Serce high-tech

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dolina Krzemowa (Silicon Valley) obrosła wieloma mitami i przez miliony ludzi na całym świecie postrzegana jest dziś jako ziemia obiecana
Jest symbolem zawodowego prestiżu, sukcesu życiowego i osobistego szczęścia. Codziennie przybywa tu kilka tysięcy ludzi z całego świata w poszukiwaniu pracy, a ponad tysiąc firm zajmuje się rekrutacją nowych pracowników w Internecie. W Dolinie Krzemowej mieszka nietypowa - nawet jak na Stany Zjednoczone - mieszanina ludzi różnych narodowości, ras, religii i kultur. Niewiele osób zdaje sobie jednak sprawę, jak wysoką cenę płacą oni za możliwość pracy w sercu high-tech. Konkurencja i współzawodnictwo między firmami (a jest ich w Silicon Valley kilka tysięcy) wymusza na zatrudnionych pracę przez okrągłą dobę i wcale nie jest to gołosłowne stwierdzenie. Nawet jeśli udało ci się wyjść poza firmę, to i tak - dzięki telefonom komórkowym i pagerom - stale jesteś trzymany na uwięzi. Szefowie bardzo chętnie kupią ci komputer najnowszej generacji do domu i laptop do pracy w podróży. Dla twojej wygody otworzą nawet żłobek i sklep w siedzibie firmy. Żebyś tylko nie musiał z niej wychodzić.

