Eurosławia

Dodano:   /  Zmieniono: 
The Times i wprost wzdłuż żelaznej kurtyny

To populiści, a nie demokraci najszybciej zawiązali sojusz ponad dawnymi podziałami

Samochody opancerzone, żołnierze uzbrojeni po zęby, zapory na ulicy. Taki widok Czesi pamiętają z 1968 r., gdy zdławiono "praską wiosnę". Niespełna sto metrów od miejsca, gdzie student Jan Palach dokonał samospalenia w proteście przeciw interwencji Układu Warszawskiego, znów stoi wojsko. Tym razem zbrojny kordon otacza budynek dawnego parlamentu czechosłowackiej federacji, dziś siedziby Radia Wolna Europa. To najbardziej sugestywny fragment nowej żelaznej kurtyny na Starym Kontynencie.

Przed wejściem do rozgłośni wywracamy wszystkie kieszenie. Jesteśmy kontrolowani bardziej drobiazgowo niż na lotniskach. Po zamachu na nowojorskie World Trade Center także tu podjęto nadzwyczajne środki ostrożności. Dr Donald N. Jensen, szef programowy Radia Free Europe, nie kryje, że wydarzenie z 11 września ubiegłego roku odcisnęło się również na ramówce rozgłośni. - Nasze zadania nie wynikają jednak tylko z sytuacji politycznej - podkreśla. - Kto dziś słucha audycji na falach krótkich? Rozgłośnia dostosowuje się do nowych wymogów technicznych, w tym przekazu Internetem. Nadaje tygodniowo około tysiąca godzin programów w 32 językach. Adresuje je do odbiorców w państwach, gdzie brak wolności słowa. - Polska i Węgry do nich już nie należą - uważa Jensen.
Radio Wolna Europa nadaje jeszcze programy informacyjne dla słuchaczy w krajach nadbałtyckich, Bułgarii, Rumunii i Mołdawii, lecz systematycznie zmniejsza swe zaangażowanie na tym terenie. Do Albanii i państw byłej Jugosławii emituje przez czternaście godzin, a całodobowe programy opracowuje się tylko dla Rosji. Coraz więcej czasu antenowego zajmują audycje emitowane na obszar Bliskiego Wschodu oraz centralnej i wschodniej Azji przez Persian Service, Iraq Service i Radio Free Afghanistan. Radio Wolna Europa, które kiedyś pokazywało drogę przemian w regionie, wycofuje się z Europy.

Myślowa pustka
- Europa zawisła w intelektualnej próżni - mówi dr Michael Shafir, renomowany analityk polityki europejskiej. Shafir jest rumuńskim Żydem (z pokolenia Vaclava Havla), który w wieku siedemnastu lat znalazł się jednak po drugiej, zachodniej stronie żelaznej kurtyny. Obecnie mieszka w Pradze i kieruje internetową gazetą East European Perspectives. Martwi się, że wraz ze spadkiem roli RWE zmniejszyło się też znaczenie intelektualistów skupiających się niegdyś wokół rozgłośni. - Dawniej hasło "Europa" było dla intelektualistów z Europy Środkowej i Wschodniej antidotum na komunizm. Gdzie są dziś ci ludzie, którzy niedawno nadawali ton zachodzącym przemianom? - pyta sam siebie i odpowiada: - Ich godzina w tym regionie minęła...
Shafir, tak jak niegdyś Vaclav Havel palący papierosa za papierosem, nie twierdzi, że intelektualiści nie mają nic do powiedzenia, po prostu niewielu chce ich słuchać. Tak musiało być. W demokratycznych krajach intelektua-liści rzadko nadają ton. Tu jednak, gdzie demokracja nie zakorzeniła się jeszcze zbyt mocno, pustka po intelektualistach wydaje się szczególnie dotkliwa. Działaniom polityków wyraźnie brak "wartości dodanej". Polityka zbyt często staje się domeną cwaniaków i demagogów, co sprawia, że wielu wyborców przestaje wierzyć w sens przemian. - Wybiła godzina narodowych demagogów, grających na emocjach małorolnych chłopów i robotników z przestarzałych, plajtujących zakładów państwowych, bojących się o utratę względnej stabilizacji - ubolewa Shafir.
Na Vaclavskim Namesti, gdzie rozegrała się czeska "aksamitna rewolucja", sfrustrowanych chłopów i robotników nie widać. Przechodzi tędy tłum barwnej młodzieży. Dwudziestodwuletni Paul Poborsky jest studentem socjologii. - W Pradze tego się nie czuje, ale na prowincji strach przed "wyprzedażą" kraju, a zwłaszcza niemieckim żywiołem, jest duży - mówi. - Ludzie, którym nie wyszło, twierdzą, że zamieniliśmy Moskwę na Brukselę. Gdy odczują, że wiedzie im się lepiej, wtedy żadni ultranacjonaliści nikogo nie przyciągną - tłumaczy.

