Deutsche vita

Dodano:   /  Zmieniono: 
Niemcy muszą przejść na dietę


Potęga gospodarcza zjednoczonych Niemiec kruszeje, a ich głos w sprawach polityki globalnej natrafia na opór zarówno w Unii Europejskiej, jak i w Stanach Zjednoczonych. Nic nie wskazuje na to, by wybory do parlamentu mogły wiele zmienić.

Niemieckie najlepsze?
W RFN wszystko jest najlepsze: auta, autostrady, kierowcy, sportowcy, naukowcy, jakość pracy, jakość usług, a piwo i kiełbaski Deutschländer Würstchen smakują najwyborniej. Tak w każdym razie twierdzą sami Niemcy, porównując się z innymi narodami. Na użytek polityki opinie te zmieniają się diametralnie: politycy to skorumpowani oszuści, pracodawcy również, kraj pogrąża się w kryzysie, pracy nie ma, jest źle, a będzie jeszcze gorzej. W tych na pozór sprzecznych ocenach jest jednak sporo prawdy. Mimo spadku koniunktury na świecie związek handlowców BGA melduje o wzroście eksportu, a Komisja Europejska w ostatnim raporcie klasyfikuje Niemcy na pierwszym miejscu pod względem bogactwa i dobrobytu ludności. Skoro jest więc tak dobrze, dlaczego jest tak źle? Przed upadkiem muru berlińskiego RFN uchodziła za karła politycznego i gospodarczego kolosa, stanowiła wzór tzw. bezpieczeństwa socjalnego. Po dołączeniu NRD Niemcy udławiły się "wschodnią kością". Zachodnie landy mogły z nawiązką pokryć zapotrzebowanie konsumpcyjne Ossis. Problemem jest to, że ludność wschodu, żeby kupować, musi mieć pieniądze, czyli pracę. Tymczasem zjednoczonej republice właściwie nie była potrzebna żadna enerdowska fabryka. W efekcie na zachód od Łaby, gdzie mieszka cztery piąte ludności, bezrobocie wynosi 7-8 proc., w nowych landach zaś ponad 18 proc., a są nawet rejony, gdzie zatrudnienia szuka co trzeci obywatel.

Wskazany zimny prysznic
Chadecy zarzucili SPD/Zielonym nieudolność w przebudowie gospodarki i w walce z bezrobociem, jednak to wcześniej rządząca prawica nie zdołała przeprowadzić reform. Prof. Klaus Zimmermann, szef Instytutu Badań Gospodarczych (DIW) w Berlinie, chwali Schrödera, że skonsolidował budżet, rozpoczął oddłużanie państwa i reformę podatków oraz zwiększył zatrudnienie. Zimmermann wytyka jednak Schröderowi zaniechanie strukturalnej modernizacji rynku pracy. Kanclerz spodziewał się, że wzrost zatrudnienia nastąpi wraz z trzyprocentowym wzrostem gospodarczym. Zmiany idą jednak jak po grudzie ze względu na przyzwyczajenia obywateli do nadopiekuńczości państwa. W społeczeństwie nadal panuje atmosfera dolce, a raczej deutsche vita - zadowolenia z dobrobytu i unikania niezbędnych zmian. Dieter Hundt, szef związku pracodawców BDA, zwraca uwagę, że Niemcom potrzebny jest zimny prysznic: - Szanse na reformy będą większe, jeśli rząd będzie nazywał rzeczy po imieniu. Hundt wzywa do zdecydowanych zmian w prawie pracy i odtłuszczenia systemu świadczeń socjalnych. Pompowane w byłą NRD miliardy marek są w większości przejadane, a nowe ośrodki gospodarcze można policzyć na palcach jednej ręki. Premier Bawarii Edmund Stoiber już przed dwoma laty żądał ograniczenia tej masowej pomocy finansowej i wspierania tylko konkretnych inicjatyw. Jako uzdrowiciela wschodu wskazał Lothara Spätha, który postawił na nogi zakłady Jenoptik. Jak wykazali jednak autorzy programu "Monitor" w telewizji ARD, podatnicy zapłacili za kurację tego molocha 1,8 mld euro, a z 30 tys. zatrudnionych pracę zachowało tylko 1,2 tys. osób. Takiego rozwiązania nie da się przeszczepić w nowych landach na szeroką skalę. Zwłaszcza że recepty lewicy i prawicy na ożywianie gospodarki i rynku pracy są - wbrew wyborczym sporom - niemal zbieżne. Oba obozy odrzucają "amerykański model" całkowitego uwolnienia sił rynkowych i boją się zatargu ze związkami zawodowymi. Prof. Hans-Olaf Henkel, były szef związku przemysłowców BDI, kpi, że do liczenia bezrobotnych trzeba dziś 90 tys. urzędników, czyli więcej niż było szukających pracy w 1963 r. (83 tys. ludzi). Hans Tietmeyer, kierujący w latach 1993--1999 Bankiem Federalnym, dziś przewodniczący Inicjatywy Nowej Socjalnej Gospodarki Rynkowej, ostrzega: - Już Ludwig Erhard zrozumiał, że zasadę "dobrobyt dla wszystkich" wielu pojmuje jako obowiązek zapewnienia przez państwo funduszy na potrzeby społeczeństwa. Tietmeyer podkreśla, że szansę na zaspokojenie potrzeb socjalnych może dać tylko wolny rynek.