Przyjechałem do Doliny Krzemowej rok temu - mówi Hussen. Pochodzi z Maroka, ale studiował, doktoryzował się i pracował w Paryżu. - Jestem tu, bo we Francji miałem zablokowane możliwości awansu. Dostałem kilka propozycji pracy z Doliny Krzemowej. Wybrałem najbardziej interesującą. Od początku pracuję na najwyższych obrotach. Jestem w pracy o piątej rano, wychodzę późnym wieczorem. Nie przestaję pracować w aucie i po powrocie do domu. Często muszę się kontaktować z szefem, na przykład podczas niedzielnego spotkania towarzyskiego. Bywa, że jestem zmuszony opuścić imprezę, bo firma mnie potrzebuje. Muszę być dyspozycyjny i całkowicie oddany interesom przedsiębiorstwa. Życie osobiste schodzi na dalszy plan. Za kilka lat planuję stąd wyjechać. Na dłuższą metę nie można tak żyć.
Lou jest inżynierem programistą. Przyjechał tutaj z Tajwanu. - Pracuję na okrągło. Codziennie jestem w firmie do drugiej, trzeciej w nocy. Po powrocie do domu siadam do komputera. Kiedy wypoczywam? Na szczęście potrzeba mi niewiele godzin snu, by zregenerować siły. Na razie nie mam rodziny, co zdejmuje ze mnie wiele obowiązków - opowiada Lou.
- Tu się żyje, żeby pracować - dodaje Wiktor z Polski. Jest inżynierem i od czterech lat pracuje w dziale badawczo-rozwojowym jednej z firm w Silicon Valley. - Moja praca jest koncepcyjna, nie mogę wyłączyć komputera i przestać o niej myśleć. Pracuję wiele godzin w firmie, w domu, w drodze do pracy i z pracy. Często w środku nocy i nad ranem odbieram z firmy telefony, które wymagają mojej natychmiastowej konsultacji. Weekendy nie są wyjątkiem. Nawet podczas krótkiego urlopu uczestniczę w telekonferencjach. Presja w firmie jest ogromna, a współzawodnictwo trudne do wyobrażenia. Nikt wcześniej nie ujawnia swoich pomysłów. Rywalizacja zdecydowanie dominuje nad współpracą. Liczy się każda minuta. Żeby zjeść lunch, muszę wsiąść do samochodu i pojechać do restauracji. Często szkoda na to czasu. Dlatego jem cokolwiek w firmie - mówi Wiktor.
Pełna dyspozycyjność to jednak tylko część obciążeń "chłopców z Silicon Valley". Ogromnym problemem są dojazdy do pracy: długie, męczące, w korkach, na wielo-pasmowych i stale poszerzanych autostradach. W godzinach szczytu samochody poruszają się z prędkością 7-10 km na godzinę. Wśród kierowców stojących w korkach po trzy, cztery godziny dziennie narasta agresja. - Od roku jestem szczęśliwy, bo do pracy dojeżdżam tylko ponad godzinę. Jedynie kiedy pada deszcz i zdarzają się wypadki, czas ten wydłuża się do dwóch, dwóch i pół godziny - mówi Wiktor. - Staram się korzystać z lokalnych dróg, bo - paradoksalnie - poruszam się po nich szybciej. Ludzie w samochodach reagują coraz bardziej nerwowo. Ostatnio wydarzył się tutaj bulwersujący wypadek. Wracająca z pracy kobieta zajechała drogę innej. Ta wyjęła broń i strzeliła, raniąc ją śmiertelnie. Jak się okazało, sprawczynią była zestresowana i zmęczona kobieta, która spieszyła się do obowiązków domowych.
Ludzie w Silicon Valley są uzależnieni od samochodów. Publiczny transport praktycznie nie istnieje i dopiero teraz zaczyna się o nim poważnie dyskutować. A domy budowane są coraz dalej od Doliny Krzemowej. Osiedla takich domów przekształcają się w wielkie sypialnie. Są wyposażone w baseny i jacuzzi, ale z powodu braku czasu mieszkańcy i tak rzadko z nich korzystają. Ceny domów ze względy na małą podaż są tu astronomiczne i stale rosną. Średnie zarobki w Dolinie Krzemowej są znacznie wyższe niż w innych częściach USA, ale też życie tu jest nieprawdopodobnie drogie. Droższe niż w Hollywood.
- Kupiłam duży dom dość daleko od mojego miejsca pracy. Był o wiele tańszy niż te w pobliżu doliny - mówi Jennifer, zajmująca się marketingiem w jednej z firm. - Dojeżdżam codziennie trzy godziny do pracy, wstaję o czwartej rano. Zwykle kilka razy w tygodniu wyjeżdżam do klientów w innych stanach. Nie mam zbyt wiele czasu, by nacieszyć się domem ani w nim pomieszkać.
Wyczerpanie psychofizyczne jest w Dolinie Krzemowej zjawiskiem powszednim. Ludzie żyją tu w nieustannym pośpiechu. Ciągle brakuje im snu i wypoczynku. Nie mają czasu dla swoich rodzin.
- Ciągle jestem zmęczony. Źle śpię, nie mam ochoty na żadne aktywne zajęcia w domu i z rodziną - mówi Hussen. - Marzę o odpoczynku, o możliwości oderwania się przez chwilę od pracy. Jestem wyczerpany, zaczynam odczuwać dolegliwości fizyczne. Znam ludzi, którzy od czasu do czasu muszą wziąć wolny dzień, bo czują się kompletnie wypaleni wewnętrznie - dodaje Wiktor.
Również w czasie wakacji trudno nadgonić czas. Przeciętny urlop to tylko tydzień. A jeśli nawet komuś przysługują dwa tygodnie, obawia się je wykorzystać. Bo co będzie, jeśli nagle okaże się, że przez ten czas firma świetnie dawała sobie radę bez niego i po powrocie okaże się zbędny?
- Ostatni mój urlop trwał tydzień. Wziąłem go prawie dwa lata temu - mówi Brian, inżynier, który w Silicon Valley pracuje od trzech lat.
- Zanim mój zegar biologiczny zdążył się przestawić na inną porę wstawania, już trzeba było wracać do pracy.
Jeśli oboje rodzice pracują, pozostaje problem opieki nad dziećmi - w Kalifornii nie wolno zostawić dziecka poniżej dwunastego roku życia bez opieki osoby dorosłej. Placówki opiekuńcze są przeciążone, jest ich zbyt mało, a ich usługi drożeją z każdym miesiącem. Problem nasila się w czasie wakacji, więc w niektórych miejscach wymyślono, że rok szkolny będzie trwał dwanaście miesięcy, ale rodzic może w dowolnym momencie zabrać dziecko na tygodniowy urlop.
Rozdarcie między karierą zawodową a rodzicielskimi obowiązkami rodzi frustracje i podwyższa poziom stresu. - Niemożliwe jest osiągnięcie zawodowego sukcesu bez ponoszenia kosztów - twierdzi Marilyn, menedżer w dużej firmie. - Nie można być bardzo dobrą matką i jednocześnie najlepszym pracownikiem. Często w ciągu tygodnia moje córki wcale mnie nie widują. Bywa, że mówimy sobie tylko dzień dobry lub dobranoc. Pewne rzeczy odkładam z nimi na później, ale najczęściej nie ma czasu na to "później". Mam ogromne wyrzuty sumienia, ale staram się je zagłuszyć, tłumacząc sobie, że samodzielność wyjdzie im na zdrowie.
Zwykle dzieci żyją w materialnym dobrobycie, ale zaspokojenie ich potrzeb psychicznych pozostawia wiele do życzenia. Większość czasu spędzają przed telewizorem i komputerem. Styl życia w Dolinie Krzemowej nie sprzyja nawiązywaniu trwałych więzi między rówieśnikami i ich rozwijaniu. Coraz częściej dzieci i młodzież nawiązują kontakty z rówieśnikami z całego świata poprzez chat-roomy w Internecie, a nie znają swojego kolegi z sąsiedztwa.
Pracujący tu terapeuci biją na alarm: ich gabinety wypełniają ludzie, którzy bardzo dobrze zarabiają, mają piękne samochody, domy, ale nie są szczęśliwi. Przychodzą po pomoc, bo stale są przemęczeni, czują się samotni i wyobcowani. Depresja, przewlekłe wyczerpanie, stresopochodne zaburzenia przybrały tu epidemiczne rozmiary. Poza tym wskaźnik rozwodów jest w Kalifornii wyższy niż w innych stanach. Miasta, których architektura nie sprzyja rozwojowi życia towarzyskiego, wieczorami pustoszeją. - Rok po przyjeździe tutaj czujemy się tak obco, że chcielibyśmy choć na krótko wyskoczyć do naszych przyjaciół, których zostawiliśmy we Francji. W Dolinie Krzemowej bardzo trudno się zaprzyjaźnić, stworzyć krąg znajomych. Ludzie są bardzo zajęci i mimo pozorów otwartości, dość nieufni - mówią Wassen z Libii i Feresteh z Iranu, którzy przez dziesięć lat mieszkali w Paryżu. Tutejsi mieszkańcy przejawiają także tendencję do przebywania w swoich grupach etnicznych, próbując w ten sposób zaspokoić potrzebę bezpieczeństwa i zachować poczucie przynależności. Większość z nich ujawnia symptomy syndromu emigracyjnego. I jeśli nawet z zewnątrz, zwłaszcza z perspektywy ich rodzinnych krajów, wyglądają na ludzi sukcesu, to cena, jaką za to płacą, jest wyjątkowo wysoka. I być może niewarta tego, by ją płacić. Jeśli ekonomia jest tutaj w stanie rozkwitu, to o ludziach trudno coś takiego powiedzieć.

Więcej możesz przeczytać w 19/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.