Zatruty gulasz
Gdy wychodzimy z praskiej kawiarni, Boyes pyta mnie, czy w Polsce odczuwam nasilenie się tendencji narodowych. - A co na przykład z kampanią Brytyjczyków w obronie funta przed euro? - odpowiadam pytaniem. Jiri Lobkowicz, współzałożyciel nowej czeskiej partii Cesta Zmeny (droga zmiany), twierdzi, iż nurty narodowe w krajach kandydackich nie są silniejsze niż na Zachodzie, a różnica polega tylko na tym, że w czasie trudnych przemian politycznych demagodzy trafiają na bardziej podatny grunt. Lobkowicz uznaje Havla za największego prezydenta w historii Czech, lecz "on wkrótce odejdzie i nie zostawi po sobie politycznego spadku". Tymczasem na szczeblach władzy powstał zatruty "gulasz" - mieszanina starej nomenklatury, powiązań polityki, gospodarki i przestępczości, prawicowych haseł głoszonych przez lewicę i odwrotnie, co na odległość pachnie kryzysem społecznym.
Lobkowicz uważa, że technokratyczni politycy w typie Vaclava Klausa i Milosa Zemana chcą nie społeczeństwa obywatelskiego, o jakie walczyli dysydenci z intelektualnymi ambicjami, lecz pasywnie akceptującego wolę rządzących. W tej sytuacji odtrutką na czeski "gulasz" ma być "partia wszystkich Czechów". "Według Havla, nie ma demokracji bez demokracji obywatelskiej i na takim podłożu musi wyrosnąć nowa elita: bez biurokracji, partyjnego kumoterstwa, machlojek, korupcji, złodziejstwa itp. Dziś intelektualistą jest każdy przeciętny Czech, który zastanawia się nad polityką i sytuacją w kraju" - dowiadujemy się z wywiadu Lobkowicza dla praskich mediów. Poczucie narodowej wspólnoty chce on przeciwstawić populizmowi w stylu polskiego Andrzeja Leppera, czeskiego Milosa Zemana czy słowackiego Vladimira Meciara. Co znamienne, to właśnie populiści, a nie demokraci najszybciej zawiązali sojusz ponad dawnymi podziałami, na gruzach żelaznej kurtyny.

Przymierze faryzeuszy
- Niestety, "obrońcy narodu przed zachodnią pacyfikacją" znajdują wsparcie akurat... na Zachodzie - konstatuje Michael Shafir. Szef East European Perspectives wskazuje na "nieodpowiedzialne, polityczne bicie piany" przez kandydata na kanclerza Niemiec Edmunda Stoibera, który chce uzależnić przyjęcie Czech do Unii Europejskiej od unieważnienia dekretów o wywłaszczeniach i przyznania odszkodowań dla wysiedleńców. Shafir podkreśla "szczególną podatność Europy na faryzeuszy": - Przed upadkiem żelaznej kurtyny wpływ Zachodu na wydarzenia w krajach środkowowschodniej Europy był znikomy, dziś może być wielki, lecz Zachód nie korzysta z tej szansy, koncentrując się tylko na spełnianiu przez kraje aspirujące do integracji kryteriów dostosowawczych.
Patrick G. Moor, analizujący sytuację na Bałkanach dla Radia Wolna Europa, również dostrzega grzech zaniechania unijnej piętnastki. Cytuje on słowa doradcy jugosłowiańskiego prezydenta Vojislava Kostunicy: "Jugosławia bez Słowenii, lecz z Albanią jest przeklęta, jest czymś w rodzaju Eurosławii skazanej na wieczny pobyt w przedsionku Europy". - Społeczeństwa "w drodze" muszą wiedzieć, kiedy i gdzie skończy się ich uciążliwa podróż - przekonuje Moor. Dziś przepaść między elitą, aspirantami do euroklubu, a "Eurosławią" zamiast maleć, rośnie.
"Czym jest Europa? Kupą gruzu? Rzeźnią? Wylęgarnią zarazy nienawiści?" - pytał brytyjski premier Winston Churchill w pamiętnikach "Druga wojna światowa". Ich autor zabiegał o jedność Zachodu w walce z komunizmem. Jeśli odrzucić towarzyszące mu wówczas emocje, pytanie to niewiele straciło na aktualności.

Brukselski smok
Roger Boyes zauważa, że wszyscy nasi rozmówcy oczekują od Zachodu czegoś więcej niż tylko presji Brukseli, by przyszli członkowie UE lepiej zabezpieczyli swe wschodnie granice. - Zjednoczona Europa to kosztowna, ale opłacalna inwestycja - podsumowuje Shafir. Problem polega na tym, że w Europie Środkowej mechanizmy demokracji są nadal słabe i mocno zagrożone, gdyż to akurat na jej konto zapisuje się różne patologie. Przekupstwo polityków, urzędników, policji czy plajty prywatnych przedsiębiorców przedstawiane są przez populistów jako zło z importu. - Bruksela wygląda jak smok pożerający ofiary z dzieci, a demagodzy wszelkiej maści jak rycerze wyzwoliciele - pokpiwa Shafir.
Upadek żelaznej kurtyny odsłonił bezradność: Europa nie ma pomysłów na dokończenie dzieła integracji, na zabliźnienie otwartej rany na Bałkanach, na perspektywiczną politykę wobec Białorusi i Ukrainy, które wkrótce oddzieli nowa, obwarowana granica demokracji i dostatku oraz politycznej dyktatury i biedy, nie ma nawet pomysłu na wspólną politykę wobec Rosji i USA. Są tylko spekulacje. Patrick G. Moor przewiduje, że proces zrastania się Starego Kontynentu zakończy się podziałem na kilka grup: największych państw unii i satelitów wzmacniających ich wpływy, na sojusz mniejszych, na odszczepieńców skłaniających się w kierunku USA i na "Eurosławię".
Więcej możesz przeczytać w 35/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.