Podatek dla Polski

Dodano:   /  Zmieniono: 
Centrum im. Adama Smitha i "Wprost" przygotowują projekt nowego systemu podatkowego

Polski system podatkowy jest wyjątkowo zły, niestabilny, zabiera ponad połowę wypracowanego przez Kowalskiego dochodu. Jest monstrualnie biurokratyczny, co sprawia, że przedsiębiorca musi poświęcić kilka dni w miesiącu na ślęczenie nad dziesiątkami formularzy. Dopuszcza dowolność w interpretowaniu przepisów, co powoduje, że podatnik staje się zakładnikiem urzędnika. Jest wyjątkowo restrykcyjny dla tych, którzy dostarczają najwięcej dochodu, tłamsząc przedsiębiorczość. Jak powinien wyglądać najkorzystniejszy dla Rzeczypospolitej i jej obywateli system podatkowy? W Centrum im. Adama Smitha powstaje - przy udziale m.in. "Wprost" - społeczny projekt zmiany tego systemu.

Fiskus - ramię władzy
Naiwni sądzą, że podatki pobiera się po to, aby finansować usługi publiczne, z których korzysta lud pracujący miast i wsi. Trochę racji naiwni mają, o to też chodzi, ale w drugiej albo jeszcze dalszej kolejności. Przede wszystkim system podatkowy jest narzędziem władzy, instrumentem polityki mającym zapewnić poparcie wyborcze oraz stworzyć miejsca pracy dla aktywu partyjnego (administracja państwowa) i miejsca robienia interesów dla partyjnych biznesmenów (fundusze i zamówienia publiczne). Dodajmy, że zawiły i niejasny system podatkowy stwarza wspaniałe warunki do kontroli i karania niepokornych. Warto przypomnieć kuriozalną sprawę prezydenta Lecha Wałęsy, który w trakcie kampanii wyborczej został oskarżony o niezapłacenie zaległego podatku. Za Lechem Wałęsą po wyborach ujął się jego następca. Kto jednak ma się ująć za przeciętnym Janem Kowalskim, bezbronnym wobec omnipotencji władz finansowych, mającym jedynie iluzoryczne prawo dochodzenia swoich racji w postępowaniach administracyjnych i sądowych?

Bomba tyka
Cierpienia Jana Kowalskiego od biedy można by uznać za jego prywatną sprawę. Tak naprawdę jednak cierpi nie jeden Kowalski, ale 24 miliony Kowalskich. A to już jest sprawa ogólnospołeczna i ogólnogospodarcza. Zły system podatkowy wywołuje złe skutki gospodarcze. Jedynym zasobem gospodarczym, który Polska ma w obfitości, jest praca. Obłożono ją jednak tak destrukcyjnymi podatkami, że w rezultacie mamy najwyższe bezrobocie w Europie. Bomba tyka (17 proc., 18 proc., 20 proc...), a pomysły rządzących ograniczają się do czekania na przyjęcie Polski do Unii Europejskiej i nadziei, że uda się zrzucić kłopot naprawy państwa na unijnych decydentów i podatników.

Połowa - i starczy
Polskie podatki wcale nie są niskie - jak próbują nas przekonać socjaldemokraci i socjaliści. Udział wydatków publicznych w produkcie krajowym sięga w Polsce 45 proc., co oznacza, że władze przechwytują prawie połowę każdej złotówki. Przez pół roku pracujemy "na rząd", a dopiero w początkach lipca zaczynamy zarabiać dla siebie. Wprawdzie socjaliści twierdzą, że udział państwa w gospodarce nie jest wystarczający, ale socjaliści zawsze będą tak twierdzić (być może zadowoliłyby ich podatki w wysokości 120 proc. naszych dochodów). Nie wolno się zgodzić na dalsze podwyżki podatków, bez względu na to, czy będą mieć charakter jawny, czy też będą ukryte pod postacią winiet, wyższej składki zdrowotnej itd. Powiedzmy władzy wprost: zabieracie nam połowę naszych dochodów - i to musi wam wystarczyć.
Nawet przy założeniu, że wydatki państwa pozostaną nie zmienione, ciężar systemu fiskalnego może być mniejszy. Istotną miarą dolegliwości podatków jest nie tylko syntetyczny wskaźnik wielkości obciążeń (owe 45 proc.), ale również czynności, które muszą wykonać obywatele, aby zapłacić podatek. Jest przecież różnica między szybkim i sprawnym wyrwaniem zęba (które nigdy nie będzie całkiem bezbolesne) a wyrywaniem na raty, czekaniem w kolejce i wdzięczeniem się do dentysty.

