Bramy piekła

Dodano:   /  Zmieniono: 
Polska to nie dziewiczy teren wydarty Indianom. Każde miejsce ma tu swoją historię

Jedna z firm developerskich postanowiła nadać nowemu osiedlu budowanemu w Warszawie nazwę Brama Słońca. Nie byłoby w tym niczego sensacyjnego, gdyby nie lokalizacja inwestycji. Znajduje się ona niemalże dokładnie między pomnikiem na dawnym Umschlagplatzu a pomnikiem Poległym i Pomordowanym na Wschodzie. Pierwszy wzniesiono na miejscu słynnego "placu przeładunkowego", pokazanego ostatnio w "Pianiście" Romana Polańskiego. W latach II wojny światowej hitlerowcy posłali stąd setki tysięcy Żydów do obozów zagłady. Znajdująca się tu rampa kolejowa stała się dla tych wszystkich nieszczęśników prawdziwą bramą piekła.
Już nie tak tragicznie namacalną, ale nie mniej dramatyczną wymowę ma także drugi pomnik. Monument w postaci wagonu kolejowego pełnego krzyży, symbolizujących cierpienia deportowanych i zesłańców, upamiętnia setki tysięcy Polaków poleg-łych i zamordowanych w ZSRR. Dla nich zwykły - wydawałoby się - wagon był miejscem kaźni. Wyrwani ze swoich domostw i siłą zapędzeni do 
stacji załadunku, podróżowali w takich bydlęcych wagonach tygodniami, dziesiątkowani przez dojmujący chłód i głód.
Nazwać Bramą Słońca osiedle
budowane między wagonem-pomnikiem a Umschlagplatzem to tak, jakby zlokalizować wesołe miasteczko na rumowisku po nowojorskim World Trade Center. Każdemu, kto zna naszą historię, brakuje słów, żeby skomentować tak piramidalną bzdurę.
Autorzy pomysłu nie mają wyrzutów sumienia. Szefowa marketingu firmy, która buduje osiedle, wytłumaczyła dziennikarzom, że nikogo nie chciano urazić, tylko najzwyczajniej w świecie nie miano pojęcia o dramatycznej historii tego wyjątkowego miejsca. Było to możliwe, bo procedura ustalania nazw nowych obiektów w ogóle nie przewiduje odwoływania się do przeszłości. Podczas organizowanej w firmie burzy mózgów zgłaszane są najróżniejsze propozycje, a limituje je wyłącznie fantazja wymyślających. Najbardziej cenione są propozycje pomagające w promowaniu przedsięwzięcia.
Podobnie wymyślali nazwy pionierzy na amerykańskim Dzikim Zachodzie czy kolonizatorzy lokalizujący faktorie w najczarniejszej Afryce. Identyczny brak jakichkolwiek ograniczeń cechuje dzisiaj astronomów nazywających odległe o miliony lat świetlnych fragmenty wszechświata.
Aż wstyd przypominać, że Polska to nie dziewiczy teren wydarty Indianom. Każde miejsce ma tu swoją historię, bez której nie można zrozumieć jego tożsamości. Owo dziedzictwo jest prawdziwym skarbem narodowym, bez którego Polacy zaczęliby przypominać indiańskich koczowników i afrykańskich ludożerców.
Nabiera to szczególnego znaczenia w kontekście finalizowanych rozmów o przystąpieniu Polski do Unii Europejskiej. Są ludzie, którzy chcieliby uczynić z unii superpaństwo, mające nie tylko wspólną gospodarkę, ale także zuniformizowane wszystkie dziedziny życia. W takiej optyce kulturowe zróżnicowanie partnerów, zakorzenione przede wszystkim w historii, jawi się jako największa przeszkoda.
W opozycji do takiego programu konstruowana jest wizja Europy ojczyzn, nie zatracającej niczego ze swej różnorodności. Zwolennicy tego poglądu upatrują w kulturowej i historycznej wielobarwności największej siły motorycznej jednoczącego się kontynentu. Nie sposób odmówić temu racji. Historia dowodzi, że wielkie twory państwowe mogły funkcjonować w Azji, ale też tylko od biedy. W Europie, nawet jeśli powstawały, prędzej czy później rozpadały się z wielkim hukiem.
Nie czyńmy więc niczego, nawet w mikroskali, w oderwaniu od naszej historii. Polska pozbawiona historycznej pamięci może przekroczyć tylko bramy piekła, nigdy bramy słońca.
Więcej możesz przeczytać w 38/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.