Bezzębna Europa
Przed upadkiem komunizmu "republika bońska" była wschodnią flanką NATO i wiernym partnerem USA. Po 1990 r. RFN zaczęła uprawiać własną, bardziej "asertywną" politykę zagraniczną. Stosunki Niemiec z Amerykanami zaczęły się ochładzać. Już Helmut Kohl mawiał, że "nie chce mniej Ameryki, tylko więcej Europy". Berlin irytuje brak odzewu Waszyngtonu na aspiracje Niemiec dotyczące stałego członkostwa w Radzie Bezpieczeństwa ONZ i "arogancja Amis". W próbach osłabienia roli USA Niemcom sekundują Francuzi. Rozszerzenie NATO na wschód przyjęto w Paryżu jako wzmocnienie pozycji Amerykanów, a Polskę z jej prowaszyngtońską orientacją nazwano "koniem trojańskim USA". Wedle historyka prof. Arnulfa Baringa, to jednak Polska "może być wzorem ułożenia stosunków ze Stanami Zjednoczonymi". - Europa jest bezzębna, a współpraca z USA ma dla niej znaczenie fundamentalne - mówi "Wprost" niemiecki politolog. Wspólny front przeciw "jedynowładztwu USA" to jednak jeden z niewielu punktów łączących dziś Berlin i Paryż. Przykłady konfliktów można mnożyć: od odrzucenia przez francuską lewicę "trzeciej drogi" Schrödera i Blaira, po kłótnię o politykę rolną UE i sprzeczne wizje Europy jutra. "Przyjaźń nie polega na uległym podporządkowaniu się cudzej woli" - stwierdził Schröder. Na naciski Stoibera, by skontaktował się z prezydentem Bushem w sprawie ewentualnej operacji w Iraku, odrzekł, że "telefon funkcjonuje w obie strony". Konsultacje Berlina z Waszyngtonem toczą się dziś za pośrednictwem prasy. Daniel Coats, berliński ambasador USA, poinformował, że postawa Niemiec prowadzi je do izolacji. Chadecy krytykują Schrödera, lecz gdyby szefem rządu był kanclerz CDU/CSU, jego postawa byłaby zbliżona. Także Stoiber trzy dni przed wyborami ostrzegł USA, że bez decyzji ONZ nie mają co liczyć na możliwość korzystania z baz w RFN. Republikański senator Helms zastanawia się głośno, czy US Army nie powinna w ogóle wycofać się z Niemiec. Oliwy do ognia dodało wystąpienie minister sprawiedliwości Herty Däubler-Gmelin, która porównała metody Georgea W. Busha do metod... Adolfa Hitlera. "Niemiecka droga" w polityce zagranicznej prowadzi na razie na peryferie świata.
Więcej możesz przeczytać w 39/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.