Docelowy system podatkowy
Rachunki symulacyjne prowadzone w Centrum im. Adama Smitha wskazują, że państwo może osiągnąć dochody zbliżone do tych, jakie notuje dzisiaj, przy:
- nałożeniu na osoby prawne prowadzące działalność gospodarczą podatku przychodowego w wysokości 1-2 proc. wszelkich wpływów bez potrącania kosztów i amortyzacji, co zwalniałoby podatników z obowiązku wypełniania skomplikowanych zeznań oraz likwidowałoby większość okazji do oszustw podatkowych. Ten podatek zastąpiłby CIT, czyli podatek dochodowy od osób prawnych.
- nałożeniu na osoby fizyczne nie prowadzące działalności gospodarczej liniowego podatku dochodowego w wysokości 18 proc. uzyskiwanych kwot oraz zniesieniu wszelkich ulg. Obywatele nie musieliby wypełniać zeznań podatkowych, gdyż podatek byłby potrącany od funduszu płac przez podmioty dokonujące wypłat. Trzeba skończyć z "przekładaniem pieniędzy z kieszeni do kieszeni", czyli ubruttowieniem emerytur i podobnych świadczeń, dokonywanym po to, aby następnie pobierać od nich podatek dochodowy w wysokości równej kwocie powiększenia dochodu.
- obniżeniu podatku emerytalnego (ukrywanego obecnie pod postacią składek na ubezpieczenie społeczne, a stanowiącego jeden z najważniejszych składników zawyżających koszty pracy) do 28 proc.
- wprowadzeniu jednolitego podatku VAT w wysokości 18 proc.

Co to da?
Proponowany system podatkowy pozwoliłby obywatelom uwierzyć, że państwo nie jest ich przeciwnikiem, a prawo warto szanować. Oszczędności uzyskane dzięki zniesieniu niepotrzebnych przepisów można szacować co najmniej na 3 mld zł rocznie. Są to kwoty wydawane bezpośrednio przez państwo i podatników, jak i koszty ukryte. Aby zobrazować ogrom marnotrawstwa, przyjrzyjmy się sposobowi i kosztom pobierania podatku od 9,5 mln emerytów i rencistów. Co miesiąc ZUS oblicza zaliczki na podatek od tych osób oraz dokonuje za nich rozliczenia rocznego. Zaliczki są przesyłane na rachunki urzędów skarbowych, czyli stanowią dochody budżetu. Ponieważ ZUS jest deficytowy, gros tych pieniędzy wraca na jego rachunki, z których wypłacane są emerytury. Państwo samo sobie oblicza podatek, przesyła pieniądze do kieszeni zwanej urzędem skarbowym i przelewa je do drugiej pod nazwą ZUS.
Już w pierwszych dwóch latach po wprowadzeniu zmian dzięki zmniejszeniu opodatkowania pracy bezrobocie mogłoby spaść do 14-15 proc., a wzrost gospodarczy mógłby wzrosnąć do 6-7 proc. Urzędy skarbowe zamiast ścigać przeciętnych obywateli, mogłyby się zająć oszustami podatkowymi. Proste? Tak proste, że nie sposób uwierzyć, iż w Polsce dotychczas...




Centrum im. Adama Smitha i "Wprost" proponują:

podatek przychodowy zamiast CIT 1-2 proc.
jednolity podatek od osób fizycznych 18 proc.
podatek emerytalny 28 proc.
VAT 18 proc.

Co zyskamy?

roczne oszczędności budżetowe w wysokości 3-4 mld zł
zmniejszenie bezrobocia w ciągu dwóch lat do 14-15 proc.
roczny wzrost gospodarczy 6-7 proc.


Skok tygrysa
JAN MACIEJA
kierownik Zakładu Mikroekonomii Instytutu Nauk Ekonomicznych PAN
Mając taki system podatkowy, jaki proponuje CiAS, trafilibyśmy do piątki najbardziej konkurencyjnych krajów świata! Napłynąłby kapitał zagraniczny, a razem z nim nowoczesne technologie. To spowodowałoby skokowe zwiększenie eksportu. Plan CiAS i "Wprost" to znakomita podstawa do długofalowego i wysokiego wzrostu gospodarczego.

10 procent wzrostu PKB
KRZYSZTOF RYBIŃSKI
główny ekonomista BPH PBK
To system umożliwiający wzrost PKB nawet o 10 proc.! Narzuca jednak w pierwszych 2-3 latach bardzo dużą dyscyplinę podatkową, bo dochody budżetu i ZUS spadną. Za to zmniejszy się bezrobocie i przybędzie zagranicznych inwestorów. W dłuższym okresie budżet zyska. Niestety, do wprowadzenia takiego planu brak woli politycznej.

Liberalne szaleństwo
ZBIGNIEW KUŹMIUK
poseł PSL
To liberalny plan spod znaku Platformy Obywatelskiej, a na taki nie ma miejsca, zwłaszcza że zmierzamy do Unii Europejskiej. We wszystkich państwach unii obowiązuje progresja podatkowa, która pozwala państwu wpływać na gospodarkę i wspomagać potrzebujących. Obniżenie wpłat na ZUS byłoby korzystne, ale jest niemożliwe. Pieniądze na świadczenia trzeba przecież skądś brać.
Więcej możesz przeczytać w 41/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.