Zachód Zachodu?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Terrorystom udało się to, czego nie osiągnął ZSRR - zburzyć solidarność partnerstwa transatlantyckiego


Dominique Moisi
Redaktor naczelny kwartalnika "Politique étrangére", zastępca dyrektora Francuskiego Instytutu Stosunków
Międzynarodowych (IFRI)


Wydarzenia z 11 września 2001 r. nie przyczyniły się do fundamentalnych zmian na świecie. Zmieniły jednak Amerykę i doprowadziły do radykalnego przekształcenia jej stosunków ze światem, a zwłaszcza ze sprzymierzeńcami. Zniszczenie muru berlińskiego przyszłość uzna za ważniejszy punkt zwrotny w historii niż zburzenie World Trade Center. Koniec zimnej wojny wywarł jednak mniejszy wpływ na stosunek Stanów Zjednoczonych do świata niż odkrycie Amerykanów w wyniku wydarzeń z 11 września, że zdumiewająco łatwo mogą zostać zaatakowani, choć ich kraj jest w szczytowym okresie potęgi imperialnej.

Pragnienie zemsty
To, że ataki terrorystyczne nastąpiły za kadencji Busha, doprowadziło do powstania nowej Ameryki. Zdaniem wielu krytyków, Stany Zjednoczone są nieszczęsnym wytworem "niewłaściwych ludzi działających w niewłaściwym czasie". Nowa Ameryka przecenia znaczenie potęgi wojskowej, podczas gdy Europejczycy padają ofiarą równie niebezpiecznego złudzenia, próbując rolę potęgi militarnej bagatelizować. Fakty są zaś takie, że Amerykanie od 11 września prowadzą wojnę, a Europejczycy do niej nie przystąpili. Stając przed trudnymi wyzwaniami rzucanymi przez świat, w którym wszyscy od siebie wzajem zależą, Amerykanie poszukują prostych rozwiązań złożonych problemów.
Amerykanów dotknięto do żywego i zraniono ich dumę. Pragną więc zemsty, ale nie zawsze zdają sobie sprawę, że kładąc nacisk na "twardą" stronę swej potęgi (hard power), osłabiają jednocześnie jej drugą, delikatniejszą stronę (soft power), czyli możliwość wpływania poprzez swój model polityczny zarówno na sprzymierzeńców, jak i na wrogów oraz przekonania ich do swoich racji. Stratedzy amerykańscy popełniają błąd, lekceważąc destabilizujący wpływ, jaki ich doktryna prewencyjnych uderzeń zbrojnych wywrze na strukturę międzynarodową i na wizerunek Stanów Zjednoczonych.

