu. Spisałem się dobrze i w nagrodę dostałem kasetę z "Rambo III".
Niebawem to może ja sam zostanę komendantem, bowiem już po tygodniu z obozu uciekła prawie cała kadra i teraz nie ma kto dowodzić. A dowodzić trzeba, bo jest jeszcze trochę harcerek i sprawności do zdobycia. Pierwszy z obozu dał nogę skarbnik i to z belką na ramieniu. Uciekając, powiedział, że jest jak paczka papierosów i się wypalił. Jak komendant się o tym dowiedział, to od razu zaczął palić głupa, czyli przysmażać na ognisku swojego zastępcę. Muszę już kończyć, bo mi ktoś zajmie moje ulubione miejsce pod mostem. No to, czuwaj!

Więcej możesz przeczytać w 28/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.