Uczta bogów

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdyby festiwal w Salzburgu organizowano w sezonie, największe teatry muzyczne świata musiałyby zostać zamknięte, bo w Salzburgu są prawie wszystkie primadonny i mistrzowie najlepszych scen
Bilety na następny festiwal w Salzburgu trzeba rezerwować tuż po zakończeniu poprzedniego

Występująca w tym roku Angela Gheorghiu, solistka londyńskiej Covent Garden, a wcześniej Metropolitan Opera w Nowym Jorku, została niedawno okrzyknięta - przez przedstawicieli środowiska i dziennikarzy muzycznych - numerem jeden żeńskiej wokalistyki na świecie. Jej mąż Roberto Alagna był w ubiegłym roku najlepszy wśród męskich głosów. Renée Fleming, zaliczana do pierwszej trójki w żeńskiej wokalistyce, to najelegantsza i najwyżej opłacana dama współczesnej opery. W tym sezonie wystąpi w "Piracie" Belliniego w Metropolitan Opera. Specjalnie dla niej André Previn napisał operę "Tramwaj zwany pożądaniem" według Tennessee Williamsa. Gwiazdy mieszkają poza Salzburgiem, w specjalnie wynajętych przez organizatorów apartamentach i willach. Bilety na następny festiwal w Salzburgu trzeba rezerwować tuż po zakończeniu poprzedniego. Na pół roku przed imprezą nie ma ani jednej karty wstępu.

Córka kolejarza i chłopak z pizzerii
Sopranistka Angela Gheorghiu oraz tenor Roberto Alagna to operowe supermałżeństwo, zapełniające obecnie każdą, nawet największą widownię. Córka rumuńskiego kolejarza i chłopak z włoskiej pizzerii swą drogę ku sławie rozpoczęli osobno, ale dopiero ich małżeństwo i towarzyski rozgłos, jaki mu nadano, uczyniło z nich gwiazdy. Angela (w typie Julii Roberts) i jasnowłosy Roberto wyglądają jak hollywoodzcy kochankowie, a ich głosy są zaliczane do najpiękniejszych na świecie. W Salzburgu pokazali się jako Romeo i Julia (w koncertowej wersji opery Gounoda), a podczas specjalnej konferencji przyznali, że wspaniale jest mieć partnera ze sceny także w sypialni.
Najnowszy album z udziałem Gheorghiu i Alagni - "Trubadura" Verdiego nagranego dla EMI - promowano w luksusowym hotelu Sacher przy łososiu i szampanie (najpopularniejszym trunku podczas rewii mody, czyli przerw w przedstawieniach). Elementem kampanii reklamowej nie było tylko wystąpienie Thomasa Hampsona, także śpiewającego na płycie. W Gali Wagnerowskiej pojawił się Placido Domingo, jedyny liczący się jeszcze śpiewak z trójki tenorów (obok Pavarottiego i Carrerasa), dyrektor opery waszyngtońskiej. Entuzjastycznie przyjęto młodą Czeszkę Magdalenę Kozenę, najlepszą mezzosopranistkę swojej generacji, zaliczaną do dziesiątki najwybitniejszych współczesnych śpiewaczek, podobnie jak Niemkę Melanie Diener czy Rosjankę Annę Nietriebko. Nowe pokolenie primadonn, śpiewających na zmianę w Metropolitan, Waszyngtonie, La Scali czy Covent Garden, to piękne, szczupłe kobiety, nie mające nic wspólnego z dawnymi "słonicami o słowiczych głosach".
Honoru Polaków, bardzo rzadko zapraszanych do Salzburga, bronił w tym roku Krystian Zimerman. Kilka lat temu odbyła się tu prapremiera opery Krzysztofa Pendereckiego "Czarna maska", napisanej specjalnie na zamówienie dyrektora festiwalu.

Bezkonkurencyjny Salzburg
Z Salzburgiem, dysponującym w tym roku budżetem w wysokości 43 mln euro i sponsorowanym przez takie giganty jak Volkswagen, Siemens czy Nestlé, nie może się równać ani festiwal w Bregencji (scena znajduje się na wyspie oddzielonej wodą od publiczności), ani Arena di Verona w Weronie (śpiewacy występują w starorzymskim teatrze, na wolnym powietrzu), ani Festiwal Rossiniego w Pesaro, ani też festiwale we francuskim Orange czy fińskim zamku w Savonnlinna. Żeby zobaczyć wszystkie gwiazdy Salzburga, melomani musieliby przez trzy, cztery lata rezerwować bilety do teatrów operowych, w których te gwiazdy występują.
Festiwal w Salzburgu organizowany jest co roku od ostatniego tygodnia lipca do końca sierpnia. W tym czasie odbywa się około 170 przedstawień, które ogląda 220 tys. widzów (47 proc. budżetu festiwalu pochodzi ze sprzedaży biletów). Dla młodzieży i uboższych turystów są przedstawienia na placu przed ratuszem - za symboliczną opłatę. Najdroższe są przedstawienia operowe - za bilet trzeba zapłacić 150-300 euro. Choć dopiero w grudniu podawane są nazwiska gwiazd, bilety na najlepsze miejsca są już wtedy dawno wyprzedane. Właściciele hoteli apelują o rezerwację pokojów najpóźniej wczesną wiosną.
Wśród publiczności przeważają austriaccy i niemieccy przedsiębiorcy, z rodzinami Kruppów, Thyssenów, Albrechtów, Quandtów, Ottonów, Engelhornów, Flicków, von Fincków, Schickedanzów, Plattnerów, Gerlingów, von Holtzbrincków na czele. Są też przedstawiciele najznamienitszych rodów arystokratycznych w Europie, w tym potomkowie cesarza Franciszka Józefa Habsburga, Burbonów, Hohenzollernów, de Beaumontów. W Salzburgu są głównie osoby po pięćdziesiątce, prawie nie ma młodzieży. Niektórzy przyjeżdżają tu od kilku pokoleń.
Tegoroczny festiwal był pierwszym przygotowanym przez nowego dyrektora artystycznego - niemieckiego kompozytora Petera Ruzickę. Przed nim dyrektorem był przez dziewięć lat Gerard Mortier, ekscentryczny Belg.