Erozja zachodniego bloku
Czy życzliwe w swojej istocie imperium amerykańskie stanie się bardziej asertywne i cyniczne, ponieważ dotknięto je do żywego? Wczorajsza Ameryka nie mogła się zdecydować. Z jednej strony, mogła się zaangażować w sprawy światowe, aby świat poprawić, a z drugiej mogła się od świata odseparować, by zadbać o "czystość" swojego modelu politycznego i o bezpieczeństwo własnych obywateli. Po 11 września Ameryka Busha zdaje się mówić dwie rzeczy jednocześnie. Aby się bronić przed zagrożeniami płynącymi ze świata, musimy się zaangażować w jego sprawy, ale podejmujemy działania na świecie nie po to, by przeciwstawić się jego brutalności, lecz po to, by świat był dla nas mniejszym zagrożeniem.
To połączenie nacjonalizmu i kalkulacji uwzględniającej wyłącznie równowagę sił sprawia, że zaczyna tracić sens pojęcie Zachodu, a zachodni blok poczyna się rozsypywać. Wiele wskazuje na to, że terrorystom z al Kaidy udało się to, czego nie osiągnął ZSRR - zburzyć solidarność partnerstwa transatlantyckiego.
Politycy waszyngtońscy odczuwają niebezpieczną pokusę, by myśleć wyłącznie w kategoriach strategicznych, a w rezultacie uważać Europę za nieistotnego sojusznika z dawnych czasów. Pozwoliłoby to nie brać jej pod uwagę i świętować przymierze z Rosją. W wyniku działań terrorystów Zachód jest większy, ale zarazem słabszy. Jeśli wziąć pod uwagę terytoria, jest większy niż kiedykolwiek. Co jednak można powiedzieć o jego demokratycznych zasadach?
Budowa strategicznego trójkąta, złożonego ze Stanów Zjednoczonych, Europy oraz Rosji, gwarantującego w przyszłości stabilną sytuację na arenie międzynarodowej, to jedna sprawa. Zupełnie inną jest natomiast rozważanie, czy Europę powinna zastąpić Rosja, jakby nigdy nie było wojny w Czeczenii, a zasady demokratyczne należałoby wprowadzić tylko w Iraku i na ziemiach zajmowanych przez Palestyńczyków. Paradoks polega na tym, że po 11 września "Zachód" jest dla świata konkretniejszym bytem niż kiedykolwiek wcześniej. Im większym wpływom zachodnim w globalnym świecie ulega islam, tym energiczniej przeciw Zachodowi występują fundamentalistyczni ekstremiści. Czy nadejdzie dzień, kiedy pojęcie Zachodu będzie cokolwiek oznaczać jedynie dla ludzi z innych części świata? Tego przygnębiającego procesu nie uda się powstrzymać bez większego zaangażowania Europejczyków.

Uzbroić Europę!
W wyniku ataków terrorystycznych Amerykanie znaleźli wroga, a Europejczycy wraz z większością umiarkowanych Amerykanów - a na razie przeważają oni w amerykańskim społeczeństwie - powinni powstrzymywać niebezpieczne tendencje pojawiające się w tym narodzie i dochodzące do głosu w wypowiedziach nowych ideologów amerykańskiej zaborczości. Europejczycy powinni gruntownie zmienić plany militarne i interpretację znaczenia potęgi wojskowej. Muszą również zmienić styl kontaktów ze Stanami Zjednoczonymi. Jeśli Waszyngton ma traktować Europę poważnie, nie może mieć podstaw do tego, by ją uważać za nieodpowiedzialną potęgę cywilną, rojącą o wiecznym pokoju na świecie w czasie, gdy rzeczywistość jest brutalna i niebezpieczna. Ostrzeżeniem dla Europy powinna być powolna deklasacja Japonii na arenie międzynarodowej, kraju, którego przeszłość zaważyła na tym, że mógł odnieść sukces jedynie w dziedzinie gospodarki.
Europy jako całości - w przeciwieństwie do pewnych jej rejonów - nie krępują ograniczenia nałożone na Japonię. Stany Zjednoczone będą traktować poważnie i szanować tylko taką Europę, której rola nie będzie się ograniczała do tego, że jest potęgą gospodarczą. Europa musi być przynajmniej w minimalnej mierze wiarygodna jako sprzymierzeniec zbrojny. W stosunkach z USA Europa taka powinna prowadzić politykę zbliżoną bardziej do brytyjskiej niż francuskiej. Musi mieć świadomość, że świat byłby znacznie bardziej niebezpieczny bez Stanów Zjednoczonych, ale mógłby być znacznie bezpieczniejszy z "lepszymi Stanami Zjednoczonymi". Proces rozszerzenia Unii Europejskiej sprawia, że przekonanie to nabiera jeszcze większego znaczenia. Nowe państwa członkowskie nie powinny odnosić wrażenia, że muszą wybierać między Europą a Stanami Zjednoczonymi. Powinny też mieć świadomość, że "wiarygodna" Europa jest najlepszą gwarancją stabilnych i harmonijnych stosunków z USA w XXI wieku.

Więcej możesz przeczytać w 39/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.