Zbrodnia w GS-ie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tylko jedna na sto polskich powieści kryminalnych nadaje się do druku
Oferta tegorocznych majowych targów i kiermaszów książkowych potwierdziła, że na rynku rodzimej powieści kryminalnej i sensacyjnej panuje zapaść. Polscy pisarze niemal bez wyjątku skapitulowali przed zachodnią konkurencją, co tym bardziej dziwne, że przez ostatnie półwiecze byliśmy w tej dziedzinie liderem w Europie Środkowej.
Powieść kryminalną próbują ratować debiutanci - z reguły mniej zdolni od kolegów trudniących się na przykład prozą psychologiczną. Tu czeka ich przykre zaskoczenie, bo - jak przekonuje Adam Widmański, szef wydawnictwa W.A.B., wyspecjalizowanego w edycjach prozy współczesnej - napisanie wciągającego kryminału to nie tylko kwestia talentu w komponowaniu intrygi. Potrzebna jest jeszcze tzw. wiedza operacyjna, czyli znajomość technologii i potocznych niuansów pracy służb specjalnych czy wydziałów kryminalnych policji, a na jej zdobycie trzeba poświęcić nieraz kawał życia. W Polsce okresu transformacji jest to szczególnie trudne, ponieważ struktury śledcze, system bankowy, a także organizacje przestępcze są w fazie intensywnego rozwoju. Z gromadzeniem wiedzy trudno więc nadążyć.
Amerykańscy twórcy sensacji i kryminałów to niejedno-krotnie emeryci wojskowi lub policyjni, którzy wynajętemu autorowi (ghost-writer) dostarczają tylko intrygi i wiedzę o realiach, a ten wykonuje za nich pracę ściśle literacką. Na dorobek wielu znanych pisarzy składa się wysiłek researcherów (wyszukiwaczy) biegłych w zdobywaniu informacji często z bardzo specjalistycznych dziedzin. Oczywiście, polski rynek książek sensacyjnych jest zbyt ubogi, by utrzymać pisarza wspomagającego się sztabem współpracowników. To wiąże się z następną barierą. Adam Widmański zwraca uwagę, że rodzimy rynek zalany jest sensacją zachodnią bardzo różnej klasy, która ma tę generalną przewagę nad naszą, iż rozgrywa się w bez porównania ciekawszej scenerii. Polscy autorzy musieli poza tym podnieść poprzeczkę - odejść od relacjonowania skoku na kasę GS-u i przerzucić się na opisywanie afer w stylu Bagsika i Grobelnego. Sporą poczytność zyskały sensacyjne opowieści Kazimierza Pytki - jedna z nich dotyczyła planowanego zamachu na Wałęsę ("Strzały do..."), a inna próby zrabowania przez desant rosyjskich komandosów obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej z Klasztoru Jasnogórskiego ("Operacja Madonna").
"Do roku 1993 zachłystywaliśmy się literaturą zachodnią, ponieważ nasze wydawnictwa gwałtownie odrabiały zaległości w publikacji klasycznych kryminałów zachodnich z lat 70. i 80." - przypomina krytyk i wydawca Tadeusz Lewandowski. W dodatku doskonałe zachodnie utwory takich mistrzów jak Alistair MacLean, Robert Ludlum, Tom Clancy były tańsze, ponieważ wydawano je w o wiele większych nakładach niż powieści polskie. "Kilku młodych, dobrze zapowiadających się pisarzy po prostu zrezygnowało z uprawiania tego zawodu" - zwraca uwagę Paweł Marszałek, szef toruńskiego wydawnictwa C & T. Wycofał się Mieczysław Szczepański ("Dellago"), Jan Kraśko zaczął przekładać autorów zagranicznych, zamiast tworzyć nowe "Atomowe ringi" i "Orbity śmierci", a Jacek Dąbała ("Zawodowcy") przerzucił się na szlachetniejsze gatunki literackie. Zamilkł także Piotr Nagoda, autor "Nie chce mi się żyć na tym świecie", doskonałej powieści kryminalnej rozgrywającej się w polskich realiach, drukowanej w odcinkach w "Kurierze Polskim".
