Adonis na receptę

Dodano:   /  Zmieniono: 
We współczesnej kulturze mężczyźni postrzegani są tak jak kobiety, czyli w kontekście ich wyglądu. Stąd taka sława testosteronu, który zyskał sobie miano katalizatora stuprocentowej męskości
Nic bardziej udatnie nie rzuca światła na prawdziwą stronę życia jak konkretne życiorysy i historie z nimi związane. Wydaje się nawet, że bardziej przydatne w tym względzie są osoby publiczne, którym trudno się skryć przed ciekawskimi. Mają więc do wyboru albo mówić własnym głosem, ale mówić, albo skazać się na języki innych.
Muzeum Rosenbacha w Filadelfii otrzymało właśnie w podarunku kolekcję nie publikowanych dotychczas listów ekscentrycznej poetki Mercedes De Ascota, pisanych do wielkiej aktorki Grety Garbo. Listy przekazano dopiero teraz, zgodnie z wolą poetki, według której nie mogły ujrzeć światła dziennego wcześniej niż dziesięć lat po śmierci Garbo. A te właśnie minęły. I co w tym aż tak niezwykłego? Otóż Mercedes De Ascota znana była z wcześniejszych biseksualnych związków, m.in. z Marleną Dietrich i Isadorą Duncan. Czy inny charakter mogła mieć jej znajomość z Garbo? Zwłaszcza że nikt nie ma już wątpliwości, że i ta miała w swojej biografii miłosne związki z kobietami. A to dopiero kobieta.
Oczywiście, można takie informacje sprowadzić do obyczajowego parteru, ale można również uczynić z nich przyczynek do rozprawki o skomplikowaniu ludzkiej natury. Z kolei jedna z najbardziej w tej chwili obfotografowywanych na świecie aktorek, Catherine Zeta Jones, nie tylko rewelacyjnie wygląda, ale i podobno jest o... dziesięć lat starsza niż dotychczas oficjalnie przyznawała. Na jej "nieszczęście" natrafiono przypadkowo na archiwalne zdjęcia Zety Jones, z których jasno wynika, że dziś wybranka Michaela Douglasa musi mieć nie 30, a 41 lat. A to dopiero kobieta. W konsekwencji jest od swego ukochanego młodsza tylko o... kilkanaście lat. Czy gdyby wiedział o tym wcześniej, sam poszedłby pod chirurgiczny nóż? A konkretniej jego podbródek?
Hera Lind, niemiecka "traumfrau", pisarka i autorka wielu bestsellerów ("Die Superweib"), po urodzeniu czwartego dziecka temu samemu mężczyźnie i po spędzeniu z nim trzynastu lat wreszcie trafiła na tego właściwego, nowego towarzysza życia. Podobno czekała na niego 42 lata, czyli tyle, ile sama dzisiaj ma. Porzucony mąż, pan doktor, cierpi, ale dla dobra dzieci wstrzymuje się od wszelkich komentarzy. I w tej historii interpretacji może być tyle, ile interpretujących. Proponuję pierwszą z brzegu, pełną oburzenia: jak matce czwórki dzieci może się w ogóle narodzić w głowie ochota na figle z innym mężczyzną? Skandal.
I drugą, sprzyjającą głównej bohaterce: nawet z czwórką dzieci można mieć jeszcze szanse na spotkanie miłości swego życia i ułożenia go sobie od nowa. I w tym wypadku razem z dziećmi. A to dopiero kobieta.
Jak donosi magazyn "Time", ponad 4 mln Amerykanów, których organizm nie produkuje wystarczającej ilości testosteronu, sięga po jego syntetyczną wersję, średnio co trzy tygodnie wstrzykując sobie odpowiednią dawkę. Nie dziwi to specjalnie tamtejszych naukowców i socjologów, skoro to właśnie testosteron jest odpowiedzialny za wszystko, co męskie w mężczyźnie: agresję i seksapil, umiłowanie do zbyt szybkiego prowadzenia samochodu i niespożytą energię w sypialni. Co ciekawe, żonaci mężczyźni mają w porównaniu z tymi, którzy właśnie odzyskali wolność, obniżony poziom testosteronu. Świeżo upieczeni rozwodnicy prawie natychmiast odnotowują w swoim organizmie wzrost tego hormonu i są ponownie przygotowani do rozpoczęcia triumfalnej szarży męskiego zdobywcy. W poszukiwaniu kolejnej kobiety, która - jeśli tylko zostanie przy nim dłużej - znowu spowoduje u niego spadek poziomu testosteronu.
Gdy jednak mężczyzna ma mimo wszystko wyższy poziom testosteronu niż normalny, to - według Jamesa Dabbsa, profesora psychologii z Georgia State University - "staje się niesforny". Nie przeszkadza to jednak prawie żadnemu z nich, bowiem we współczesnej kulturze mężczyźni coraz częściej postrzegani są tak jak kobiety, czyli w kontekście ich wyglądu. Stąd taka sława testosteronu, który zyskał sobie miano katalizatora stuprocentowej męskości. Nawet jeśli hormon ten to tylko jeden ze składników krwi, to przecież on decyduje o tym, co najbardziej pożądane... o mięśniach.
Harrison Pope, Katherine Phillips i Roberto Olivardia napisali książkę "Kompleks Adonisa". W ciągu piętnastu lat przebadali około tysiąca mężczyzn i z badań tych wynika, że mężczyźni wręcz obsesyjnie marzą o wyglądzie Adonisa - napakowanego sterydami umięśnionego przystojniaka. A to dopiero mężczyzna.
O ile w 1972 r. swego wizerunku nie akceptował co szósty Amerykanin,
o tyle dziś - prawie połowa. Niemal 46 proc. z nich myśli o swoim wyglądzie bez przerwy. Coraz więcej Amerykanów bardziej koncentruje się na tym, aby podobać się swojej dziewczynie, niż na tym, by uprawiać z nią seks - podaje "Time". A co na to ich dziewczyny? No cóż, jaką bronią walczysz, od takiej giniesz. Drogi Adonisie.

Więcej możesz przeczytać w 19/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.