Wybuczane, wytupane
Największym, a zarazem najbardziej kontrowersyjnym wydarzeniu tegorocznego festiwalu był "Don Giovanni" Mozarta, w którym wystąpiły Kozena, Diener i Nietriebko. W ruchomej białej scenografii, ogrywanej światłem, i we współczesnych kostiumach "wesoły dramat" Mozarta o podrywaczu maniaku stał się przejmującą analizą dzisiejszego świata, nastawionego wyłącznie na zaspokajanie przyjemności. W tej niesamowitej wizji piekło Don Juana to stare, pomarszczone kobiety w bikini, z ohydnym uśmiechem na ustach. Twórcy spektaklu z reżyserem Martinem Kusejem zostali nagrodzeni brawami i... potężnym tupaniem, oznaczającym w Salzburgu najwyższy podziw. Zupełnie inaczej przyjęto autorów "Miłości Danae", demonstracyjnie "wybuczanych" za brak pomysłu i brzydotę przedstawienia, co jest dowodem na to, że i w Salzburgu zdarzają się artystyczne wpadki. Trzecią z wielkich produkcji była "Turandot". Jak wiadomo, Puccini opery nie ukończył i na podstawie szkiców zrobił to kto inny. Obecnie swoją wersję zakończenia zaprezentował sławny włoski kompozytor Luciano Berio. Nie ulega wątpliwości, że inscenizacja inspirowana industrialnymi filmami "Metropolis" Fritza Langa i "Dzisiejszymi czasami" Chaplina nadała dziełu wyjątkowy charakter.
"Turandot" nie powstałaby, gdyby nie Alberto Vilar, milioner filantrop, rozkochany w operze sponsor wielu przedstawień (między innymi w nowojorskiej Metropolitan Opera i londyńskiej Covent Garden). Ten biznesmen związany z przemysłem elektronicznym i produkcją sprzętu medycznego w ciągu ostatnich sześciu lat przekazał Salzburgowi 6 mln dolarów - zarówno na wybrane przedstawienia, jak i remont jednego z teatrów. Założył też i prowadzi Biuro Rozwoju Festiwalu, zajmujące się pozyskiwaniem pieniędzy z prywatnego sektora. Udostępnił swoje prywatne kontakty i namówił wielu sobie podobnych do finansowania ważnych przedsięwzięć kulturalnych. Vilar przewodzi jeszcze Amerykańskiemu Towarzystwu Przyjaciół Festiwalu w Salzburgu. Mieści się ono w pawilonie vis-ť-vis festiwalowych obiektów - odbywają się tu odczyty i spotkania z artystami.
Amerykanie to po Austriakach i Niemcach najliczniejsza grupa widzów salzburskiego festiwalu. W tym roku najgłośniej oklaskiwali "Czarodziejski flet" Mozarta. To rzadkość, by jakiś spektakl był w Salzburgu wznawiany po roku czy dwóch. Przedstawienie Achima Freyera zapiera jednak dech w piersiach, więc wciąż powraca na afisz. Freyer wystawił słynną operową bajkę w konwencji surrealistycznego cyrku. Arena jest zarazem czymś w rodzaju Drogi Mlecznej, a sklepienie namiotu cyrkowego firmamentem. Papageno nosi przed sobą słup z kilku klatek, a Pamina jest umalowana jak Baby Jane z głośnego filmu z Bette Davis. Królowa Nocy - zamiast zjeżdżać w dół - nagle zostaje wessana w sam środek plafonu. Feeria ostrych barw, kształtów i prezentacja najróżniejszych gagów w takim tempie, że nie wiadomo, na czym skupić uwagę, nie przesłoniły jednak głównej idei tego ponadczasowego moralitetu o dobru, złu i ludzkiej naturze.
- Gdyby Festspiele nie było takim niezwykłym wydarzeniem w mojej karierze, nie zdecydowałabym się na tak ogromny wysiłek dla kilku przedstawień. W Salzburgu nie liczy się jednak nakładów - mówi "Wprost" Deborah Voight, primadonna nowojorskiej Metropolitan Opera, debiutująca na festiwalu jako Danae w zapomnianym dziele Richarda Straussa.

Więcej możesz przeczytać w 36/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.