Gnom

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rządy Gomułki kojarzą się z bezmięsnymi poniedziałkami i ślepymi kuchniami w M-2
Gnom liczący wytrwale komy i procenty/ Gnom swą misją dziejową ogromnie przejęty/ Gnom - gospodarz wspaniały, Gnom - narodu ociec/ Ogromu jego zasług trudno zresztą dociec" - szydził przed laty z Władysława Gomułki satyryk Janusz Szpotański. Gomułka na swój sposób docenił talent Szpotańskiego i w jednym ze swych przemówień, komentując wyrok trzech lat więzienia dla autora "reakcyjnego paszkwilu", nazwał go "człowiekiem tkwiącym w zgniliźnie rynsztoka, człowiekiem o moralności alfonsa". Na co dzień I sekretarz KC PZPR był mniej poetycki, racząc obywateli wielogodzinnymi przemówieniami na temat "możliwości zbioru trzeciego pokosu traw oraz roślin poplonowych na kiszonki". Jego rządy, nazwane epoką siermiężnego socjalizmu, do dziś kojarzą się wielu Polakom ze swoistą autarkią, bezmięsnymi poniedziałkami czy ślepymi kuchniami w trzydziestometrowych M-2, które najczęściej wówczas budowano.

Sekciarz i oportunista
Kiedy w listopadzie 1943 r. gestapo aresztowało sekretarza Polskiej Partii Robotniczej Pawła Findera i Małgorzatę Fornalską, dysponującą kodami szyfrowymi do kontaktowania się z Moskwą, polscy komuniści mogli po raz pierwszy od lat samodzielnie wybrać sobie przywódcę. Został nim 38-letni ślusarz z Krosna, który przed wojną był drugorzędnym funkcjonariuszem KPP. Swój awans Gomułka zawdzięczał zarówno talentom przywódczym, jak i szczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Na Kremlu nie wierzono jednak zanadto w przypadki, więc osoba Wiesława (tak brzmiał jego partyjny pseudonim) nie wzbudziła tam zachwytu. Tym bardziej że Gomułka zignorował płynące wcześniej z Moskwy instrukcje, zalecające maskowanie rzeczywistych celów PPR, i zabrał się do tworzenia konkurencyjnego wobec rządu londyńskiego ośrodka władzy.
"Sekretarz nie stoi na wysokości zadań (...), cechują go dyktatorskie dążenia (...), czyni bez przerwy zygzaki od sekciarstwa do skrajnego oportunizmu i odwrotnie" - informował w czerwcu 1944 r. Moskwę Bolesław Bierut, główny konkurent Gomułki w walce o władzę. Donosy Bieruta odniosły skutek dopiero po czterech latach, kiedy Stalin uznał, że Gomułka może próbować pójść w ślady zbuntowanego przywódcy Jugosławii, Josipa Broza-Tity. W tym czasie kierowana przez Gomułkę PPR przeobraziła się z konspiracyjnej grupy - pracującej głównie na potrzeby radzieckiego wywiadu - w milionową partię zaprowadzającą nad Wisłą totalitarne porządki. Wiesław łudził się jednak, że polska wersja realnego socjalizmu może się różnić od tej ze Wschodu. Towarzysze Gomułki z PPR nazwali to złudzenie "odchyleniem prawicowo-nacjonalistycznym", a jego twórcę usunęli z kierownictwa partii.
W 1951 r. Gomułka został aresztowany, ale w przeciwieństwie do tysięcy Polaków, których spotkał podobny los, nie był torturowany, nie trafił też do więzienia, lecz do zamienionej w areszt willi w podwarszawskim Miedzeszynie. Spędził tam ponad trzy lata, sporadycznie tylko przesłuchiwany, a przygotowania do procesu nigdy nie wyszły poza wstępną fazę.
W pierwszej połowie lat 50. rosła stopniowo legenda Gomułki. Paradoksalnie było to wspólne dzieło ekipy Bieruta (potępiającej "gomułkowszczyznę" za rzekomą niechęć do ZSRR) oraz Radia Wolna Europa, którego amerykańscy szefowie widzieli w Gomułce kandydata na "polskiego Titę".

