Lula ante portas

Dodano:   /  Zmieniono: 
Obawa, że w Brazylii do władzy dojdą populiści, odcięła ten kraj od międzynarodowych rynków finansowych
Polska scena polityczna dostarczyła nam ostatnio dużej dawki zdarzeń i emocji. Nie o tym jednak chciałbym dzisiaj pisać, lecz o politycznych zdarzeniach i emocjach w Brazylii. Są one tak pouczające, że warto się z nimi zapoznać nad Wisłą. Brazylia, podobnie jak Argentyna, była przez dziesięciolecia nękana wybuchami hiperinflacji, przerywanymi nieudanymi próbami stabilizacji cen i pieniądza. Aż wreszcie w 1994 r. wprowadzenie twardego reala spowodowało, iż galopująca inflacja znikła. Główny autor tego sukcesu, ówczesny minister finansów Fernando Henrique Cordoso został wybrany przez wdzięczny naród na prezydenta. W kolejnych wyborach został wybrany ponownie. W październiku odbędą się wybory, w których Cordoso nie może już startować. I to właśnie oczekiwania zmiany politycznej doprowadziły do ogromnych komplikacji gospodarczych. O tym jednak za chwilę.

Sztywne fatum
Twardy real po kilku latach sukcesów brazylijskiej gospodarki zaczął tracić swoją pozycję z powodu braku dostatecznej dyscypliny budżetowej i niekorzystnych wyników w handlu zagranicznym. Mściły się długie lata protekcjonizmu, który oduczył przedsiębiorstwa zabiegania o rynki zagraniczne. Wątpliwości związane z możliwościami utrzymania sztywnego kursu brazylijskiego pieniądza zachęcały do jego wymiany na bardziej wiarygodne waluty. To z kolei uszczuplało rezerwy dewizowe Brazylii i potęgowało wątpliwości. I tak koło się zamykało. W 1998 r. kraj stanął przed dramatycznym wyborem: bronić dalej sztywnego kursu i narazić się na utratę rezerw dewizowych i późniejsze załamanie albo odejść od twardego reala i ryzykować, że wybuchnie inflacja.
Pamiętam spotkanie Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Banku Światowego jesienią 1998 r. Było zdominowane przez ten dramat największego kraju Ameryki Łacińskiej. W styczniu 1999 r. Brazylia zdecydowała się na upłynnienie kursu i - na szczęście - czarne scenariusze się nie sprawdziły. Wprawdzie kurs obniżył się z 1,2 reala za dolara do 2 reali, ale wzrost cen był niewielki. Słaby wzrost cen wynikał w dużej mierze z tego, iż w trakcie tej operacji brazylijska gospodarka znajdowała się w stanie recesji; mały popyt ograniczał więc inflację. Zasadnicze znaczenie miało jednak zdecydowane zaostrzenie polityki budżetowej, z czego uczyniono fundament polityki gospodarczej. Tzw. nadwyżka pierwotna budżetu (jego saldo obliczone z pominięciem sum, jakie trzeba wydać na odsetki od długu publicznego) wzrosła z poniżej zera do powyżej 3 proc. PKB. Osiągnięto to jednak głównie przez zwiększenie podatków, których łączny ciężar wzrósł z 26 proc. PKB w 1994 r. do 34 proc. PKB w 2001 r. (w Polsce ten wskaźnik wynosi około 40 proc.).