Znawcy gatunku podkreślają też fakt, że polskie produkcje sensacyjne w porównaniu z profesjonalnie napisanymi powieściami zachodnimi to amatorszczyzna. "Nie ma w Polsce dobrych książek sensacyjnych, które mogą się mierzyć z autorami zachodnimi. Najczęściej są to grafomańskie teksty. W ciągu sześciu lat zdarzyło nam się tylko raz wydać książkę sensacyjną, "Drapieżnika" Tadeusza Oszubskiego. Opowiada ona o mieście, które mści się za złe uczynki swoich mieszkańców" - mówi Paweł Szwed, rzecznik prasowy wydawnictwa Świat Książki. Zdaniem Tadeusza Lewandowskiego, 90 proc. maszynopisów przysyłanych do wydawnictw to grafomania, połowa z pozostałych nie spełnia warunków stawianych książce poczytnej, a zaledwie jedna lub dwie opowieści dają pretekst do jakiejś refleksji. Co pewien czas pojawiają się imitatorzy. Starają się pisać trochę jak Chmielewska, Joe Alex, Stephen King. Podejmują wyzwanie, ale nie są w stanie sprostać regułom odmiany gatunkowej, jaką obrali za wzór. Więcej - młodzi autorzy umieszczają akcję w scenerii Londynu czy Nowego Jorku, ale już od pierwszych stron widać, że miasta te znają tylko z tandetnych zachodnich powieści kryminalnych. "Każda współczesna powieść posiłkuje się elementem sensacji, zarówno kryminalna, jak i polityczna. Znikają natomiast powieści czysto sensacyjne, takie jak "Ojciec chrzestny" Mario Puzo" - twierdzi Jan Koźbiel, redaktor wydawnictwa Prószyński S-ka. Funkcje powieści kryminalnej przejął w odbiorze społecznym film sensacyjny.
Zanik powieści kryminalnej jest tym większą niespodzianką, że w tej dziedzinie pisarze doby PRL radzili sobie całkiem nieźle. Popularnym autorem kryminałów pozostawał przez wiele lat tłumacz literatury anglosaskiej Maciej Słomczyński. Bohaterem jego powieści sensacyjnych (m.in. "Piekło jest we mnie", 1975 r.) był Joe Alex (jednocześnie pseudonim autora), detektyw ze Scotland Yardu, wyspecjalizowany w wykrywaniu sprawców morderstw popełnionych w zamkniętej przestrzeni, na przykład w samolocie. Na lady księgarń trafiały jednak najczęściej "powieści milicyjne" (cykl "Klub srebrnego klucza" lub "Seria z jamnikiem"), które przekonywały czytelnika, że przed wszechobecnym aparatem MO nie można się ukryć. Skromnym i szlachetnym bohaterem tych opowieści bywał nieskazitelny moralnie oficer milicji. "Przez dziesięć lat służby w Milicji Obywatelskiej Aleksander Urbaniak dorobił się stopnia kapitana, sukcesów zawodowych, poborów w umiarkowanej wysokości, żony i córki, lokalu spółdzielczego M3 oraz siwych włosów" - tak portretowała typowego funkcjonariusza Danuta Majewska w powieści "Zbrodnia bez nazwiska".
Język powieści milicyjnej był często mieszaniną bezguścia i błędów. "Detektywowi wydawało się, że dziewczyna spłynęła niczem zjawa anielska z białych chmur i z błękitnego nieba, te kolory bowiem promieniowały od niej i z jej oczu" - pisał Jacek Roy w powieści "Romans ze śmiercią" drukowanej w odcinkach na łamach "Nowin Rzeszowskich". Na wpół gazetową publikacją była też zeszytowa seria "Ewa wzywa 07...". Od roku 1968 do 1989 opublikowano 146 odcinków, a średni nakład każdego z nich był nie mniejszy niż 100 tys. egzemplarzy. Niebywałym wzięciem cieszył się również komiks kryminalny. Seria zawierająca relacje z przygód milicyjnego detektywa "Kapitana Żbika" (zeszyt w cenie 8 zł) miała aż 30 wydań, każde w nakładzie po 100 tys. egzemplarzy. Rysowane przygody kapitana Klossa sprzedały się natomiast w łącznym nakładzie 4 mln egzemplarzy.
Jedyną pisarką, która z ogromnym sukcesem odnalazła się na tym rynku w latach 90., jest Joanna Chmielewska. "Pisała powieści kryminalne z obudową obyczajową. Wyróżniła się tym, że nie trzymała się sztampy lat 60." - przypomina Andrzej Rostocki z Instytutu Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego. Jej atutem było także zarzucenie schematu: pozytywny bohater, zwykle oficer MO, kontra wredny szpieg z Zachodu lub niepokorny polski prywaciarz. Chmielewska nie koncentruje się na poszukiwaniu przestępcy poprzez drobiazgowy opis procedury śledczej, jej żywiołem pozostała pełna humoru i autoironii opowieść o perypetiach starszej pani, którą los rzucił w sam środek afery kryminalnej.

Więcej możesz przeczytać w 20/2000 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.