Okna i drzwi

Dodano:   /  Zmieniono: 
Popularna w latach siedemdziesiątych formułka głosiła: "Realny socjalizm to zabite na głucho w sierpniu okno, którego nie sposób domknąć". W sierpniu 1980 r. okna gwałtownie otwarto, by zabić je na głucho w grudniu roku następnego. Kiedy w roku 1974 po raz pierwszy wyjechałem do Paryża, nie mogłem powstrzymać okrzyku zdumienia, gdy na skutek działania fotokomórki drzwi na lotnisku Orly otwarły się przede mną bezszelestnie. Dziś użytkownik Windows 2000, przebierając w internetowych ofertach okien Urzędowskiego i drzwi Gerdy, nie ma pojęcia o naszych problemach z otworami ściennymi sprzed dwudziestu lat. Chyba że odwiedzi warszawski Pałac Kultury, jak niedawno ja za sprawą koncertu znakomitego Joe Cockera. Sala Kongresowa ma cztery wejścia, a każde z nich dwie pary ciężkich, dwuskrzydłowych wrót. Niestety, publiczności udostępniono tylko jedno skrzydło w każdym wejściu i tłum z trudem przeciskał się przez cztery wąskie bramki, zamiast korzystać z szesnastu. Dotarcie na salę zajęło mi pół godziny i w rezultacie spóźniłem się na występ sympatycznego Artura Gadowskiego, który śpiewał w pierwszej części. Mam sentyment do pałacu. Tu w latach 50. uczęszczałem do kółka dramatycznego, tu, w kinach "Wiedza", "Przyjaźń" i "Młoda Gwardia", spędziłem niejedne wagary. Szczególnie wrył mi się w pamięć pierwszy pobyt w Pałacu Młodzieży na zabawie noworocznej w 1956 r. Ale nie Sala Kongresowa, nie Ogród Zimowy czy Dziadek Mróz zrobiły na mnie największe wrażenie. Moją wyobraźnię poruszył guzik w ścianie ubikacji. Nie prozaiczna rączka na łańcuszku, zwisająca z żeliwnego rezerwuaru, ale szczyt radzieckiej techniki i automatyzacji - srebrzysty guzik, po którego naciśnięciu uruchamiała się spłuczka.
Ciekawskiego i wszędobylskiego chłopca zainteresowały jednak drzwiczki w ścianie toalety. Po ich sforsowaniu znalazłem się na zapleczu kabin i tam wyjaśniła się tajemnica bajkowych guzików. Otóż do każdego z nich przyczepiony był z tyłu, za ścianą, kawał chamskiego drutu, zwisający z prozaicznego żeliwnego rezerwuaru. W ten sposób pierwszy raz zetknąłem się z efektem fasadowości, tak charakterystycznym dla realnego socjalizmu. Ale czy tylko dla niego? O tym właśnie myślałem, gdy przecisnąwszy się z trudem przez drzwi Sali Kongresowej, opuszczałem warszawski Pałac Kultury im. Józefa Stalina.

Więcej możesz przeczytać w 17/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.