Pogromca rewizjonistów
"Jedziesz w futerku, wrócisz w kuferku" - ostrzegano w październiku 1956 r. Gomułkę, który jako nowy I sekretarz KC PZPR jechał do ZSRR, gdzie siedem miesięcy wcześniej ducha wyzionął jego adwersarz Bolesław Bierut. Na Kremlu patrzono na Gomułkę z nieufnością. Nie zdecydowano się jednak na interwencję zbrojną, jakiej wkrótce potem doświadczyły Węgry. Gomułka obiecał Chruszczowowi, że utrzyma monopol władzy PZPR, i słowa dotrzymał. Pozbył się kilkudziesięciu radzieckich generałów dowodzących Wojskiem Polskim i pozwolił na likwidację kołchozów zwanych spółdzielniami, ale równocześnie szybko zaczął "przykręcać śrubę" zwolennikom socjalizmu z ludzką twarzą.
"Postawa władz bezpieczeństwa - komentował pacyfikację strajku łódzkich tramwajarzy w 1957 r. - była tak tolerancyjna wobec jawnego bezprawia, że aż przekraczała normalne przy wszelkiej demokracji granice". Granice gomułkowskiej demokracji poznawali kolejno dziennikarze tygodnika "Po prostu", prymas Stefan Wyszyński i inni biskupi, zbuntowani studenci, Polacy pochodzenia żydowskiego i robotnicy wybrzeża. Przeciw każdej z tych grup Gomułka prowadził krucjatę, w której ataki propagandowe mieszały się z sankcjami karnymi i fizyczną agresją. Tej ostatniej doświadczył między innymi Stefan Kisielewski, pobity w marcu 1968 r. przez "nieznanych sprawców" za nazwanie ekipy Gomułki "dyktaturą ciemniaków".

(Wy)bitny ekonom(ista)
"Nie uratujecie naszej gospodarki w ten sposób, nawet jeśli wywieziecie za granicę swoje jaja" - krzyczał swego czasu Gomułka na jednego z urzędników. Wierzył, że sam ma wystarczające kompetencje do kierowania gospodarką PRL. Dlatego studiował rozmaite dane statystyczne i zadręczał nimi członków Biura Politycznego oraz rządu. "Czytał dokładnie cały przedstawiony materiał - wspominał pracujący w jego najbliższym otoczeniu Stanisław Trepczyński - włącznie z komentowaniem poszczególnych pozycji (...). To było nieprawdopodobne, bo przecież na tym szczeblu nie można kierować państwem, wtrącając się we wszystkie szczegółowe sprawy". Konsekwencja Gomułki w dążeniu do oszczędzania byłaby godna podziwu, gdyby nie fakt, że działo się to w systemie gospodarczym, którego istotą było marnotrawstwo, a sam przywódca PZPR - pod hasłem walki z rewizjonizmem - gorliwie zwalczał próby zmiany tego stanu rzeczy.
"Przeciętny Polak posiada 1/125 samochodu osobowego i tyleż ciężarowego oraz 1/50 motocykla" - w ten sposób żartowano w Studenckim Teatrze Satyryków z ekonomiczno-statystycznych pasji I sekretarza. W kolejnych przemówieniach Gomułka niestrudzenie przytaczał dziesiątki liczb świadczących o tym, że pod jego przywództwem Polakom żyje się lepiej niż przed wojną. Wychowany w warunkach trudnej dziś do wyobrażenia nędzy nie zauważał, że świat bardzo szybko się zmienia. W ciągu czternastu lat jego rządów dorosło kolejne pokolenie Polaków zainteresowanych wyższym poziomem życia, a nie opowieściami o "ograniczonym i wyzbytym narodowego poczucia państwowości umyśle przewodniczącego episkopatu polskiego", jak Gomułka z właściwą sobie kulturą charakteryzował kardynała Wyszyńskiego.

Lepper - następca Gomułki
Pierwsze ostrzeżenie nadeszło w marcu 1968 r. Gomułka nie potrafił jednak przyjąć do wiadomości, że bunt "elementów syjonistycznych" jest zwiastunem zmian społecznych, a nie efektem intryg partyjnych koterii. Drugi alarm, rewolta grudniowa 1970 r., okazał się dla niego politycznym wyrokiem śmierci. Gdańscy robotnicy wyszli na ulicę tydzień po zawarciu w Warszawie traktatu granicznego z RFN, przedstawianego później jako życiowe osiągnięcie Gomułki. W rzeczywistości traktat warszawski poprzedziło porozumienie Bonn i Moskwy, w którym oba państwa łaskawie zagwarantowały nienaruszalność polskiej granicy zachodniej. Wbrew złudzeniom Gomułki PRL pozostawała marionetką w rękach Kremla, gdzie nazajutrz po wybuchu rozruchów na wybrzeżu namaszczono Edwarda Gierka na nowego przywódcę.
Dwadzieścia lat po śmierci Gomułki, inaczej niż w wypadku Gierka, nie słychać propozycji nadania jego imienia szkołom, ulicom czy stawiania mu pomników. Ale to się może zmienić, gdyby rządy przejął Andrzej Lepper, równie jak Gomułka przywiązany do autarkii i żonglujący statystykami.


