Test na politykę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Pod osłoną antykonkurencyjnych struktur i subsydiów trudno wyhodować championów biznesu
Tylko wielcy kaznodzieje mają prawo sądzić, że ich słowa mogą zmienić ludzkie zachowania. Od zwykłych śmiertelników należy wymagać, aby nie ograniczali się do prezentowania celów, jakie zamierzają osiągnąć, lecz wyjaśniali, w jaki sposób chcą je zrealizować. Ten wymóg powinien dotyczyć zwłaszcza osób działających w sferze publicznej, czyli na ryzyko i rachunek innych ludzi. Z praktyki wiemy, że wśród tych pierwszych nazbyt wielu usiłuje się wykpić ogólnymi deklaracjami lub propozycjami wziętymi "z księżyca", a wśród drugich niewielu mówi: "sprawdzam". Tymczasem jest kilka prostych pytań, które warto zadawać pod adresem proponowanej czy realizowanej polityki państwa.

Zapytaj o długi
Czy dana polityka prowadzi do wzrostu obciążenia PKB długiem publicznym? Narastanie długu publicznego w stosunku do PKB jest sygnałem ostrzegawczym, a w skrajnym wypadku - zwiastunem gospodarczej katastrofy. Z tego powodu agencje ratingowe często obniżają oceny krajów, co z kolei podwyższa zwykle koszty dalszego zaciągania długów przez państwo. Wzrost długu publicznego oznacza narastający ciężar odsetek (czyli jego obsługi) w budżecie. Wypiera on inne wydatki, zwłaszcza nakłady związane z rozwojem, które mają powszechne werbalne poparcie, ale mało konkretnych obrońców w trudniejszych czasach. W konflikcie: wydatki na drogi czy na konsumpcję, ofiarą padają często te pierwsze. Nie jest też dobrze, gdy odsetki od rosnącego długu publicznego spłaca się poprzez wzrost podatków, bo i to hamuje rozwój. Najgorzej jest wtedy, gdy gospodarka staje lub wpada w recesję, a odsetki od rządowych papierów skarbowych gwałtownie rosną, bo pojawia się obawa, że państwo przestanie się wywiązywać ze swych zobowiązań. Tak stało się w 2001 r. w Argentynie, a teraz obserwujemy podobne problemy Brazylii.
Dług publiczny rośnie, gdy państwo ma nadmierne wydatki w stosunku do swoich normalnych dochodów z podatków. W Polsce socjalizm zostawił po sobie dług przekraczający 95 proc. PKB. W ciągu dziesięciu lat - dzięki redukcji zadłużenia zagranicznego i rozwojowi gospodarki - udało się go ograniczyć do 40 proc. PKB. Gwałtowny wzrost deficytu finansów publicznych (z 2 proc. PKB w 2000 r. do 5 proc. w latach 2001-2002) oraz zahamowanie prywatyzacji odwróciły tę dobrą tendencję. W 2002 r. obciążenie PKB długiem publicznym może sięgać nawet 50 proc. (wliczając w to między innymi długi służby zdrowia). W tej sytuacji brak reform wydatków publicznych miałby ogromną społeczną cenę.

Prawo wierzyciela
Czy państwo chroni wierzycieli, czy dłużników? W ostatnich kilku latach przeprowadzono międzynarodowe badania, które wykazały, że im większa jest prawna ochrona uprawnień wierzycieli, tym - średnio - lepiej dla długofalowego rozwoju gospodarki. Generalnie, dobra prawna ochrona praw własności oraz wykonywania umów - co jest podstawowym obowiązkiem państwa - jest jednym z ważnych warunków gospodarczego wzrostu. I odwrotnie: tam, gdzie państwo zawodzi, bo wymiar sprawiedliwości źle działa, cierpi między innymi gospodarka.
Od tego, jak są chronione uprawnienia wierzycieli, zależy ich skłonność do udzielania kredytu, co z kolei ma wpływ na rozwój gospodarki. Chodzi tu zwłaszcza o kredyt udzielany przez banki przedsiębiorstwom. Z badań wynika bowiem, że ponad 80 proc. zewnętrznego finansowania firm - zarówno w krajach mniej, jak i bardziej rozwiniętych - przypada na kredyty bankowe, a reszta to emisje obligacji i akcji firm. Kredyty te nie biorą się z powietrza, lecz ze składanych w bankach depozytów, których większość to oszczędności gospodarstw domowych. Prawna ochrona uprawnień banków jako wierzycieli jest więc - pośrednio - ochroną złożonych w nich depozytów.

Konsument kontra monopolista
Czy państwo chroni (wybranych) producentów, czy konsumentów? Najważniejszą siłą, która chroni interesy konsumentów, jest konkurencja wśród dostawców. Państwo dbające o konsumentów skutecznie przeciwstawia się zatem zagrożeniom dla konkurencji, a państwo, które szkodzi konsumentom, samo tworzy takie zagrożenia. Konkurencja istnieje, gdy odbiorcy mają możliwość wyboru między różnymi ofertami, a decyzje nabywców o wyborze takich czy innych ofert rozstrzygają (poprzez przekazywane pieniądze), jacy dostawcy mogą się rozwijać, a jacy nie dostają szans na rozwój. Państwo chroniące konkurencję przeciwstawia się nadmiernej koncentracji wśród dostawców, która zmniejsza różnorodność ofert i ułatwia zmowy monopolistyczne. Państwo osłabiające konkurencję samo zaś tworzy struktury ograniczające zakres wyboru ofert przez nabywców. A jeśli łączy ono państwowe firmy przynoszące straty, to przy okazji tworzy lobbystyczny układ wysysający z budżetu pieniądze i przeciwstawiający się prywatyzacji, co z kolei sprawia, że nadal przynosi straty. Państwo, które dba o konkurencję, jednakowo i rygorystycznie traktuje wszystkie przedsiębiorstwa, to znaczy nie subsydiuje - poprzez budżetowe podatki lub umarzanie podatków - firm ponoszących straty na rynku. Państwo osłabiające konkurencję podważa werdykt rynku, wstrzykując pieniądze podatników do deficytowych firm.
Państwowe wspieranie producentów poprzez osłabianie rynkowej konkurencji szkodzi nie tylko konsumentom, ale i - na dłuższą metę - samym producentom. Pod osłoną antykonkurencyjnych struktur i subsydiów trudno bowiem wyhodować championów; w cieplarni trudno się zahartować. Gdy zatem przychodzi godzina próby, osłaniani dostawcy są zwykle słabo przygotowani.
Powyższe trzy kryteria nie wyczerpują listy przesłanek ocen polityki państwa. Ale chyba wystarczają, by wyrobić sobie jasny pogląd o sprawach bieżących.
Więcej możesz przeczytać w 33/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.