Mitologia użytkowa

Mitologia użytkowa

Dodano:   /  Zmieniono: 
Walka z mitami polskiej historii to kreowanie nowych mitów


Łukasz Kamiński
Doktor historii na Uniwersytecie Wrocławskim, pracownik IPN.
Opublikował m.in. książkę "Polacy wobec nowej rzeczywistości 1944-1948"


Demitologizując historię, najczęściej tworzy się nowe mity. Przekonuje o tym artykuł Jana Wróbla "Rzeczpospolita załgana" ("Wprost" nr 39). Nic w tym dziwnego, bo bardzo trudno jest uprawiać historię czystą, a poza tym ustalenia historyków są bodaj najlepszym materiałem dla tych, którzy mitami się posługują, czyli ideologów. W pasji demitologizowania historii nie powinno się jednak negować powszechnie znanych faktów.

Mit marszałka Rydza-Śmigłego
Jest prawdą, że wbrew własnym intencjom propaganda komunistyczna, atakując niektóre postaci czy też całe okresy polskiej historii, przyczyniła się do ich zmitologizowania. Tak stało się choćby z II Rzecząpospolitą. Komuniści przedstawiając ją w najczarniejszych barwach znacząco wpłynęli na powstanie mitu kraju mlekiem i miodem płynącego. Jednakże proces ten w niewielkim stopniu dotyczył postaci Rydza-Śmigłego, przywoływanego przez Jana Wróbla. Teza o tym, iż "wychowane w PRL młode pokolenie doszło do wniosku, że Rydz-Śmigły musiał być wspaniały", jest bardziej próbą stworzenia kolejnego mitu. Przekonania o wspaniałości Rydza nie potwierdzają wyniki badań nad popularnością poszczególnych postaci historycznych. W latach 1976-1989 w drugim obiegu ukazały się zaledwie trzy broszurki poświęcone Rydzowi-Śmigłemu, podczas gdy Piłsudski doczekał się kilkudziesięciu wydań rozmaitych biografii. A drugi obieg był wszak w tamtych latach oazą wolnego rynku i myśli, żywo reagującą na popyt na poszczególne pozycje. To komunistyczna propaganda lansowała przez lata tezę o powszechnej we wrześniu 1939 r. nienawiści społeczeństwa do marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego. Zapewne nie był on najpopularniejszym polskim politykiem okresu międzywojnia, jednak nie należy przenosić niechęci ówczesnych, antysanacyjnych elit (zwłaszcza środowisk tworzących rząd i parlament na uchodźstwie) na całe społeczeństwo.

Mit pospolitego ruszenia
Autor "Rzeczypospolitej załganej" postanowił również obalić rzekomy mit "bylejakości pospolitego ruszenia" w XVII wieku, na co dowodem ma być "dowolny podręcznik historii". Jednak lektura podręczników, zarówno szkolnych, jak i akademickich, utwierdza w przekonaniu, iż pospolite ruszenie nie tylko w XVII wieku, lecz już w wieku XVI było anachronizmem. Większość państw europejskich posługiwała się wówczas regularnymi armiami najemników, bo pospolite ruszenie było formacją nieskuteczną. Wynikało to przede wszystkim z kiepskiego wyszkolenia, zróżnicowanego uzbrojenia i niskiego morale. Jest prawdą, że wojska Rzeczypospolitej odniosły w XVII wieku wiele sławetnych zwycięstw. Ale owe wiktorie były dziełem zawodowych żołnierzy z armii królewskiej lub formacji magnackich. Bitwy, w których po stronie polskiej dominowało pospolite ruszenie, kończyły się zazwyczaj klęską lub - częściej - sromotną rejteradą.

Mit małej armii
"Jeden z najbardziej rozpowszechnionych w Polsce mitów mówi o permanentnej szczupłości naszej armii" - powiada Wróbel. Już w następnym zdaniu zauważa, że w XVIII wieku jest to teza jak najbardziej prawdziwa. Problem polega na tym, że właśnie w odniesieniu do tego okresu najczęściej jest ona stawiana! Natomiast w XVII wieku pod względem liczebności armii nie byliśmy potęgą. Jest faktem, iż pod Chocimiem hetman Jan Chodkiewicz dysponował ponad 40 tysiącami żołnierzy. Jednak większość tej armii stanowili Kozacy pod dowództwem hetmana Piotra Konaszewicza-Sahajdacznego. Stałe wojska Rzeczypospolitej liczyły w tym czasie od kilku do kilkunastu tysięcy żołnierzy, czyli kilkakrotnie mniej niż armie każdego z sąsiadów. Oczywiście, w momentach zagrożeń mobilizowano znacznie większe siły, jednak działo się tak przeważnie już po pierwszych klęskach.
Walcząc z rzekomymi mitami słabości pospolitego ruszenia i "za małej armii" próbuje się dowodzić twierdzenia, że Rzeczpospolita w XVII wieku wciąż pozostawała militarną potęgą. Jeśli tak, to dlaczego wkrótce popadła w długotrwały kryzys, który doprowadził do jej upadku? Czy nie przyczyniło się do tego podtrzymywanie instytucji pospolitego ruszenia i opór szlachty przed zwiększaniem armii królewskiej?