Kredyt populisty
Wzrost obciążeń podatkowych sprawił, że rozwój brazylijskiej gospodarki nie był imponujący; w omawianym okresie przekraczał zaledwie 2 proc. rocznie. W innych dziedzinach, na przykład związanych z systemem finansowym i telekomunikacją, Brazylia osiągnęła jednak wiele sukcesów, a poza tym rządząca dotychczas w państwie ekipa cieszyła się (i cieszy) zaufaniem inwestorów. W ostatnich tygodniach zaufanie związane z perspektywami brazylijskiej gospodarki zmniejszyło się jednak poważnie pod wpływem przewidywań wyniku październikowych wyborów. Przedwyborcze sondaże dają mianowicie wyraźną przewagę przywódcy lewicowej Partii Robotniczej o nazwisku Luiz Inacio Lula da Silva, nazywanemu popularnie Lulą.
Lula ma reputację populisty, a w jego partii działa wielu lewicowych aktywistów wrogo nastawionych do kapitalizmu, a zwłaszcza do prywatnych banków. Perspektywa zwycięstwa Luli wystarczyła, aby gospodarka największego kraju Ameryki Łacińskiej doznała gwałtownego wstrząsu ze strony rynków finansowych. Obawa, że dojście do władzy populisty spowoduje rozluźnienie budżetu i - w konsekwencji - zaprzestanie obsługi długu zagranicznego Brazylii, odcięła praktycznie ten kraj od międzynarodowych rynków finansowych. Wymagane oprocentowanie brazylijskich obligacji wzrosło gwałtownie z 7 punktów do 16-18 punktów procentowych ponad oprocentowanie analogicznych obligacji rządu Stanów Zjednoczonych! Tak międzynarodowi inwestorzy wyceniają ryzyko związane ze sferą polityki w Brazylii. Jednocześnie oprocentowanie kredytów - pod wpływem tego samego czynnika - powiększyło się w Brazylii w ciągu paru tygodni z 19 proc. do 29 proc. Jak widać, sama obawa przed zwycięstwem populizmu może prowadzić do drogiego kredytu.

Real jak złoty?
Przy prohibicyjnie wysokim wymaganym oprocentowaniu obligacji brazylijskich przedsiębiorstwa nie są w stanie zaciągać nowych długów dewizowych na rynkach międzynarodowych, aby spłacać poprzednie (czyli je "rolować"). A do końca 2002 r. prywatni brazylijscy dłużnicy muszą spłacić zagranicznym wierzycielom 11 mld dolarów. Odcięci od międzynarodowych rynków skupili się więc na krajowym rynku walutowym, (zwiększając gwałtownie popyt na dolary). To musiało doprowadzić do jego wzmocnienia, czyli osłabienia kursu reala w stosunku do dolara. I rzeczywiście, w porównaniu z kwietniem tego roku kurs ten spadł niemal o 20 proc. Osłabienie reala zwiększyło presję inflacyjną w gospodarce; paliwa podrożały prawie o 8 proc. Na dodatek 30 proc. wewnętrznego długu publicznego Brazylii jest indeksowane do dolara. Oznacza to, że obsługa tej części długu kosztuje tym więcej, im bardziej słabnie real. Oprocentowanie pozostałej części długu jest z kolei zależne od obecnych stóp procentowych. Ich wzrost - w miarę, jak rosną obawy o stabilność gospodarki - zwiększa ciężar i tego składnika obsługi długu publicznego. Władze brazylijskie musiały zaoferować takie rozwiązania, bo inaczej krajowi inwestorzy - mając w pamięci brak odpowiedzialności poprzednich rządów - nie kupiliby papierów skarbowych. Jak widać, nieostrożność rządzących pozostawia w pamięci zbiorowej długofalowe ślady i wymaga od następców szczególnej odpowiedzialności.
Dużymi właścicielami brazylijskich papierów skarbowych są brazylijskie banki. Obawy związane z wypłacalnością budżetu rodzą więc także zaniepokojenie ich przyszłością. Dla dopełnienia obrazu trzeba wspomnieć o tym, że najważniejsza agencja ratingowa Standard & Poors obniżyła ostatnio swoje oceny brazylijskiej gospodarki. Dostęp do zagranicznego kapitału będzie więc jeszcze droższy.
Brazylijskie społeczeństwo przed podjęciem wyborczych decyzji otrzymało potężne ostrzeżenie od rynków finansowych. Pod jego wpływem nawet Lula zaczął się zarzekać, że utrzyma dyscyplinę budżetową. Na razie rynki mu nie wierzą. Niełatwo pozbyć się gęby populisty, na którą długo się pracowało.
Więcej możesz przeczytać w 29/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.