Ja bajki tak lubię ogromnie...

Ja bajki tak lubię ogromnie...

Dodano:   /  Zmieniono: 
Potrzeba sukcesu u rządzących jest tak ogromna, że są oni gotowi uwierzyć w bajki o cudownych lekach antykryzysowych
Zdaje się, że mój brat ma rację, gdy mówi, iż nie wie, czy bajki szkodzą dzieciom, ale dorosłym szkodzą na pewno. Niewątpliwie najpopularniejsza jest bajka o dawnych dobrych czasach (jej popularność zresztą rośnie). Sklerotyczni staruszkowie już zapewne zapomnieli, a polityczni oportuniści nie chcą pamiętać, że w tzw. dawnych dobrych czasach popularny był dowcip o tym, jak bajki zaczynały się niegdyś, a jak w komunizmie. Dawniej zaczynały się od słów: "Dawno, dawno temu...", podczas gdy w komunizmie: "Jak donosi agencja TASS..." (czy też PAP, jeśli lokalni kacykowie coś zełgali ponad przeciętną miarę).
O szkodach wynikających z akceptacji zawartych w tej bajce nonsensów można by mówić bez końca. Na dłuższą metę za największą z nich należy uznać klimat odrzucenia tego, co świat zauważył u nas już po kilku latach transformacji - wielkiego skoku cywilizacyjnego i materialnego, jaki dokonał się w Polsce w latach 90. Ponieważ przemiany ustrojowe trwają długo, opowiadanie takich bajek dodatkowo demobilizuje do dalszych zmian przybliżających nas do standardów zachodnich.
Byłbym więc ostrożny z powoływaniem się na bajeczne sukcesy socjalizmu. W ramach innej bajki Andrzej Lepper twierdzi, że krowy w PGR-ach były zadbane i umyte. Pamięć nie daje jednak spokoju. Nie sposób zapomnieć widoku pegeerowskich krów z błotem i łajnem przyklejonym nie tylko do nóg, ale i innych części ciała z wymionami włącznie. Jeśli krowy były myte, to na przyjazd jakiegoś partyjnego czynownika, nieczęsto. Cudzoziemcy, z którymi niekiedy jeździłem po Polsce, patrzyli na to wszystko z lekkim obrzydzeniem. Do dziś pamiętam wyraz twarzy pewnego holenderskiego arystokraty patrzącego z okna samochodu na pegeerowską łąkę. Patrzył tak zachłannie, że chyba masochistycznie!

Bajka antykryzysowa
Bajki mamy różne: powszechne (bajka o wujku Edku), wiejskie (bajdy Leppera), a także miejskie, do których należy zaliczyć bajkę antykryzysową nowego dobrego wujka - wicepremiera i ministra finansów. Potrzeba sukcesu ekonomicznego u rządzących jest ogromna. Tak ogromna, że najwyraźniej są gotowi uwierzyć we wszystko, nawet w bajki o cudownych lekach antykryzysowych. Trudno bowiem inaczej niż bajką nazwać opowieść o antykryzysowym pakiecie ratunkowym, który zapowiada wyjście z ciężkiej sytuacji w wyniku... pomagania najgorszym.
Czy wszyscy lubimy bajki tak bardzo, że jesteśmy gotowi uwierzyć w zbawczą moc programu antykryzysowego? Najwyraźniej większość Polaków ostatnimi czasy je polubiła, są jednak wśród nas tacy, którzy lubią je mniej, i tacy, którzy lubią je bardziej. Podejrzewam, że do tych ostatnich należą byli aparatczycy, emerytowani planiści, policjanci czy bezpieczniacy. Inaczej mówiąc, jedyni czytelnicy "Trybuny" .
Bajki wujka Kołodki będą im odpowiadać z dwóch powodów. Po pierwsze, bo ich ukochane źródło informacji - jako jedyne zresztą - publikowało już wcześniej niezawodne recepty obecnego wicepremiera na cud gospodarczy. Po drugie zaś, bo ratowanie przed zasłużoną najczęściej plajtą rozlicznych kopalni, hut i innych nie zreformowanych (i niereformowalnych!) mastodontów socjalizmu musi wywołać falę rozrzewnienia w sercach zasłużonych emerytów PRL.

Bajka o przestępczości biorącej się z biedy
Bajki są także socjologiczne. Do najpopularniejszych należy bajka o biedzie jako źródle przestępczości. Najnowszą wersję tej bajki podała "Gazeta Wyborcza" w artykule o gangach napadających na pociągi z węglem, stwierdzając w tytule na całą stronę: "To bieda wygania na tory". Czyżby? Przed wojną, w czasie prawdziwego wielkiego kryzysu istniały tzw. biedaszyby. Ludzie znacznie biedniejsi niż dzisiejsi złodzieje wydobywali na własną rękę węgiel z zamkniętych już szybów. O napadach na pociągi nikt nie słyszał!
To z braku szacunku dla prawa, z umarzania spraw dotyczących ewidentnych przestępstw, z niskich wyroków dla tych, którzy mieli "pecha" w ogóle otrzeć się o więzienie, bierze się zuchwałość złodziejskich gangów. To nie biedni bezrobotni dysponują licznymi ciężarówkami do przewozu kradzionego węgla, siecią dystrybucji, siecią telefonów komórkowych i szybkimi samochodami.
No, ale jak ma być inaczej? "Politycznie poprawny" kodeks karny okazał się szkodliwą bzdurą. Minister odpowiedzialny za ład i porządek w państwie zaprasza do łamania prawa, bo - jak twierdzi - jest "wrażliwy społecznie" i zamierza być oszczędny w interwencjach. Przy okazji okazuje się prawnym analfabetą, nie widzącym różnicy między przestępstwem a wykroczeniem, między ciężkim pobiciem menedżera przez rozzuchwaloną bandę stoczniowców a nieprawidłowym zaparkowaniem samochodu!

Rzeczywistość nas dogoni!
To są socjalistyczne, politycznie poprawne bajki, które nasi "postępowcy" rozmaitych orientacji fundują nam przy różnych okazjach. Jednakże, choć bajki tak lubimy ogromnie, to nie mam najmniejszych wątpliwości, że realny świat prędzej czy później nas dogoni. I to raczej prędzej!
Żółtą kartkę od Standard and Poors już dostaliśmy, a inne agencje oceniające wiarygodność polskiej gospodarki nie są daleko w tyle. Agencja Moodys wprawdzie nie obniżyła nam jeszcze poziomu wiarygodności, ale zapowiedziała, że to zrobi, jeśli polityka fiskalna (budżetowa) jeszcze się pogorszy.
Raport Unii Europejskiej na temat traktowania przez Polskę inwestorów zagranicznych, postrzeganie bezpieczeństwa inwestycji przez pryzmat wydarzeń takich jak zajście w Szczecinie - wszystko to wywoła reakcję inwestorów. A ponieważ na wiarygodność pracuje się latami, a traci się ją raczej szybko, może nas czekać co najmniej siedem lat chudych. W dodatku chude lata dotkną nie tylko gospodarki. To już nie będzie - niestety! - bajka...
Więcej możesz przeczytać w 40/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.