Mit endecji
Bardzo zaskakująca wydaje się teza, że to Narodowa Demokracja "wybiła Piłsudskiemu z głowy mrzonki o socjalistycznej Polsce". Konia z rzędem temu, kto udowodni, iż Józef Piłsudski w 1918 r. planował wprowadzenie w Polsce socjalizmu! Jędrzej Moraczewski został powołany na premiera nie dlatego, że był socjalistą, lecz dlatego, iż był bliskim współpracownikiem Naczelnika Państwa. Również mianowanie na premiera Ignacego Paderewskiego świadczy o myśleniu Piłsudskiego w kategoriach państwowych, a nie ideologicznych. Rząd koalicyjny mógł nie tylko lepiej mobilizować społeczeństwo do walki, lecz także (dzięki pozycji Romana Dmowskiego) wzmocnić pozycję Polski na arenie międzynarodowej. Żadne z działań Piłsudskiego - zarówno w latach 1918-1922, jak i po zamachu majowym 1926 r. - nie wskazuje, by przejął on cokolwiek z ideologii endecji. W tak fundamentalnych kwestiach, jak problem granic czy polityka wobec mniejszości narodowych, poglądy Piłsudskiego i Dmowskiego różniły się diametralnie.
Paradoksem historii jest natomiast to, że najwierniejszymi uczniami Dmowskiego okazali się polscy komuniści. Jak wykazał niedawno Marcin Zaremba, nacjonalizm był jednym z głównych argumentów legitymizujących nowe władze. Antysemickiej propagandy w marcu 1968 r. nie powstydziłyby się z pewnością nawet najbardziej skrajne odłamy Obozu Narodowo-Radykalnego. Podobnie jak wśród endeków, jednym z głównych bohaterów pozytywnych polskiej historii był dla komunistów Bolesław Chrobry. Wstydliwie przemilczano jedynie jego "niesłuszną" wyprawę na Kijów. Zapożyczenia nie ograniczały się jedynie do wątków propagandowych. To właśnie komuniści - dokonując masowych przesiedleń ludności - zrealizowali endecki ideał państwa jednolitego narodowo.

Mit polsko-niemieckiej wrogości
Polscy komuniści wykreowali wiele stereotypów i mitów, opierając swą władzę między innymi na poczuciu zagrożenia ze strony "zachodnioniemieckiego rewizjonizmu". Najważniejszym z nich był mit o odwiecznej wrogości państwa niemieckiego do Polski. Jest prawdą, że w historii stosunków polsko-niemieckich były okresy wojen i nienawiści. Grubym błędem jest przenoszenie XIX- i XX-wiecznych doświadczeń na całe dzieje obu państw. Nie można nie zauważyć, że to właśnie zachodnia granica Rzeczypospolitej przez setki lat uległa najmniejszym zmianom. Panująca w Polsce przez kilkadziesiąt lat dynastia saska była (podobnie jak Hohenzollernowie) dynastią niemiecką. Tak wyklinane przez komunistyczną propagandę osadnictwo niemieckie służyło rozwojowi miast, unowocześnianiu wsi, wdrażaniu wyższych standardów cywilizacyjnych. Nie było natomiast odwiecznym planem germanizacji polskich terenów.

Mit Jałty
Mitem, który bodaj najmocniej ciążył na naszej najnowszej historii, jest mit Jałty. W powszechnym odbiorze w Jałcie Polska została zdradzona przez zachodnich aliantów i wydana na łup Sowietom. Mit ten przerodził się z czasem w swoisty kompleks narodowy. Widmo Jałty utwierdzało Polaków w przekonaniu, że zmiana położenia geopolitycznego jest niemożliwa. Ów "obezwładniający mit", jak go nazwała Krystyna Kersten, powstrzymywał także opozycję w PRL przed zbyt radykalnymi żądaniami. Wychodzono bowiem z założenia, że w razie czego Zachód i tak nam nie pomoże. Z punktu widzenia moralnego Jałtę rzeczywiście można uznać za akt zdrady Polski. Jeśli jednak spojrzymy na konferencję krymską z perspektywy politycznego realizmu (a taka została przyjęta przez Anglosasów) - można ją uznać za próbę ratowania resztek niezależności Polski, i tak już podbitej przez Sowietów.
Mity zawsze będą częścią składową historii, bo to one ją zapoczątkowały. Demitologizacyjne wysiłki historyków pozostaną w większości wypadków bezowocne. Warto jednak walczyć z mitami, gdy są one wykorzystywane do wzniecania waśni i szerzenia nienawiści - rasowej, narodowej czy klasowej.

Więcej możesz przeczytać w 41/2002 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.