Szkoła demokracji
Władysław Gomułka: Kościół ma wolność w nauczaniu w punktach katechetycznych, a państwo ma obowiązek wiedzieć, co się [tam] dzieje.
Stefan Wyszyński: Państwo totalne, ale nie państwo demokratyczne. Państwo demokratyczne nie musi wszystkiego wiedzieć i wszędzie być.
W.G.: To jest właśnie państwo demokratyczne, nasze pojęcia o demokracji są różne.
S.W.: Są różne demokracje, ale nie ma takiej demokracji, która by przy każdym akcie i czynie człowieka chciała go po prostu kontrolować. (...) Jest, proszę pana, na katechizmie dziecko milicjanta, któremu nie wolno posyłać dziecka na katechizm.
W.G.: Chce posyłać milicjant swoje dziecko, to niech posyła. (...) Księże kardynale, może ksiądz kardynał zna lepiej swoich księży, ale ja znam lepiej swoich oficerów i swoich milicjantów (...). Ksiądz kardynał z pojedynczych wypadków próbuje uogólniać jakoś sprawę.
S.W.: O nie, mój bracie, za dużo tych wypadków jest, za wiele w całej Polsce. To się nie dzieje jako lokalne przekroczenie, ale to masowe i na tym polega cała udręka (...). Panie drogi, żeby pan miał jakąś czapkę niewidkę, jakąś koszulę, która by pana schroniła przed oczyma ludzkimi, i żeby pan się tak trochę przeszedł między ludźmi.
W.G.: Ale ja dobrze znam ludzi.
S.W.: Pan widzi ludzi tylko w reprezentacyjnej postaci.
W.G.: Nieprawda. (...) Księdzu się nie podoba nasz ustrój.

Fragment rozmowy z 26 IV 1963 r., nagranej przez Służbę Bezpieczeństwa

Dżem, kapusta, syrenka
PRL za rządów Gomułki była jednym z najbardziej zacofanych krajów Europy. Polska Gomułki wyglądała tak jak I sekretarz - była odbiciem jego charakteru i filozofii życiowej.
Gomułka jak ognia bał się długów, dlatego strzegł, by dewiz nie wydawać na zbytki. Takim luksusem wydawały mu się cytryny, których zakazał sprowadzać, tłumacząc, że kapusta kiszona ma tyle samo witamin.
Nie chciał słyszeć o rozbudowie bazy turystycznej nad Bałtykiem. "Naród ma pracować, a nie leżeć na piasku" - powiedział kiedyś Józefowi Cyrankiewiczowi.
Był przeciwny budowie dużych mieszkań. Uważał, że skoro jemu wiele do życia nie potrzeba (zajmował kilka pokoi w willi na Frascati), to zwykli ludzie też się jakoś przyzwyczają. Kiedy zaczęto budować bloki z jedną toaletą i łazienką na piętrze, kilku towarzyszy z KC zasugerowało mu, że już nie wypada przyjmować takich rozwiązań. Gomułka był jednak nieugięty. "Ja miałem w rodzinnym domu 500 metrów do wychodka i jestem zdrowy" - usłyszeli.
W kurortach dla członków KC przed przyjazdem Gomułki znikały wykwintne dania i trunki, zamiast tego stawiano herbatę, chleb i dżem.
Jeśli członkowie politbiura jeździli lepszymi samochodami niż syrenka, stawiali je parę ulic dalej, by nie rzucały się w oczy I sekretarzowi. Aleksander Zawadzki, broniąc swojego prawa do posiadania dwóch samochodów, wspomniał o prezydencie Mościckim, który miał przed wojną kilkanaście automobili. Gomułka odpowiedział: "Ale Mościcki był wybitnym chemikiem. To on przecież odkrył azot!".
Kiedy w 1960 r. Gomułka przebywał na sesji ONZ w Nowym Jorku, zobaczył w amerykańskiej telewizji parę przytulonych do siebie gejów. "Co to?!" - warknął do współpracownika. Tamten odpowiedział: "Dwaj mężczyźni, którzy się kochają". "To fizycznie niemożliwe" - stwierdził Gomułka i wyłączył telewizor.
Więcej możesz przeczytać w 34/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.